Listy do redakcji
Po zobaczeniu okładki „Kurka Mazurskiego” (nr 27/10 z dn. 7 lipca), ucieszyłem się. Oczywiście nie z powodu braku ryb w Kalwie, lecz dlatego, że w końcu ktoś zainteresował się rosnącym problemem i postawił pytanie: „Gdzie są ryby?”, bo w Kalwie ich nie ma.
Turysta-wędkarz wybierając się na wczasy najpierw robi rozeznanie, głównie w necie. Wpisując hasło „wędkowanie, ryby, Kalwa”, pojawia się kilka postów na forach. Jednakże wczytując się możemy jedynie uzyskać informację, że w Kalwie oprócz drobnicy i wzdręgi nie można nic złapać. Wędkarze żalą się, iż po wielu dniach nęcenia nie zauważyli nawet leszcza. A przecież w opisach książek wędkarskich z lat 80/90 możemy znaleźć zapisy, że Kalwa jest jeziorem typowo leszczowym.
Jezioro Kalwa, oraz okoliczne wsie są urokliwym miejscem, jednak to nie wystarczy, aby ściągnąć tu turystów. Takich jezior są setki na Mazurach. Decydującym wyróżnikiem tych miejsc może być znaczne pogłowie ryb – a to nie jest takie trudne do realizacji. Wystarczy poprawić zarybianie chociażby najtańszym narybkiem - leszcz, płoć. No i oczywiście nieznacznie ograniczyć odławianie.
Na Kalwie wędkuję średnio dwa razy w tygodniu. Za każdym razem widuję rybaków rozstawiających po kilkaset metrów siatki. Odławiają nawet w święta – 3.06.2010 r. Boże Ciało. Do tego mimo obowiązku rybacy nie znakują sieci, stwarzając tym samym zagrożenie dla życia płetwonurków, kąpiących się no i dla silników elektrycznych napędzających łodzie wędkarskie. Nierealizowanie tego obowiązku często staje się przyczyną niemiłej wymiany zdań między rybakami, a wędkarzami. Nieoznaczone sieci to sieci kłusowników. Tak zachowując się, często za nich brani są rybacy.
Od przyszłego sezonu zamierzam wędkować u innego gospodarza, np. „Gospodarstwo Rybackie Łomża”, które nastawiło się głównie na dochody z kart wędkarskich. W ciągu zaledwie 4 lat pogłowie ryb w ich zbiornikach znacząco wzrosło. Wszyscy na tym zyskali. Gospodarz ma coraz większą sprzedaż kart wędkarskich, a wędkarze swoje trofea.
Płacę 200 zł dla „Kampanii Mazurskiej” za pozwolenie na wędkowanie w Kalwie. Uważam, że jest to cena wygórowana jak za połów uklei i krasnopiórki. Oczywiście, sporadycznie zdarzy się okoń, czy szczupak, ale to rzadkie przypadki.
Na Kalwie można łowić od 1 czerwca. Tak to dobry pomysł na rozmnożenie i zaaklimatyzowanie się tarlaków, oraz „wiosennego” szczupaka. Pod warunkiem, że rybacy też nie będą odławiać w maju.
Otóż nie wystarcza sprytna reklama sprzed dwóch lat prezesa „Kampanii Mazurskiej”, polegająca na wpuszczeniu 10 sztuk szczupaka, suma, oraz karpia powyżej 10 kg. Fajna sprawa, bo ryby zostały oznaczone kolczykiem. Wędkarz, który złowi jedną z ryb i przedstawi kolczyk, otrzyma bezpłatnie pozwolenie na wędkowanie. Jednak kilkanaście ryb na prawie 600 hektarach jeziora, to chyba trochę za mało. W każdym razie po tym zabiegu wędkarze nie zauważyli żadnych zmian.
List ten napisałem, ponieważ chciałbym, aby w niedalekiej przyszłości można było powiedzieć – „Kalwa? Tak, to raj dla wędkarzy! ZAPRASZAMY”. Aby tak się stało musimy wszyscy nad tym pracować, nie tylko wymagać od gospodarza jeziora. Tak więc dbajmy o czystość wokół zbiornika, załatajmy dziury w szambach, wymagajmy od samorządu, aby powstała wokół jeziora opaska kanalizacyjna. Jeżeli chodzi o gminę, to przecież można wymóc na dzierżawcy wdrożenie i prowadzenie określonej gospodarki zasobami jeziora. Przynajmniej na początku można też gospodarza wspomóc finansowo w przedsięwzięciu zarybiania. Myślę, że Burmistrz Pasymia na pewno też jest zainteresowany poprawą warunków wędkarskich w Kalwie. To przecież zagorzały wędkarz.
Imię i nazwisko
do wiadomości redakcji.