Choć hala widowiskowo-sportowa działa dopiero od czterech miesięcy, to wciąż budzi wiele, nie zawsze pozytywnych emocji wśród radnych. Ostatnio ich uwaga skupiła się na kręgielni, która popsuła się, zanim jeszcze na dobre zaczęła działać.
CZESKI BŁĄD
O kręgielni w hali widowiskowo-sportowej przy ul. Lanca zrobiło się głośno, jeszcze zanim cały obiekt został oddany do użytku. Najwięcej kontrowersji wzbudzało to, że umiejscowiono ją w łączniku, w którym mieściły się cztery sale lekcyjne służące uczniom Gimnazjum nr 2. Kiedy budowa hali dobiegła końca, pomieszczenia zmieniły swoje przeznaczenie, wskutek czego trzeba było zmieniać plan lekcji. Teraz gimnazjaliści kończą zajęcia po godzinie 16.00. Takie rozwiązanie od dawna już budzi protesty radnych opozycji, którzy uważają, że hala w niewystarczającym stopniu służy szkole. Jeszcze większe oburzenie wśród opozycjonistów wywołała wiadomość o tym, że kręgielnia zepsuła się, zanim w ogóle zaczęła funkcjonować.
- Zlikwidowano sale lekcyjne, a kręgielnia nie działa i nie przynosi żadnych dochodów - nie kryje irytacji radny Henryk Żuchowski.
Tymczasem dyrektor Miejskiego Ośrodka Sportu Krzysztof Mańkowski zapewnia, że miłośnicy gry w kręgle lada dzień będą mogli oddawać się ulubionej rozrywce. Na początku stycznia wykonawca usunął występujące usterki w ramach gwarancji. Ich przyczyną był brak właściwego wypoziomowania, przez co komputer źle wskazywał zbite kręgle. Zawinił najprawdopodobniej czeski podwykonawca, który montował urządzenia.
- Drobne usterki występują zwykle we wszystkich nowych obiektach tego typu - mówi dyrektor Mańkowski, dziwiąc się, że awaria kręgielni wywołuje takie emocje. Za przesadzone uważa także zarzuty dotyczące przedłużonych zajęć w gimnazjum.
- W SP nr 3, gdzie uczę, dzieci też kończą lekcje po 16.00 i nikt nie robi z tego problemu - mówi szef MOS-u, podkreślając jednocześnie, że współpraca z dyrekcją Gimnazjum nr 2 oraz nauczycielami wychowania fizycznego układa mu się bardzo dobrze.
PEŁNE OBŁOŻENIE
Czteromiesięczne funkcjonowanie obiektu dyrektor Mańkowski ocenia pozytywnie.
- Zainteresowanie korzystaniem z hali przeszło moje oczekiwania. Mamy pełne obłożenie od 8.00 rano aż do 22.00 przez cały tydzień - cieszy się Mańkowski. Dodaje, że obiekt spełnia swoją rolę, służąc często całym rodzinom, które spędzają tu wolny czas. Dyrektor MOS-u nie zgadza się ze zgłaszanymi przez radnych opozycji uwagami, że w hali zatrudniono zbyt dużo osób. Obecnie pracuje ich tu siedem - kierownik, dwóch konserwatorów i cztery sprzątaczki. Zdaniem szefa MOS-u zatrudnienie i tak jest za małe, biorąc pod uwagę liczbę korzystających z obiektu. Pracownicy przychodzą tu w soboty i niedziele, pracują na dwie zmiany.
ILE TO KOSZTUJE
Wątpliwości niektórych radnych budzi też kwestia utrzymania nowej hali. Według wstępnych szacunków, koszty z tym związane pochłoną ok. 400-500 tys. zł rocznie (cały budżet MOS-u na 2006 rok wynosi 880 tysięcy). Przez pierwsze cztery miesiące funkcjonowania obiektu na jego utrzymanie wydano 67 tys. zł. Większą część tej sumy przeznaczono na płace dla pracowników, energię cieplną, wodę, środki czystości i monitoring. Na sprzedaży biletów zarobiono ponad 7 tys. zł, a na umowach wynajmu niecałe 9 tysięcy.
- Według wstępnych założeń, hala może w ciągu roku przynieść dochód w wysokości 100 tysięcy - mówi szef MOS-u.
Z kolei burmistrz Paweł Bielinowicz przypomina, że przy projektowaniu obiektu nie uwzględniono zupełnie kosztów jego funkcjonowania i dlatego trzeba było urządzić go tak, by przynosił zysk. Zamiast działających tam dziś wypożyczalni sprzętu, fitness klubu czy sauny przewidziano... sale konferencyjne.
Ewa Kułakowska
2006.01.18