Znowu mieliśmy parę upalnych dni, a kiedy żar leje się z nieba, najlepiej udać się do wód, w których można zażyć zbawczej ochłody i dodatkowo nieco ruchu podczas kąpieli. Ba, w

miejskim jeziorze nawet zamoczyć się nie można, bo opanowały go trujące dla ludzi sinice, więc pozostała jedynie (i na pocieszenie) możliwość uprawiania sportów wodnych. Cóż, hajda zatem na kajaki i do wyścigu, jak to miało miejsce w miniony czwartek, kiedy swoich sił, chwytając za wiosła, próbowała miejscowa młodzież - fot. 1.

Gwar i harmider

Tyle że nam, starszym, chodzi o coś innego. O rozkoszne, bo leniwe opalanie się na plaży, a gdy już niemożliwie skwar da się we znaki, potaplanie się w chłodnej toni. W pobliżu Szczytna są niby piękne kąpieliska, m. in. mocno kuszą czyste wody jeziora Świętajno we wsi Narty, ale tam, gdy upał, człowiek siedzi na człowieku, a na tym człowieku jeszcze jeden człowiek. O dziwo, ci nartowi plażowicze, ściśnięci na plaży jak sardynki w puszce, są w przeważającej liczbie zadowoleni z takiego obrotu sprawy. „Kurek” nie mógł się nadziwić, kiedy w bezpośrednich rozmowach chwalili oni sobie „relaks” oraz „wypoczynek” w takim tłoku i harmidrze kilusetgębnej warszawskiej gwary. Nam, miejscowym miłośnikom ciszy i rzeczywistego kontaku z przyrodą, warunki takie absolutnie nie odpowiadały. Postanowiliśmy wobec tego poszukać spokojnych i ustronnych miejsc, gdzie normalnie można byłoby wypoczywać, aby polecić je Czytelnikom. Dość szybko znaleźliśmy takie przy mostku na Strudze. Tam, w otoczeniu przepięknej przyrody i bez tłoku, można baraszkować w wodzie do woli, przy okazji ćwicząc się w rozmaitych pływackich stylach, także w pokonywaniu fal na wznak - fot. 2.

W tym miejscu trzeba jednak przestrzec mniej obeznanych z wodą, że nurty nawet małych rzeczek bywają dość niebezpieczne. Tu i ówdzie mogą czaić się wiry stanowiące nie lada

pułapkę nawet dla doświadczonego pływaka. Dużo mniej ryzykowna jest kąpiel w wodzie stojącej, czyli w jeziorze. Na trasie Szczytno - Struga mamy też takie, i to oddalone od miasta o niespełna 3 kilometry. To jezioro Sędańsk. Chcieliśmy spenetrować jego brzegi, aby zbadać, czy jest gdzieś wygodny dostęp, ale niestety, tego nie udało nam się dokonać. Kiedy weszliśmy w las i wody jeziora były już nieomal na wyciągnięcie ręki, nie zdołaliśmy dotrzeć do brzegu, bo dostępu broniła solidna, choć trzeba to przyznać, elegancka barierka - w zielonym, dopasowanym do otoczenia kolorze - fot. 3.

No tak - stop i basta, dalej wchodzić nie wolno! A dlaczego to tak? Dlaczego obowiązuje

ZAKAZ WSTĘPU

Jak wyjaśnił nam nadleśniczy Janusz Kleszczewski z Nadleśnictwa Szczytno, jego firma postawiła na razie tylko sześć takich barierek. Trzy na leśnych traktach odchodzących od drogi na Strudze i dalsze trzy przy szosie na Zabiele. Podyktowane jest to tym, że ludzie biorą sobie las za lokalne wysypisko śmieci. Stąd też i takie tabliczki umieszczane obok barierek - fot. 4.

Zresztą ustawa o lasach, a konkretnie jej art. 29 mówi, że ruch samochodowy na drogach leśnych jest zabroniony. I tutaj właśnie docieramy do sedna zakazu - dotyczy on bowiem samochodów prywatnych. Turysta czy miejscowy miłośnik przyrody, pieszy albo rowerowy po leśnych drogach, jak i po samych ostępach poruszać się może.

NAJLUDNIEJSZE DNI I OPINIE

Najludniejsze Dni i Noce Szczytna za nami. Według ostrożnych szacunków znawców marketingu, którzy obserwowali widownię z wysokości ratuszowej wieży, na placu Juranda, rondzie, ulicach Sienkiewicza, Kościuszki i Odrodzenia zgromadziło się w sobotni oraz niedzielny wieczór około dwanaście tysięcy ludzi! Opinie uczestników były entuzjastyczne. Stąd też i postulat taki, aby imprezy muzyczne odbywały się nie raz w roku, ale przynajmniej dwa razy w miesiącu (w okresie letnim). Nieco na uboczu i jakby niezauważony, niestety, przez ogół przemknął XXVI Maraton Juranda, gdy tymczasem był on areną niecodziennego wydarzenia. Wystartował w nim bowiem...

NIEZWYKŁY MARATOŃCZYK

Choć przebiegł w zasadzie cały dystans, czyli 42 kilometry i 195 metrów, nie pojawił się na linii mety. Wpadłszy bowiem na stadion leśny, zamiast biec po bieżni w kierunku fotokomórki, dzięki czemu zostałby wysoko sklasyfikowany, zaraz za bramą skręcił w bok, udając się do polowej garkuchni. Tam z wielkim apetytem spałaszował pęto kiełbasy i wypił sporo ożywczej wody, za nic mając pozycję, ewentualny medal czy nagrodę. Cóż to był za zawodnik? Ano popatrzmy na zdjęcie z morderczej, pokonywanej w trakcie upału trasy - fot. 5.

Tutaj nasz bohater, czyli pies-maratończyk, przewodzi większej grupie biegaczy, gdyż są to pierwsze kilometry trasy i wszyscy mają jeszcze spore zapasy sił. Później, w miarę pokonywanego dystansu, gdy reszta zawodników osłabła, przez bardzo długi czas, biegł z zawodnikiem nr 46.

PS.

Zwykły, średniej wielkości pies może, a nawet powinien pokonywać dziennie ok. 10 - 15 km, bardziej wytrenowany do 20 km. Dystans maratoński to jednak już bardzo dużo. Takie odległości zarezerwowane są jedynie dla husky czy innych psów zaprzęgowych, zatem szczycieński pies maratończyk (bezdomny) wykazał się niemałymi umiejętnościami i hartem ducha.

NIEUDANA PRÓBA

Innym, mało zauważonym epizodem Dni i Nocy Szczytna była arcyciekawa próba bicia rekordu we wspianiu się na skrzynki po piwie. Dotychczasowy rekord powiatu to zbudowanie wieży złożonej z 28 skrzynek, z człowiekiem na szczycie. Tegoroczna próba odbyła się tuż pod progami budynku komendy szczycieńskich strażaków. I oni to głównie popisywali się swoimi umiejętnościami w tej nietypowej konkurencji. Kiedy wydawało się, że rekord jest zagrożony, bo skrzynkowa piramida osiągnęła bodaj większą wysokość niż strażnica, nagle konstrukcja się zachwiała i runęła w dół - fot.7.

A było już tak blisko...