Tuż po wyborach samorządowych i objęciu władzy przez nowego wójta, w gminie Rozogi zatrudnienie w jednostkach podległych gminie znalazły osoby powiązane rodzinnie z nowymi radnymi. Z kolei dyrektorka szkoły w Rozogach nie miała żadnych zahamowań, by na stanowisko pomocy kuchennej zatrudnić swoją siostrę.

Grunt to rodzinka
W jednostkach podległych gminie już po wyborach zatrudnienie znalazły osoby powiązane rodzinnie z radnymi (od lewej): Danutą Siedlecką, Sewerynem Drężkiem, Karolem Macioszewskim oraz dyrektor szkoły w Rozogach Bernadettą Zdunek

Informację o ruchach kadrowych w jednostkach samorządowych w gminie Rozogi otrzymaliśmy od czytelnika, który świeżo ma w pamięci niedawną wypowiedź przewodniczącego rady Romualda Kaczmarczyka. Ten na łamach „Kurka” zapowiedział, że będzie pierwszym, który zaprotestuje, jeśli nowy wójt przyjmie do pracy członków rodzin radnych. - Tymczasem, jak się okazuje, przewodniczący, już miał kilka okazji, by się wywiązać ze swojej obietnicy, ale na razie nic o jego protestach nie słychać – dziwi się mieszkaniec gminy Rozogi.

 

 

Aby zapoznać się z pełną treścią artykułu zachęcamy
do wykupienia e-prenumeraty.

{akeebasubs *} 

W gronie samorządowców, których bliscy znaleźli zatrudnienie w jednostkach samorządowych, w tym przypadku w przedszkolu, jest radna Danuta Siedlecka. Z kolei pracę w bibliotece znalazły osoby powiązane rodzinnie z radnymi: Karolem Macioszewskim i Sewerynem Drężkiem.

Zapytani przez nas w tej sprawie radni odpowiadają, że nowo zatrudnione osoby nie są im wcale bliskie. - To jest żona mojego dalekiego kuzyna. Nie mam z nimi kontaktu – zapewnia radny Drężek. - Siostra męża mojej siostry – to nie rodzina – tłumaczy radny Macioszewski. Z kolei radna Siedlecka odmawia rozmowy z „Kurkiem”.

Wypowiedzi nie odmawia za to dyrektor Szkoły Podstawowej w Rozogach Bernadetta Zdunek. Przyznaje, że całkiem niedawno zatrudniła na stanowisko pomocy kuchennej swoją rodzoną siostrę. - Moja decyzja nie była podszyta jakimiś sprawami rodzinnymi – zapewnia dyrektor. Przyznaje jednak, że kilka innych osób ubiegało się o tę pracę. - Moja siostra była w tym gronie najbardziej kompetentna – podkreśla dyrektor Zdunek.

TO NIE PIERWSZYZNA

Zatrudnianie w jednostkach podległych gminie osób związanych rodzinnie z przedstawicielami władzy to już tradycja w rozoskim samorządzie. W ubiegłej kadencji w przedszkolu i GOPS-ie zostały zatrudnione m. in. żony przewodniczących Rady Gminy. Z kolei do składu rad nadzorczych SIM-u i ZGK wójt Zbigniew Kudrzycki nominował swoją córkę i jej męża.

Decyzje personalne w gminie spotkały się 5 lat temu z ostrą reakcją przedstawicieli ówczesnej opozycji, którzy złożyli w tej sprawie oficjalny protest. W tym gronie byli przedstawiciele obecnej władzy w Rozogach: wójt Grzegorz Kaczmarczyk, szef rady Romuald Kaczmarczyk i jego zastępczyni Małgorzata Dragun. Czy teraz zmienili zdanie? Przewodniczący Kaczmarczyk, który zapewniał kilka tygodni temu, że będzie pierwszym, który zaprotestuje, jeśli nowy wójt przyjmie do pracy członków rodzin radnych odpowiada wymijająco. - Jeżeli zatrudnieni zostają znajomi lub ktoś z najbliższej rodziny radnych lub kierowników i dyrektorów, to zawsze budzi kontrowersje wś ród wyborców i uzasadniony niesmak – przyznaje. Z drugiej strony zaznacza, że „za zatrudnianie odpowiadają kierownicy poszczególnych jednostek i mają co do tego pełną autonomię”.

