Już za chwilę Święta Bożego Narodzenia. Trudno o tym nie pamiętać, bowiem jeśli włączymy telewizor, to już za chwilę, obojętnie na jakim kanale, zobaczymy świąteczną reklamę z niezwykle kudłatym facecikiem, czyli Mikołajem nazywanym Świętym.

Trochę nie wiadomo dlaczego, bo w naszej, katolickiej tradycji, pierwowzorem owej świątecznej postaci był biskup. Prawdziwy. Nie nosił on czerwonej czapeczki z pomponikiem, tylko mitrę, a oprócz worka z prezentami dzierżył w dłoni pastorał. No, ale ogólnie biorąc globalizujemy się i amerykański model świątecznego darczyńcy zdominował nasz dzisiejszy świat medialnej reklamy. Ten współczesny, czerwony Mikołaj to ktoś taki, co to wygląda jak powiększony krasnoludek. Tyle że jest jeszcze bardziej owłosiony, czyli kudłaty. Pewnie dlatego, że mieszka w zimnej Laponii. Być może gęsta broda i siwe pukle loków pomagają mu przetrwać w mroźnym klimacie. Oglądając codziennie kolejne wersje owej zabawnej postaci, zacząłem zastanawiać się, jak to jest z tą brodą u mężczyzn. Od kiedy i dlaczego zaczęto ją golić. Sam noszę brodę i wąsy (niewielkie, przycinane) już kilkadziesiąt lat. Od czasów studenckich. To z lenistwa. Niegdyś uznałem, że szkoda czasu na poranne golenie się i to przekonanie pozostało mi do dzisiaj. A jak to wyglądało niegdyś i wygląda obecnie w wielkim świecie? Mam zamiar przyjrzeć się tej procedurze. Stąd tytuł mojego felietonu „Golono, strzyżono”. Tak niegdyś zatytułował swój zabawny wiersz Adam Mickiewicz. Wieszcz użył słów, którymi, półtora wieku wcześniej, nazwał swój utwór poeta Wacław Potocki. Oczywiście znam fredrowskie „proporcium, mociumpanie”, ale pozwolę sobie, jako trzeci z kolei, skorzystać z użytego przez mistrzów zestawu słów dotyczących zarostu.

 

 

Aby zapoznać się z pełną treścią artykułu zachęcamy
do wykupienia e-prenumeraty.