Jedną z moich ulubionych pisarek jest Wioletta Piasecka. Jej twórczość już promowałam, ale z prawdziwą przyjemnością ogłaszam, że na rynku wydawniczym ukazała się kolejna pozycja noszącą tytuł „Lolek.

Godzinami z książkami - Lolek
Rowerzyści wraz z Marią Młynarską przy kamieniu upamiętniającym spływ kajakowy przyszłego papieża Karola Wojtyły przez jezioro Sasek Wielki

Zanim został Janem Pawłem II". Zapewniam, że książka zaciekawi dzieci, rodziców i dziadków – to lektura dla całej rodziny. Autorka ukazuje młode lata Karola Wojtyły. Bowiem „Lolek. Zanim został Janem Pawłem II" to opowieść o młodym chłopcu pełnym radości i niezwykłej siły ducha. Dowiemy się, że utrata ukochanej matki i starszego brata, a później wojenne doświadczenia i śmierć ojca nie tylko go nie załamały, ale wręcz – umocniły, zahartowały. Książka Wioletty Piaseckiej to niezwykła podróż w czasie, wypełniona wzruszającą opowieścią i pięknymi ilustracjami autorstwa Aleksandry Czornyj, które wskrzeszają klimat tamtych lat. To nie tylko biografia – to lekcja życia, która poruszy każdego człowieka. Karol Wojtyła urodził się 18 maja 1920 r. w Wadowicach i pozostawił trwały ślad w naszych sercach i na naszej ziemi. Jego słowa: „Niech zstąpi Duch Twój i odnowi oblicze ziemi! Tej ziemi!" wybrzmiewają pięknym przesłaniem do dziś.

Zapewne Wioletta Piasecka, stawiając końcową kropkę w „Lolku" 30 stycznia 2025 r., nie zdawała sobie sprawy, że będziemy uczestnikami wyboru kolejnego papieża. Jednak na pewno wiedziała, że książka „Lolek" posłuży czytelnikom do zgłębienia wiedzy o Karolu Wojtyle. U mnie wywołała wiele refleksji i sprawiła, że czytając ocierałam łzy wzruszenia. Papież Jan Paweł II zjawił się w moim życiu w wyjątkowej sytuacji. W 1978 r. koleżanka poprosiła mnie, bym pojechała z nią i jej wujkiem do Giżycka. Miała tam załatwić ważne, rodzinne sprawy. Zgodziłam się, ponieważ transport zapewniony, a wizja przeżycia ciekawej przygody kusiła. Właśnie jadąc do Giżycka słuchaliśmy radia i ważną informację usłyszeliśmy w podróży. Od razu w samochodzie zrobiło się dostojnie i uroczyście. Pamiętam to wydarzenie doskonale i faktycznie przeżyłam wyprawę życia, podczas której dowiedziałam się, że Polak został papieżem. Zapewne wiele osób, podobnie jak ja, wie co robiło i w jakiej sytuacji zastała ich ta ważna informacja.

Takich niezapomnianych sytuacji związanych z osobą Ojca Świętego mam kilka. Kolejna dotyczy wizyty Jana Pawła II w Olsztynie. W dniu 6 czerwca 1991 r. rzesze wiernych, w tym i moja mama Danuta Saj, udały się do stolicy Warmii i Mazur, by uczestniczyć w niezwykłych uroczystościach. Ja, podobnie jak wielu moich kolegów, udałam się do biura „Społem" PSS, ale z uwagi na transmisję tego wydarzenia w telewizji nie w głowie była nam praca. Na szczęście nasz prezes pan Bogusław Palmowski zdawał sobie sprawę z tego i do sekretariatu przyniósł turystyczny telewizor. Mądry prezes wiedział, że w tak ważnym dniu pożytku z nas nie będzie i zarządził wspólne oglądanie. Telewizor ustawiono na szafce dalekopisu, a my licznie zgromadzeni oglądaliśmy i wsłuchiwaliśmy się w ważne słowa papieskiej homilii. W najważniejszym momencie, gdy wiele osób ukradkiem wycierało łzy wzruszenia wydarzyło się coś w sumie oczywistego i normalnego, ale bardzo zaskakującego dla zgromadzonych. Otóż byliśmy w pracy, więc dalekopis się włączył i głośnym trajkotaniem maszyna drukowała wiadomość. Wszyscy z wyrzutem popatrzyli na mnie – odpowiadałam za teleks i jego obsługę, a ja niewiele myśląc podeszłam do hałaśliwego urządzenia i wyciągnęłam wtyczkę z gniazdka. Maszyna przestała pracować i nic więcej naszej uwagi skupionej na słowach Ojca Świętego nie zakłócało. W tym miejscu mała dygresja. Dalekopis był wspaniałym, ale bardzo hałaśliwym urządzeniem. Nie można było go wyłączyć „pstryczkiem elektryczkiem", ale ja w tamtym dniu na dłuższą chwilę po swojemu to zrobiłam.

Ten dzień, gdy pracownicy „Społem" PSS w Szczytnie stłoczeni, ale zjednoczeni oglądali transmisję z wizyty papieża w Olsztynie na zawsze zostanie w mojej pamięci. Niestety nikt wówczas nie zrobił nam zdjęcia. Ale za to gdy wspólnie z koleżankami pojechałyśmy do Wadowic, by pospacerować po rodzinnym mieście naszego papieża, niezrównana mistrzyni obiektywu, nasza kochana Zosia na lewo i prawo wszystko utrwalała wypasioną lustrzanką. Oczywiście w Wadowicach zasiadłyśmy w cukierni i rozkoszowałyśmy się smakiem papieskich kremówek. Zakupiłyśmy też na wynos i dla naszej Zosi były to najdroższe kremówki w życiu. Otóż wkładając smakołyk do plecaka zapomniała, że nie przełożyła paska aparatu przez głowę, a jedynie zawiesiła na ramieniu. Cóż kremówki ocalały, ale obiektyw aparatu... roztrzaskał. Ależ ogrom refleksji książka Wioletty Piaseckiej wywołała. Postanowiłam „Lolka" sfotografować przy papieskim kamieniu ufundowanym przez panią Marię Młynarską i jej rodzinę w Trelkówku nad jeziorem Sasek Wielki.  Właśnie w tym miejscu podczas spływu kajakowego w 1968 r.  Karol Wojtyła biwakował.  Tyle wspomnień  niezwykła postać Jana Pawła II przywołała, a pani Maria Młynarska na pamiątkę z nami rowerzystami się sfotografowała.

Grażyna Saj-Klocek