Co na to obecny włodarz? - Od samego początku podkreślałem, że będę rozliczał dyrektorów i kierowników za podejmowane przez nich działania, a nie kogo zatrudniają. Ja na zatrudnienie nie wpływam – tłumaczy Grzegorz Kaczmarczyk.

Z kolei wiceprzewodnicząca rady Małgorzata Dragun wyjaśnia, że za ich protestem 5 lat temu kryło się zatrudnianie żon radnych. - To było bardzo rażące, w tym przypadku nie mamy z tym doczynienia – mówi wiceprzewodnicząca. A czy nie razi jej zatrudnienie przez dyrektorkę szkoły swojej siostry? - Ja zajmuję stanowisko w sytuacji, gdy dotyczy to radnych, z którymi się utożsamiam. W innych przypadkach nie będę się wypowiadać – słyszymy.

JAK BYŁO NAPRAWDĘ

Tłumaczeń byłych radnych opozycji, a dziś rządzących gminą, że protestowali tylko przeciwko zatrudnianiu w jednostkach samorządowych żon radnych, a nie ich rodzin, nie potwierdza treść protestu, pod którym, sami się podpisali 5 lat temu (m. in. Romuald Kaczmarczyk, Grzegorz Kaczmarczyk i Małgorzata Dragun). Zacytujmy jego fragment:

Jesteśmy zaniepokojeni tym, że niektórzy Radni i Wójt uznali, że wszystkich zaspokoić się nie da, to niech będą zadowoleni chociaż współmałżonkowie i ich rodziny. W poprzedniej kadencji został zapoczątkowany niedobry naszym zdaniem trend - polegający na załatwianiu posad małżonkom radnych i ich rodzinom. Na co, my grupa radnych, nie mieliśmy wpływu. W tej kadencji, też wpływu na obsadzanie stanowisk nie mamy, ale milcząc dajemy przyzwolenie na to, że do pracy w Gminie przyjmowane są kolejne żony radnych. Najnowszy przykładem jest małżonka Przewodniczącego Rady Gminy i siostra cioteczna innego radnego. Panie Wójcie, prosimy o czytelne i jasne kryteria rekrutacji przyjęcia na stanowiska najbliższych z rodzin radnych (podkreślenie od Redakcji).

TO HIPOKRYZJA

Byli radni opozycji, 5 lat temu apelowali do ówczesnego wójta o czytelne i jasne kryteria przyjmowania na stanowiska członków rodzin radnych. Dziś już o tym najwyraźniej zapomnieli

Zarówno były wójt, jak i obecny zgadzają się w jednym: społeczność gminy Rozogi nie jest aż tak duża, żeby nie znaleźć koligacji rodzinnych w jedną czy drugą stronę. - Powinowactwo u nas jest takie, że jak zacząłem tego dochodzić w Farynach, gdzie mieszkam, to okazało się, że co drugi mieszkaniec jest po rodzinie, pomimo że ma inne nazwisko – mówi wójt Kaczmarczyk. Zbigniew Kudrzycki zauważa jednak, że jego następca, protestując pięć lat temu wraz z radnymi ówczesnej opozycji, najwyraźniej nie spodziewał się, że kiedyś będzie sprawować władzę. - Tamta ich reakcja wobec obecnych zatrudnień osób związanych rodzinnie z przedstawicielami władzy wskazuje, że była to zwykła hipokryzja – mówi były wójt Zbigniew Kudrzycki.

(o)