Gdzie zaparkować

Piękna pogoda, jaka zapanowała nam od kilku dni, spowodowała kolejny najazd turystów na nasze ziemie, a że i pośród miejscowych nie brakuje zmotoryzowanych, nic dziwnego, że na miejskich ulicach zrobił się wielki tłok. Ba, jak ktoś chce się zatrzymać, to nie ma gdzie zaparkować samochodu. Cała ulica Sienkiewicza jest bowiem zastawiona rozmaitymi pojazdami - fot. 1.

Wolna pozostaje tylko (choć nie zawsze) zatoczka przystanku autobusowego oraz krótki odcinek pod sądem (skąd łamiącego zakaz czeka wywózka na lawecie). Wszelkie zatoczki przy ul. Odrodzenia i Polskiej także są zapchane samochodami, a plac Juranda wygląda podobnie. Cały zastawiony, a przy tym, niestety, dość chaotycznie. Gdy jeszcze zaparkują tam większe pojazdy, np. autokary wycieczkowe i mikrobusy, auta stojące w głębi placu nie mogą w ogóle z niego wyjechać - fot. 2.

Jak by tego było mało, niektóre autobusy parkują w miejscu oznaczonym jako postój taxi, no i udają w ten sposób supertaryfy - fot. 3.

W związku z tymi parkingowymi kłopotami część miejskich radnych postulowała niedawno wymalowanie pasów na placu Juranda, które wyznaczałyby sposób ustawiania samochodów. Inni z kolei byli temu przeciwni, tłumacząc, że to tylko oszpeci plac wybrukowany starą, prawie zabytkową kostką granitową.

Także miejskim służbom drogowym nie spodobał się ten pomysł. Według nich, pasy wcale nie zmniejszyłyby tłoku. Trzeba po prostu nowych miejsc parkingowych, ale gdzie ich szukać? W mieście ich brak - skonstatowano - wobec tego sprawa z parkowaniem została odłożona ad acta, czytaj: odłożona na święty nigdy.

Tymczasem... "Kurek", spacerując kilka dni temu ulicami miasta, zapędził się pod kino, a tam zauważył niemały i prawie pusty plac. Tutaj można by urządzić naprawdę spory parking i to w zasadzie w samym centrum miasta - fot. 4.

Co prawda stoi tu (od strony ul. Warszawskiej) pogięty znak "zakaz wjazdu wszelkich pojazdów" (biała strzałka fot. 4), ale nie oznacza to, że nie można na plac wjechać w ogóle. Wówczas musiałby być tutaj znak "zakaz ruchu wszelkich pojazdów".

Obecnie widać kilka aut, a ich mała liczba wynika stąd, że nieobeznanemu trudno tu dojechać, choć możliwości jest wiele. Albo drogą wewnątrzosiedlową, do której wjazd znajduje się zaraz za skrzyżowaniem ul. Warszawskiej z Polską, następnie od zaplecza kina (aż dwa dojazdy - obok sklepu mięsnego lub zakładu szklarskiego) i dalej od strony zakładu cukierniczego.

- Teren ów, niestety, nie należy i nigdy nie należał do miasta, więc parkingu tu urządzić nie możemy - mówi Ryszard Jerosz (UM).

Gwoli wyjaśnienia dodajmy, iż po przemianach własnościowych w III RP kino, jak i działka stały się najpierw własnością Skarbu Państwa, a potem w dzierżawę wieczystą wzięła je spółka zarządzająca kinami.

OSTATECZNY UPADEK KINA

Na drzwiach prowadzących do jedynego w mieście kina wisi obecnie mała karteczka z napisem: "kino nieczynne".

Nic więcej, żadnych wyjaśnień dlaczego i na jak długo. Co się okazuje? Ano, że już na zawsze. Spółka zarządzająca kinami uznała bowiem utrzymywanie obiektu za nieopłacalne, rozpisała przetarg i już są dwie oferty. Wkrótce powstanie tu prawdopodobnie sklep (sklepy?). Na filmowy seans trzeba będzie jechać do multikina w Olsztynie (kino "Kopernik" również zostanie zamknięte).

DREWNIANE KURPIE

Ostatnio w prasie i tv było dość głośno o warszawskich ulicznych krówkach. Chwalono je m.in. za to, że tak pięknie zdobią miasto.

Hm, nie dalej jak w ubiegłą środę, wybrawszy się do Myszyńca, spotkałem tam inne uliczne ozdoby, nazwane przez mieszkańców Drewnianymi Kurpiami - fot. 5.

Jegomość ze zdjęcia nr 5 stoi u wrót tamtejszej ulicy Modrzewiowej.

Cała zaś grupka, ani chybi jego znajomków i krewniaków, waruje pod tutejszym Urzędem Miasta - fot. 6.

Owe figurki wielkości dorosłego człowieka zdobią centrum Myszyńca od czasu niedawnego pleneru rzeźbiarskiego. Po jego zakończeniu artyści przekazali część swoich dzieł miastu. Jak wiadomo, również i w okolicach Szczytna mieliśmy w przeszłości szereg takich artystycznych przedsięwzięć, ale ulice miasta nic na tym nie zyskały. Na razie w Szczytnie mamy atrakcje nie tyle dla oka, ile dla... nosa.

AROMATY NIEKUCHENNE

Kiedy w miniony czwartek wieczorem spacerowałem główniejszymi traktami Szczytna, nic szczególnego, wzorem drewnianych Kurpi z Myszyńca nie cieszyło oka, a jedyne, co dało się mocno odczuć to.... smrodliwe powietrze napływające znad Leman. Akurat dochodziłem do ogródka jednego z miejscowych lokali gastronomicznych. Tam, na "świeżym" powietrzu, wiele osób (w tym zapewne i turystów) konsumowało wieczorny posiłek... Nic, tylko współczuć biesiadnikom takich aromatów...

GRZYB "NORWESKI"

W miniony piątek odwiedził redakcję pan Jan Dominik, mieszkaniec Szczytna. Jest on zapalonym grzybiarzem i znawcą rozmaitych gatunków, ba, mało tego, leśne runo zbierał niejeden raz za granicami kraju.

Tym razem jednak wybrał się na grzybobranie niedaleko - do pobliskich lasów w okolicy wsi Płozy. Tam natknął się na borowika - olbrzyma - fot. 7.

- Tak wielkie okazy - mówi "Kurkowi" - dotąd znajdowałem jedynie w Norwegii.

Cóż, okazuje się, że nasze lasy nie gorsze od innych europejskich i w nich również znaleźć można rekordowe okazy.

2005.08.24