Błysk, a po nim przerażający huk. Wybite szyby w oknach, oderwany kawał gruzu w ścianie, spalona instalacja elektryczna - w ciągu sekundy mieszkanie Ewy i Zygmunta Wojnickich z ulicy Leyka zamieniło się w pobojowisko. - To cud, że nikomu nic się nie stało - mówi gospodyni.
Wtorkowe popołudnie 30 maja na długo pozostanie w pamięci mieszkańców domu nr 52 przy ulicy Leyka w Szczytnie. Po godzinie 16.00 budynkiem zatrzęsło. Huk, który się rozległ, dało się słyszeć nawet w odległych punktach miasta. Piorun uderzył najpierw w linię energetyczną, a potem w ścianę pechowego domu, po czym uszkodził rosnący kilka metrów dalej świerk.
- Zobaczyliśmy błysk. Początkowo myśleliśmy, że może ktoś wrzucił petardę, ale szybko zrozumieliśmy, co się naprawdę stało - opowiada Helena Idziak mieszkająca na parterze domu.
W ciągu krótkiej chwili w budynku wyrwało kontakty i liczniki. Błyskawicznie spaliła się instalacja elektryczna. Światło pogasło nawet w sąsiednich domach. Na szczęście nie doszło do pożaru.
- W życiu czegoś takiego nie widziałam - mówi pani Helena.
Na górze domu mieszka jej siostrzeniec Zygmunt Wojnicki z rodziną. W chwili uderzenia pioruna przebywał w mieszkaniu wraz z trzynastoletnim synem. Żona Ewa była akurat w pracy. Wnętrze ich domu w ułamku sekundy zamieniło się w pobojowisko. Piorun wyrwał kawał gruzu ze ściany. Popękały szyby w oknach oraz w segmencie. W pokoju, który został najbardziej zniszczony akurat nikogo nie było.
- To prawdziwy cud, że nikomu nic się nie stało. Syn często siadał tuż przy ścianie, w którą uderzył piorun i odrabiał lekcje - mówi Ewa Wojnicka.
Jej najbliżsi byli w tym czasie w kuchni.
- Zaraz potem mąż przybiegł do mnie do pracy i opowiedział mi o wszystkim. Cały się trząsł - relacjonuje pani Ewa.
Teraz w całym domu nie ma prądu. Pracownik administrującego budynkiem Zakładu Gospodarki Komunalnej stwierdził, że wyładowanie atmosferyczne nie naruszyło poważnie konstrukcji i dom nadaje się do użytku.
- Obiekt był ubezpieczony, więc za pieniądze uzyskane z tego tytułu przeprowadzimy konieczne naprawy - zapewnia Edward Czajkowski z ZGK.
Budynek nie był wyposażony w piorunochron. Dlaczego?
- Nie ma przepisu, który by tego wymagał - mówi Edward Czajkowski.
Przyznaje, że nigdy dotąd nie spotkał się z takim zjawiskiem. Podobnego zdania byli także przybyli na miejsce pracownicy zakładu energetycznego.
(łuk, map)
2006.06.07