- Uważam, że osoby aspirujące do funkcji radnego powinny swoje społecznikostwo i zaangażowanie okazywać poprzez dawanie jak najwięcej z siebie. Nie ograniczać się do uczestniczenia w sesjach, czy komisjach rady i pobierania diet - mówi w rozmowie z Kurkiem prezes Sądu Rejonowego w Szczytnie Jan Steraniec.
Rozmowa z prezesem Sądu Rejonowego w Szczytnie Janem Sterańcem (cz. III)
- Na początku lat 90. bardzo aktywnie włączył się pan w działalność charytatywną. Często np. można było spotkać pana kwestującego pod kościołem świętego Brata Alberta.
- Ten okres bardzo mile wspominam. W czasie transformacji ustrojowej był taki powszechny entuzjazm. Uważałem, że jeśli Polska ma się zmienić, to ja też muszę z siebie coś dać. Dlatego włączyłem się w działalność charytatywną zupełnie bezinteresownie, nie zważając na to, że jestem sędzią i że pozyskiwanie środków finansowych może spowodować jakąś moją współzależność. Nie brałem zupełnie tego pod uwagę. To było takie spontaniczne działanie, którego celem była pomoc dzieciom ze środowisk zaniedbanych.
- Dziś już ta spontaniczność w panu wygasła?
- Mechanizmy i standardy pomocy potrzebującym od tego czasu unormowały się. Istnieje dużo stowarzyszeń i organizacji, które działalność charytatywną mają wpisaną do swoich statutów. Ja się z tego wycofałem do tego stopnia, że jestem już tylko formalnie prezesem zespołu charytatywnego przy parafii św. Brata Alberta.
- Jak ocenia pan dzisiejszą aktywność społeczną w naszym mieście?
- Trudno ją dostrzec.