Rok temu i w poprzednich latach ratusz na "Dni i Noce Szczytna" dekorowany był na szczególny sposób - płóciennymi planszami zasłaniającymi okna na I piętrze. Teraz tego zabrakło i podczas minionych świąt gmach wyglądał całkiem zwyczajnie, jeśli nie liczyć flag i innych pomniejszych gadżetów reklamowych zwieszających się z jego szacownych murów - fot. 1.
Jak widać na fotografii okna na pierwszym piętrze są całkowicie odsłonięte, podczas gdy w minionych latach w pokojach urzędniczych tej kondygnacji panowała ciemności, mrok i duchota. Teraz nareszcie panuje tam jasność!
Ale co stało się z planszami, które każdemu, o ile ten nie okazał się analfabetą, wszem i wobec oznajmiały że oto trwają... DNI i NOCE SZCZYTNA?
Ano przeniesiono je w bardziej neutralne miejsce i teraz "upiększają" one okolice ronda usytuowanego w pobliżu przychodni przy ul. Kościuszki - fot. 2.
Całość nie stanowi zbyt pięknego widoku, a miejsce jest o tyle ciekawe, że w tle pyszni się blok będący świadectwem dawnej sławy i chwały Północnych Zakładów Przemysłu Lniarskiego. Świadczą o tym resztki kolorowego (niegdyś) neonu zawieszonego na dachu budowli. Ot, aktualna niezwykle wizytówka "Dni i Nocy Szczytna". A gdy komuś byłoby jeszcze mało, to może podziwiać "piękny" ażur (nędzne pozostałości) innego dachu - wieży ciśnień (biały otok) - kolejne świadectwo gospodarczych talentów włodarzy miasta.
A w ogóle przygotowania do świąt, w porównaniu do lat ubiegłych szły jakoś ślamazarnie i niespiesznie, aż dziw, że ze wszystkim zdążono.
Najpierw pojawiła się dziwna konstrukcja u wjazdu na plac Juranda, coś jakby ostra brama, bo dwa szpikulcowato zakończone prostopadłościany - fot. 3. Rozumiemy - jest to dekoracyjna forma startu i mety małego i dużego biegu Juranda, ale czemu w takim razie widzimy na niej dość dziwaczne napisy (biały otok). W powiększeniu wygląda to tak - fot. 4.
Byłabyż to ze strony organizatora propozycja specjalnego menu dla biegaczy, zapewniająca im niezwykłą wytrzymałość? Bo chyba nie lista nagród!?
UPUST SIŁY
Jeden był intrygujący gadżet towarzyszący "Dniom i Nocom Szczytna". Nieduża, ot na wysokość przeciętnego chłopa, elektryczna maszynka z zamocowaną u jej szczytu skórzaną kulą-piłką - fot. 5. Rzecz pełniła bardzo pożyteczną rolę.
Rozładowywała emocje zbyt agresywnie nastawionych do otoczenia dzieciaków i osiłków-młodzieńców spod znaku ABS (absolutny brak szyi). Typy te, zamiast fizycznie wyżywać się na rówieśnikach, mogliby za jedyne 1 zł wyszaleć się do oporu na skórzanej piłce, zadając jej najbardziej nokautujące ciosy, takie, po jakich nie wstałby nawet młodszy czy starszy z braci Kliczków.
No i dlatego podczas świąt miasta panował jako taki spokój, jeśli chodzi o rękoczyny.
A TO CI NIESPODZIANKA!
Nasze mazurskie lasy przy tak mokrym lipcu, jeśli nie praktycznie, to przynajmniej teoretycznie powinny obfitować w grzybki. Czyli co? Jak pada, to zamiast na plażę, hajda do lasu! Tam zapewne znajdziemy więcej satysfakcji... a być może także grzybki.
- Hola, hola - zawołałby pan Jan Rudnicki z Kamionka. - Nie grzybki, a grzybole lub grzybuchy!
I słusznie, bo jak inaczej nazwać okazy znalezione przez niego w lasach koło Marksewa?
Na owe borowiki-olbrzymy natknął się całkiem przypadkowo. Choć jest zapalonym grzybiarzem i lubi skoczyć do lasu, to akurat ostatnio nie pozwala mu na to czas - wydaje córkę za mąż.
W związku z tym musiał udać się do Mrągowa. Jak wracał poprzez marksewskie lasy, uznał że chwila wytchnienia nie zawadzi. No bo jak to tak, jechać przez las i nie pobuszować choćby przez chwilę w przydrożnym zagajniku? I od razu, tuż przy szosie, nieopodal małej brzózki zobaczył 3 gigantyczne prawdziwki. Największy miał kapelusz o średnicy 30 cm (waga - 1,10 kg), mniejszy 25, a całkiem "nieduży" - 18 cm
- Co z tym zrobić - głowił się pan Jan. - Do jedzenia toto się nie nadaje, na susz chyba też za wielkie. Wyrzucić?
No, ale że znalezisko rzadkie, pomyślał o "Kurku", stąd zdjęcie - fot. 6.
2003.07.23