Kontakty Mazurów z leżącą po drugiej stronie granicy Rzeczpospolitą zawsze miały żywy charakter. Kwitł handel
i przemyt. Szmuglowano nawet broń. Najwięcej w trakcie powstania styczniowego 1863 roku. W procederze tym uczestniczył Wojciech Kętrzyński, późniejszy szanowany historyk i dyrektor Zakładu Ossolińskich we Lwowie.
Konferencja
W połowie 2008 roku pisałem w „Kurku Mazurskim” o konferencji naukowej w Rozogach dotyczącej migracji ludności na pograniczu mazursko – kurpiowskim. Jako jej pokłosie ukazała się niedawno książka pod tytułem „Migracja ludności na pograniczu mazursko – kurpiowskim w XIX i XX wieku”, zawierająca materiały z tej konferencji. Oczywiście zachęcam do jej lektury. W swej relacji sprzed roku omówiłem wszystkie wygłoszone wówczas referaty. Dlatego dzisiaj chciałbym przedstawić tylko to, czego na konferencji nie było, a w książce się znalazło – niezmiernie ciekawy artykuł dra Jana Chłosty „Kontakty mieszkańców Kurpiowszczyzny z Mazurami i Warmiakami w okresie walki o niepodległość Polski w latach 1794 – 1864”. Wynika z niego, że największego wsparcia Polakom walczącym z zaborcami Mazurzy udzielali w trakcie powstania styczniowego, a Rozogi stały się wówczas prawdziwym centrum przemytu broni.
Szmuglerzy broni
Przez Rozogi do powstańców docierało około 80% całej broni przemycanej z Królewca. W przemycie brali udział mieszkańcy Rozóg, Jerutek, Spalin Wielkich i Wujaków. W Rozogach najbardziej zaangażowani byli agent powstańczy Henryk Kosiorek i właściciel miejscowej gospody, Żyd Eyssig Keller. Ten ostatni zajmował się przemytem broni na wielką skalę. Zakupywał ją nawet w Lipsku i Berlinie. Sam Keller miał twierdzić, iż handluje bronią nie dla zarobku, lecz z „miłości do Polski”. Przemytem broni dla powstańców zajmował się także inny karczmarz z Rozóg, Michał Gerlach. Pomagał mu między innymi niejaki Śledzik z Myszyńca, który okazał się rosyjskim szpiegiem. Gerlachowi udowodniono sprzedaż 51 karabinów, 20 funtów prochu, 10 koszy kapiszonów i dwóch form do odlewania kul. Jednak i zdrajcę dosięgła sprawiedliwość. Śledzik za współpracę z Rosjanami został przez powstańców zabity. Przemytem broni zajmowali się również hrabiowie Dąmbscy z Mycielina koło Sąpłat. Zorganizowali oni nawet powstańczy oddział, który przekroczył granicę w pobliżu Rozóg i wziął udział w powstaniu. Sporo samych Mazurów uczestniczyło w powstaniu, niejednokrotnie ginąc w walce lub dostając się do niewoli i spędzając długie lata na zesłaniu.
Powstańcze mogiły
Na terenie naszego powiatu znajdują się również mogiły powstańców styczniowych – w Klonie, Księżym Lasku i Lesinach Wielkich. W Księżym Lasku, nieopodal dawnej granicy, na grobie powstańca ukrytego przez Mazurów przed wydaniem w ręce Rosjan, wyryto napis Gratia victis. W lipcu 1935 roku 29 osobowa delegacja oddziału Ligi Morskiej i Kolonialnej z Mławy złożyła kwiaty na mogile nieznanego powstańca w Lesinach Wielkich. Zachował się opis pogrzebu jednego ze zmarłych w Klonie powstańców, który przed śmiercią wyraził życzenie, aby pochować go za rowem granicznym, w Królestwie Polskim: „Mazurzy o tym pamiętali i wykonali wolę zmarłego. Ponieważ jednak w dzień plątały się nad granicą patrole rosyjskie, więc pogrzeb wyprawiono w nocy. W pogrzebie wzięła gromadnie udział ludność wiejska – Kurpie i Mazurzy pruscy, którzy zebrali się wielką gromadą. Zmarłego włożono na wóz i prowadzono w cichości od wsi Klon do samego Myszyńca przez bory i zarośla, unikano bowiem traktów. Zebrana ludność niosła w ręku zapalone drzazgi lub pochodnie, a nawet świece, co sprawiało w nocy imponujący widok. Zmarłego pochowano w Myszyńcu bez żadnych przeszkód, bo Moskale w nocy bali się chodzić po borach, nawet w większych oddziałach”. Tak to przez mazursko – kurpiowską granicę migrowali nie tylko żywi, ale także zmarli.
