Marek Szpejankowski jest autorem ciekawie napisanej i bogato ilustrowanej książki o wymownym tytule: „Krzysztof Klenczon - polski John Lennon”.
Pisarz wyznaje we wstępie, że muzyką zaczął interesować się już w dzieciństwie. Słuchał wówczas utworów, które potrafił zrozumieć i dlatego zafascynowały go melodyjne piosenki „Czerwonych Gitar”. Często je nucił i nawet w szkole należał do zespołu wykonującego utwory swojego idola Krzysztofa Klenczona. Lata mijały, a fascynacja trwała. Z czasem Marek Szpejankowski dołączył na facebooku do licznej i aktywnej grupy fanów tragicznie zmarłego muzyka. Tam fascynaci idola wymieniali się ciekawymi informacjami i zdjęciami. Pewnego dnia Marek Szpejankowski otrzymał informację od Alicji – wdowy po Klenczonie o Festiwalu w Pułtusku poświęconym pamięci Krzysztofa Klenczona wraz z zaproszeniem do uczestnictwa w jury. Pobyt na festiwalu i wiadomości, które usłyszał podczas rozmów prowadzonych z fanami i członkami rodziny Krzysztofa Klenczona zaowocowały powstaniem cennego opracowania.
Książka, którą polecam została wydana w 2019 r. i jak twierdzi autor jest hołdem oddanym „Wielkiemu Muzykowi, jakim był KRZYSZTOF KLENCZON”. Czyta się ją z wielkim zainteresowaniem, bowiem zawiera wiele ciekawych wątków dotyczących i mojego ulubionego muzyka. Bardzo podoba mi się stwierdzenie Marka Szpejankowskiego, że sukces „Czerwonych Gitar” w czasach ich świetności był olbrzymi. Ponieważ był to pierwszy polski zespół, który przemawiał do młodzieży w zrozumiałym dla niej języku. Natomiast Klenczon śpiewał o tym, że deszcz kapie mu na nos, że ma tremę na pierwszym balu, o oblanej maturze, o szkolnej koleżance... Ale śpiewał tak, że wszyscy chłopcy i każda dziewczyna mieli wrażenie, że Klenczon śpiewa o nich i zwraca się też do nich. Z wielkim zaciekawieniem zapoznałam się z treścią wspomnianej książki i oczywiście ma ta pozycja dla mnie i dla „Kręciołów” szczególną wartość, gdyż na stronie 64. autor zamieścił zdjęcie naszej rowerowej grupy w przepięknych koszulkach ufundowanych przez Agatę Lenkiewicz. Tu informacja, że 1 października 2005 r. braliśmy udział w uroczystości nadania Gimnazjum w Dźwierzutach imienia Krzysztofa Klenczona. Na wspomnianej stronie Marek Szpejankowski pisze: W uroczystości wzięła udział m.in. grupa rowerowa „Kręcioły” występując w koszulkach z logo Krzysztofa Klenczona zasponsorowanych przez Agatę Lenkiewicz. Marek Szpejankowski w bibliografii powołuje się na różne periodyki i tu kolejna ciekawostka - autor wymienia korzystanie z treści zamieszczonych w „Kurku Mazurskim” a dokładnie w nr: 35/2004, 48/2004, 28/2006.
Marek Szpejankowski odwiedził Szczytno i spacerował po miejscach upamiętniających muzyka. Był przy tablicy umieszczonej na budynku, w którym mieszkał Klenczon i właśnie z książki dowiedziałam się, że fundatorem tablicy są fani Krzysztofa Klenczona z Częstochowy. Być może ta informacja widnieje na wspomnianej tablicy, ale jakoś nie zwróciłam wcześniej na to uwagi. Był przy pomniku zlokalizowanym obok MDKu i też z książki dowiedziałam się, że autorem postumentu jest artysta rzeźbiarz śp. Michał Grzymysławski. Przyłapałam autora na popełnieniu drobnego błędu. Otóż napisał, że pomnik Krzysztofa Klenczona z fontanną znajduje się nad Jeziorem Małym, a przecież ciągle stoi nad Dużym Domowym. Specjalnie poszłam z książką Marka Szpejankowskiego do tego pomnika, by pokazać i mojemu przecież idolowi, że jestem szczęśliwą posiadaczką szczególnej pozycji. Upamiętniłam ten fakt wspólną fotką z moim idolem. Do tej pory myślałam też, że nuty umieszczone na wspomnianej fontannie są taką przypadkową ozdobą. Z książki wyczytałam, że na obramowaniu za pomnikiem przedstawiono fragment zapisu nutowego i jest to kilka taktów z piosenki „Wróćmy na jeziora”. Marek Szpejankowski swoją twórczością udowadnia, że literatura i muzyka tworzą niezwykłą parę. Autor ukazuje, że utwory związanego ze Szczytnem Krzysztofa Klenczona są ponadczasowe, genialne i melodyjne. Tu zacytuję fragment recenzji Bartłomieja Duszy zamieszczonego na rewersie polecanej przeze mnie książki: Krzysztof Klenczon żyje w naszych sercach, w każdej nucie wydobytej z gitary, w każdym jej dźwięku. Jego muzyczny testament jest niezwykle bogaty. Zapisał w spadku mnóstwo kapitalnych kompozycji, które ofiarował swoim spadkobiercom – oddanym fanom. 7 kwietnia 1981 roku Krzysztof zamknął oczy i tym samym dołączył do najlepszego zespołu, w najlepszym dla muzyka miejscu. Od tej pary gra w Niebiańskiej Kapeli, brzdąkając i śpiewając samemu Najwyższemu. Jego muzyka dociera jednak do nas schodząc Z OBŁOKÓW NA ZIEMIĘ. Oczami wyobraźni widać jak Krzysztof wraz z aniołami podróżuje niebiańskim STATKIEM WIDMO po wzburzonym w 10 W SKALI BEAUFORTA niebie, odwiedzając wszystkie te PORTY, których nie zdążył odwiedzić. Nie musi ŻEGNAĆ SIĘ Z GITARĄ, ponieważ ma ją cały czas przy sobie. Patrząc na nas z góry wie, że jednak PRZESZEDŁ DO HISTORII(...).
Grażyna Saj-Klocek