Miniona niedziela była szczególnym dniem dla parafii pod wezwaniem Świętego Jana Nepomucena w Wielbarku. Tego dnia 45-lecie posługi kapłańskiej obchodził ksiądz proboszcz Marian Kaim. Specjalnie dla jubilata wystąpił wielbarski chór In Tempo. Nie zabrakło też życzeń i kwiatów od wdzięcznych parafian, w tym od Ochotniczej Straży Pożarnej.
Ksiądz Marian Kaim urodził się w beskidzkiej wiosce Słopnice w 1936 r. W wieku 18 lat zdecydował się pójść do seminarium w Tarnowie, gdyż odkrył w sobie powołanie kapłańskie. Jednak dopiero po dwóch latach udało mu się zrealizować ten zamiar, i to w odległym Olsztynie. W seminarium w Tarnowie była ostra selekcja, na jedno miejsce przypadało czterech chętnych. O przyjęciu w pierwszej kolejności decydował głos kandydata.
- Ci, którzy mieli słaby, a ja do nich należałem, byli wysyłani na Mazury – tłumaczy jubilat. - Góral to musi mieć taki głos, że jak huknie, to od piątego szczytu górskiego echo się musi wrócić – dodaje.
Po ukończeniu seminarium w 1961 r., 25-letni kapłan został skierowany do Dzierzgonia pod Malborkiem. Trzy lata później trafił do Wielbarka, w którym proboszczem był ksiądz Ryszard Domagała. Nie wiedział wówczas, że za kilka dobrych lat sam obejmie probostwo i zostanie w Wielbarku na stałe. Chociaż ciągle czasy dzieciństwa i młodości spędzone w górach wspomina ze łzą w oku, pozostaje wierny maksymie: „Kwitnij tam, gdzie Pan Bóg cię posiał”.
Jego największym zmartwieniem jest niska frekwencja parafian na niedzielnej mszy świętej.
- Tylko 20 procent dorosłych wiernych chodzi do kościoła - ubolewa. Podobne jest z najmłodszymi.
Odwrotne proporcje są natomiast w jego rodzinnych stronach. Tak wielką różnicę ksiądz upatruje w odmiennym charakterze Tarnowa i Mazur.
- U nas religia z dziada pradziada, a tu ludność napływowa – tłumaczy proboszcz.
KIBIC I ŻARTOWNIŚ
Jest zapalonym kibicem piłki nożnej, lubi jeździć na nartach. W swojej posłudze kapłańskiej starał się przenosić podhalańskie zwyczaje na Mazury, na przykład te związane z kolędowaniem. Z rozbawieniem wspomina czasy, kiedy jako młody ksiądz, przebrany za śmierć, szedł z kosą w ręku przez cały Wielbark z grupą kolędowników. W Poniedziałek Wielkanocny parafianie mogą liczyć na podwójną dawkę wody święconej. Ksiądz wraz z organistą leją ją prosto z wieży.
- U nas na Podhalu, jak który chłopak dziewczynę obleje, to jeszcze musi mu ona za to pół litra wódki postawić. I taka panna nie ma prawa się obrazić, bo straciłaby sympatię w swojej wsi - wspomina ksiądz Marian Święta Wielkanocne w górach.
Dziś nie myśli już jednak o powrocie.
- Góral z Kurpiami się zżył - śmieje się. - Zostanę tutaj z wami do końca.
Kamila Laskowska/fot. A. Olszewski