Tytuł aktualnego felietonu jest fragmentem piosenki, ale zanim wyjaśnię jakiej, pozwolę sobie napisać kila słów, dlaczego wybrałem dawne telewizyjne gwiazdy na bohaterów dzisiejszego tekstu.
Piszę felieton w niedzielę. Miniony tydzień był okresem tragicznym z uwagi na wydarzenia w Gdańsku. Przygnębiającym. Jak tu zatem napisać o czymś obojętnym, wesołym, czy krotochwilnym. I oto przeglądając wiadomości internetowe dowiedziałem się, że 14 stycznia odbył się pogrzeb Ireny Dziedzic. Legendy polskiej telewizji. Jej pierwszej gwiazdy. Zmarła w wieku lat 93. Pracę w telewizji rozpoczęła w roku 1956. Przez 25 lat prowadziła swój program „Tele-Echo”. Telewizję oglądam od początku jej istnienia w Polsce, toteż doskonale pamiętam pierwsze audycje nowo powstałego studio. Rok wcześniej niż Irena Dziedzic pokazali się na ekranie pierwsi telewizyjni spikerzy, czyli Eugeniusz Pach oraz Jan Suzin, a w roku 1957 dołączyła do zespołu Edyta Wojtczak. Spikerzy z tamtych lat pełnili rolę całodniowych gospodarzy programu. Byli jak gdyby konferansjerami. Siedząc przez cały czas w telewizyjnym studio, na żywo zapowiadali kolejne programy, omawiali je i komentowali, odnosząc się bezpośrednio do telewidzów. Cieszyli się zatem nieprawdopodobną popularnością. Chcę dziś przypomnieć ową czwórkę. Myślę, że dla moich czytelników nie są to postacie obce. Co prawda dzisiejsza młodzież zapewne nic o nich nie wie, ale też młodzież raczej nie czyta moich felietonów.
Zacznę od wyjaśnienia skąd taki właśnie tytuł. Otóż przypomniałem sobie piosenkę śpiewaną w jednej z pierwszych, historycznych już, telewizyjnych szopek noworocznych. Piosenkę opisującą bohaterów mojego dzisiejszego felietonu. Autorstwa prawdopodobnie Zygmunta Broniarka. Zapamiętałem następującą frazę: Tacy wspaniali są, że ACH!
Dziedzic i Wojtczak, Suzin i Pach.
Kochano ich powszechnie. Dzisiaj żyje tylko Edyta Wojtczak. Ma lat 83. Jan Suzin zmarł w roku 2012, w wieku lat 82, a Eugeniusz Pach odszedł zaledwie dwa lata temu. Miał lat 87.
Pierwszy był Eugeniusz Pach. Bardzo ciekawa postać. Jako piętnastolatek walczył w Powstaniu Warszawskim, w batalionie „Kiliński”. Odznaczono go Krzyżem Walecznych. Ranny trafił do niemieckiego stalagu. Po wojnie służył w 2. Korpusie Polskim na Zachodzie. Do Polski wrócił w roku 1948. W roku 1955 wygrał konkurs na telewizyjnego spikera. Kandydatów startowało 2000. Zwyciężyło dwóch - Eugeniusz Pach i Jan Suzin. Pach był nie tylko spikerem, ale także reporterem, a także reżyserem. Poza telewizją zasłynął, jako kierowca rajdowy. Jeździł, w charakterze pilota, z Sobiesławem Zasadą. Co do telewizji, to zerwał z nią pod koniec lat siedemdziesiątych. Od tej pory pracował w firmie Zasady.
Jan Suzin był rówieśnikiem Eugeniusza Pacha. Z wykształcenia architekt. Pracował przy budowie warszawskiego MDM. Po wygraniu konkursu na spikera pracował w telewizji do roku 1966. Poza spikerowaniem bywał czasem konferansjerem, a także lektorem czytającym polskie teksty zagranicznych filmów. Szczególnie upodobał sobie westerny. Po odejściu z telewizji można było zobaczyć go w wielu polskich produkcjach filmowych, gdzie grywał w małych rólkach, najczęściej samego siebie. Takich filmów naliczyłem siedem. Jana Suzina poznałem osobiście. Spotykaliśmy się w Kazimierzu Dolnym. Obaj bywaliśmy latem na wczasach w tamtejszym Domu Architekta. Warto przypomnieć, że znakomity spiker był aktywnym członkiem Towarzystwa Przyjaciół Miasta Kazimierza Dolnego. Przy okazji dodam, że telewizyjny gwiazdor był bardzo wysokim mężczyzną, zawsze świetnie ubranym. Wszystkie dziewczyny w Kazimierzu wprost szalały za nim.
Irenę Dziedzic pochowano niewiele ponad tydzień temu, ale zmarła dwa miesiące wcześniej. Nie miała żadnych krewnych, ani znajomych. Nie udało się odnaleźć nikogo, kto mógłby zająć się pogrzebem. Świat całkowicie zapomniał o niej. Przypomnę, że Irenę Dziedzic uważa się za twórczynię polskiego talk show. Przez 25 lat prowadziła ona własny program „Tele-Echo”, który polegał na wywiadach ze znanymi ludźmi. Wywiadach prowadzonych przy kawiarnianym stoliku. Tak więc, w pewnym sensie, była rzeczywiście prekursorką audycji z wywiadami, aczkolwiek trzeba przypomnieć, że w tamtych latach nie można było gadać na żywo tego, co ktoś miał do powiedzenia. Treść pytań i odpowiedzi ustalano wcześniej na piśmie. Później sprawdzała ów tekst cenzura i dopiero wówczas można było siąść przy stoliku, w obecności kamery, i prowadzić rozmowę. Oczywiście według ocenzurowanych zapisków, które leżały na blacie.
Na zakończenie kilka słów o Edycie Wojtczak. Żyje samotnie w swojej małej kawalerce w Warszawie, przy ulicy Marszałkowskiej. Utrzymuje się z emerytury. Bardzo skromniutkiej. Niedawno, w jakimś, wywiadzie powiedziała, że uważa siebie za życiową nieudacznicę.
Opisałem czwórkę osób, które osiągnęły niegdyś szczyty popularności. Ale to była zupełnie inna rzeczywistość.
Andrzej Symonowicz{/akeebasubs}