Pełne romantycznych uniesień powieści Wioletty Piaseckiej pisane w leśniczówce Baranówka pociągnęły sznureczek mojego liryzmu.

Sięgnęłam więc po tomik poezji Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego, wybierając wiersze pisane w leśniczówce Pranie. Wprawdzie są to dwie różne miejscowości, ale obie niosą natchnienie. Nie byłam w „raju", jak pięknie miejsce swojego zamieszkania nazywa Wioletta Piasecka, ale poznając twórczość pisarki jestem w stanie wyobrazić sobie ten jej „ukochany świat". Za to wielokrotnie byłam w Praniu, a poezja stworzona przez Gałczyńskiego w tym ukrytym w Puszczy Piskiej zakątku jest obecna w moim sercu. Uważam, że te dwa miejsca posiadają twórczą magię, stąd moje porównanie.
Nie dziwię się, że Gałczyński w Praniu szybko odnalazł normalny rytm pracy, a lasy i jeziora, jak sam wyznał „ułożyły rękę do pisania". Wstawał wcześnie, pływał, długo chodził nadbrzeżnymi ścieżkami pogrążony w zamyśleniu. Chłonął poetycką wrażliwością urodę otoczenia. Jak czytamy w opracowaniu Andrzeja Drawicza z 1987 r. Po śniadaniu siadał do biurka, a po obiedzie przychodził czas na spacery. Razem z najbliższymi – żona towarzyszyła mu w Praniu cały czas, córka – w okresie wakacji – wchodził poeta w leśne sale, w zmienne układy wysokopiennych olbrzymów, małych zagajników, rozległych polan, w plątaninę dróg i ścieżek, odsłaniających o każdej porze nowe perspektywy. Miał tu swoje ulubione zakątki: piękną bindugę, z której roztaczał się widok na rozłożysty łuk jeziora, sosnę-olbrzyma, którą po jego śmierci uczyniono pomnikiem przyrody i nazwano jego imieniem. Spotykał leśnych mieszkańców: sarny, jelenie, zające, nawet płochliwe dziki, za którymi puszczały się w pogoń psy-dzikarze miejscowej mazurskiej rasy. Poeta czuł się w lesie swojsko, widać to na zdjęciach i w wierszach, które rychło ułożyły się w dziennik obcowania z przyrodą. Bywał na Mazurach o różnych porach roku i mógł ocenić ich odmienne uroki: gwałtowne przyjście zwykle nieco spóźnionej wiosny, senny dosyt lata z odurzającym zapachem leśnych łubinów, łagodny schyłek zmieniającej kolory jesieni, tęgą siarczystość śnieżnej zimy... Jednym słowem Konstanty Ildefons Gałczyński doskonale czuł się w Praniu, a miejsce sprzyjało wytchnieniu, uspokojeniu, złapaniu równowagi i weny twórczej. W Praniu Gałczyński pojawił się latem 1950 r. i przebywał podczas letnich sezonów, przedłużając pobyt jak tylko się dało. Rok 1952 r. był dla poety trudny - ponieważ przeszedł drugi zawał. W 1953 r. przebywał nad Jeziorem Nidzkim od sierpnia do początku listopada i również zwlekał z wyjazdem, jakby przeczuwał, że to pożegnanie. Zmarł w Warszawie 6 grudnia 1953 r. w wieku 48 lat.
W Praniu ślad poety został „ocalony od zapomnienia", a wydźwięk jego twórczości trwa przez dekady. Stanowi ważne odniesienie dla miłośników poezji. Przekonałam się o tym 14 lutego, uczestnicząc w niezwykle ciekawym spotkaniu walentynkowym pt. „Poetyckie impresje" zorganizowanym przez Miejską Bibliotekę Publiczną w Szczytnie. Podczas uroczystości dwie młode artystki zaprezentowały swoje talenty. Pochodząca z Ornety poetka Amelia Malinowska promowała swoją twórczość w debiutanckim tomiku „Utkano cię z fal i świateł". Natomiast oprawę muzyczną zapewniła szczytnianka Natalia Hajn, wzbudzając zachwyt niezwykłą barwą głosu. Oniemiałam z wrażenie, gdy młoda poetka Amelia Malinowska pytana przez prowadzącą spotkanie panią Adriannę Trzepiotę – dyrektorkę MBP o ulubionych poetów wyznała, że jednym z nich jest właśnie Konstanty Ildefons Gałczyński. Jakie to piękne, że poezja mojego ulubieńca jest bliska młodemu pokoleniu. Wszystkim dedykuję przepiękny wiersz „Rozmowa liryczna", a że podczas pisania tego felietonu zima zawitała i „posrebrzyła ramy okien" to dodam, że zimą kocham cię jak wesoły ogień. Blisko przy twoim sercu. Koło niego. A za oknem śnieg. Wrony na śniegu. Wiersz „Rozmowa liryczna" Gałczyński napisał w leśniczówce Pranie w 1950 r. i choć minęło tyle lat, piękny jest poezji świat. Tej, która wiele lat temu powstała i tej, która świeżością talentu młodej poetki Amelii Malinowskiej w szczycieńskiej bibliotece wybrzmiała.
Grażyna Saj-Klocek