Dla właścicieli punktów gastronomicznych nadeszły trudne czasy. Po wiosennym lockdownie, ich biznesy znów od blisko miesiąca są pozamykane z powodu pandemii koronawirusa. – Na razie nie mamy znikąd pomocy, a jedziemy już na oparach – skarży się Grażyna Albrecht, właścicielka restauracji „Zacisze”.

Gastronomia na krawędzi
Grażyna Albrecht: - Dziennie udaje się nam zarobić 200 - 250 złotych. Wystarcza to tylko na zakupy produktów na następny dzień

DECYZJA JAK GROM Z JASNEGO NIEBA

Branża gastronomiczna jest obecnie jedną z najbardziej dotkniętych skutkami pandemii koronawirusa. Pierwsze zamknięcie swoich biznesów przedsiębiorcy odczuli już wiosną, kiedy to rząd wprowadził całkowity lockdown. Potem, przez kilka letnich miesięcy nadrabiali poniesione straty. Pod koniec października rząd ponownie zamroził ich działalność. Na dodatek decyzja ta została ogłoszona dopiero na dzień przed zamknięciem, w piątek 23 października. Dla właścicieli restauracji czy barów był to bolesny cios, bo poczynili już zakupy przed zaplanowanymi na weekend imprezami.

 

 

Aby zapoznać się z pełną treścią artykułu zachęcamy
do wykupienia e-prenumeraty.