Do tej pory tylko władze miasta Szczytna opublikowały swoje oświadczenia majątkowe za ubiegły rok. Inne samorządy albo upubliczniły je tylko częściowo, albo w ogóle. Zapytani o tę zwłokę urzędnicy wynajdują najrozmaitsze wymówki, by się usprawiedliwić.
Termin składania oświadczeń majątkowych przez przedstawicieli władz samorządowych minął 30 kwietnia. Wydawać by się mogło, że upłynęło już wystarczająco dużo czasu, by je upublicznić na stronach internetowych w Biuletynach Informacji Publicznej. Okazuje się jednak, że w powiecie szczycieńskim jest z tym problem. Do tej pory oświadczenia za 2018 r., zarówno radnych, jak i kierownictwa urzędu, opublikowało tylko miasto Szczytno. Najgorzej z dostępem do tych jawnych przecież danych, jest w przypadku Pasymia. Na stronie internetowej miasta i gminy można znaleźć tylko oświadczenia za rok 2017. W przypadku innych samorządów ujawniono zazwyczaj tylko te składane na zakończenie i rozpoczęcie kadencji (gmina Szczytno, Świętajno, Rozogi, Dźwierzuty, powiat). Z kolei w gminach Wielbark i Jedwabno upubliczniono co prawda najświeższe oświadczenia radnych, ale brakuje za to danych na temat stanu posiadania kierownictwa urzędu. Zapytani o to urzędnicy wynajdują najróżniejsze wymówki. Najczęściej zasłaniają się tym, że oświadczenia włodarzy nie wróciły jeszcze od wojewody, który ma obowiązek sprawdzenia ich treści. Nie jest to jednak żadne usprawiedliwienie. W świetle przepisów, oświadczenia są jawne od momentu ich złożenia. Dlatego nie można odmówić dostępu do nich, powołując się na fakt, że nie zostały jeszcze poddane analizie przez osobę uprawnioną.
Problem tkwi także w tym, że termin publikacji nie jest precyzyjnie określony przez ustawodawcę. Prawo mówi jedynie, że powinno to nastąpić bez zbędnej zwłoki. - To pojęcie typowo administracyjne i tak naprawdę nie ma wykładni, co dokładnie oznacza – mówi sekretarz Urzędu Miejskiego w Szczytnie Lucjan Wołos. Jednak według niego dwa miesiące to wystarczający okres na to, by opublikować oświadczenia. - To, że ich jeszcze nie ma, nie jest normalne – uważa. Zdaniem sekretarza wynika to z braku sankcji i precyzyjnie określonych terminów publikacji. - Po to jest informacja publiczna, by społeczeństwo miało do niej wgląd i pilnowało władzy – przekonuje sekretarz. Zauważa przy tym, że sposobem na zaradzenie podobnym sytuacjom byłaby presja społeczna wywierana na samorządy przez organizacje pozarządowe i media. - Jeśli jej nie ma, to urzędnikom brakuje samodyscypliny – twierdzi Wołos.
Nie przekonują go argumenty, że oświadczenia nie wróciły jeszcze od wojewody czy z Urzędu Skarbowego. - Wojewoda ma setki, jeśli nie tysiące oświadczeń do sprawdzenia. Co będzie, jeśli odeśle je po pół roku? Czy mieszkańcy dopiero po tym okresie dostaną do nich wgląd? - zastanawia się sekretarz.
Ewa Kułakowska