Kętrzyński
Przemytem broni z Mazur na Kurpie w trakcie powstania styczniowego zajmował się również Wojciech Kętrzyński, którego imię nosi dzisiaj jedna z ulic Szczytna. Od jego też nazwiska swoją nazwę wzięło miasto Kętrzyn. Kętrzyński urodził się w Giżycku w 1838 roku jako Adalbert von Winkler. Jego wywodząca się z Kaszub rodzina zgermanizowała swe nazwisko na Winkler. W wieku 23 lat Kętrzyński wrócił do dawnego nazwiska rodzinnego. W 1859 roku rozpoczął studia na uniwersytecie w Królewcu. Za przemyt broni dla powstańców styczniowych został przez Prusaków aresztowany i uwięziony w Wysokiej Bramie w Olsztynie. W procesie skazano go na rok więzienia w twierdzy kłodzkiej. Po uwolnieniu wrócił na uniwersytet w Królewcu i obronił rozprawę doktorską. Z powodu swoich propolskich sympatii ciężko było mu znaleźć pracę w Prusach. Ostatecznie przeprowadził się do zaboru austriackiego, gdzie od 1870 roku zaczął pracować w Zakładzie imienia Ossolińskich we Lwowie, a od 1876 roku został jego dyrektorem. Zaczął publikować prace naukowe o Mazurach, stając się najbardziej znanym polskim historykiem Mazur w tym okresie. Wydał między innymi „O Mazurach” (1872) i „O ludności polskiej w Prusiech niegdyś krzyżackich” (1882). Zmarł 15 stycznia 1918 roku we Lwowie. Pochowano go na Cmentarzu Łyczakowskim.
Student z Rozóg
Ciekawe informacje o działalności Kętrzyńskiego w czasie powstania styczniowego podał ostatnio w nowej monografii powiatu szczycieńskiego Janusz Jasiński. Relacja z 1863 roku wspomina o następującym wydarzeniu w Rozogach: „Pewien student uniwersytetu królewieckiego mieszkający w Rozogach przy granicy polskiej wraz z kilkoma kolegami poszedł obalić słup graniczny z rosyjskim orłem dwugłowym. Kozacy w pogoni za nim wpadli na rynek w Rozogach i gdyby nie łapówka dla komendanta i poczęstunek dla żołnierzy, sprawa zakończyłaby się fatalnie”. Jasiński ustalił, że w roku akademickim 1862 – 1863 tylko dwóch studentów opuściło zajęcia na uniwersytecie w Królewcu bez pozwolenia jego władz: Walerian Reutt i „Adalbert Winkler von Kętrzyński”. Reutt nie wchodzi w rachubę, gdyż szybko wyjechał za granicę. Owym „studentem z Rozóg” mógł więc być tylko Wojciech Kętrzyński. Co więcej, sam Kętrzyński wspomina o swojej wyprawie w te strony, w tym do Myszyńca, opisując między innymi takie oto zdarzenie: „W czasie mojego tutaj pobytu zaatakowano obóz. Już z granicy pruskiej widziałem cwałujących wśród huku strzał kozaków. Tutaj znowu okazał mnie i rzeczy naszej niemałe względy oficer graniczny, Niemiec, który miał tylko jedno pragnienie, poznać bliżej bitnych Polaków i znaleźć się na chwilę w ich obozie”. Na pewno nie jest to zbieżność dwóch relacji z tego samego roku, dotyczących różnych studentów, lecz są to dwa opisy tego samego zdarzenia. Co najwyżej w swojej relacji Kętrzyński ubarwił nieco własną ucieczkę przed pędzącymi kozakami.
Sławomir Ambroziak