Twardy orzech do zgryzienia mieli niby-rajcy i niby-burmistrz niby-miasta Szczytna w 1616 roku. Dlaczego to "niby"? Żeby wyjaśnić tę zagadkę musimy cofnąć się nieco w czasie.

Aż do 1530 roku Szczytno nie miało określonej przynależności prawnej. Było to po prostu "Lischke" - osiedle żyjące przy zamku i dla zamku. Liczące w początkach XVI wieku około 250 mieszkańców, składało się z ogrodników, rzemieślników i warzelników piwa. Jedni dostarczali warzyw, drudzy łatali buty, pozostali warzyli piwo dla liczącej kilkadziesiąt osób załogi zamku i ich przyjezdnych gości.

Historia piwa w Szczytnie (I)

Dopiero po sekularyzacji Zakonu Krzyżackiego nowo powstała administracja Księstwa Pruskiego przyznała w 1530 roku osiedlu prawa wsi. Włodarzem i sędzią był teraz sołtys i tak pozostało aż do czasu przybycia do Szczytna kilkudziesięciu wysoko kwalifikowanych rzemieślników budowlanych z Królewca i Niemiec. Ich zadaniem był remont i przebudowa zamku w Szczytnie. Decyzją księcia Jerzego Fryderyka mocno już podupadły i nadgryziony zębem czasu obiekt przebudowany został na piękną, nowoczesną, myśliwską siedzibę księcia i jego dworu.

Przybyli rzemieślnicy raźno wzięli się do roboty, a że pracy było dużo, pomimo zakazu zatrudniania Polaków "na czarno", przyjmować zaczęli miejscowych, którzy prawie wszyscy mówili po polsku. Historia się powtarza.

Zamek odbudowano, a że przybysze w czasie remontu pobudowali sobie domy, teraz rozglądać się zaczęli za innymi zajęciami.

Dzięki nowemu podziałowi administracyjnemu Szczytno, małe przyzamkowe osiedle, w niczym nie zagrażające interesom Pasymia, największego wówczas miasta w południowej części Prus, wyrastać zaczęło na groźnego konkurenta. Kupcy i podróżni jeżdżący do Malborka przez Pasym, gdzie do ich obsługi było 11 karczem i zajazdów, zaczęli teraz podążać do nowej stolicy Prus, Królewca, inną drogą, przez Szczytno - Biskupiec - Bartoszyce, omijając Pasym. Stworzyło to dla Szczytna nowe możliwości rozwoju kosztem sąsiada.

Walka o przywileje

Urzędujący od 1549 roku w szczycieńskim zamku starosta książęcy von Donebeck udzielił mieszkańcom Szczytna zezwolenia na jarmarki i warzenie piwa, naruszając tym samym przywileje Pasymia.

Spotkało się to z ostrą reakcją ze strony pasymskich mieszczan. Do Królewca popłynęły skargi i donosy. Sprawa w końcu oparła się o sąd książęcy. Zabronił on Szczytnu urządzania jarmarków i warzenia piwa, ale starosta patrzył na ten zakaz przez palce. Od dochodów Szczytna zależały przecież i jego dochody.

Okazję postanowili wykorzystać "nowoosiedleńcy" - rzemieślnicy z Królewca. Walka wsi Szczytno z miastem Pasym nie miała wielkich szans na wygraną Szczytna. W stolicy Księstwa podjęto więc usilne starania o nadanie wsi praw miejskich. Trwało to długo, bo Pasym miał na dworze książęcym swoje "lobby". Wreszcie, gdy mieszkańcy Szczytna zobowiązali się sprzedać rocznie 200 łasztów, to jest 240 beczek, równe 32000 litrów "książęcego" obłożonego akcyzą piwa, sprawę załatwiono, przyznając za "wkupne" wsi Szczytno "przywilej fundacyjny" z dnia 23 marca 1616 roku. Szczytno określa się odtąd mianem "das Städtlein" - miasteczko posiadające własne sądownictwo i pieczęć, ale bez przywileju na targi i własny samorząd. Była to osobliwość stworzona przez pruską administrację - ni to wieś, ni to miasto.

Kłopoty z herbem

Herb na pieczęci był jednak potrzebny. Ba, ale skąd go wziąć? Wszystkie piękniejsze herby zostały już "obsadzone".

Niby-rajcy Szczytna rozwiązali w końcu kłopot, kupując od miasteczka Ełk zbędny mu już herb, pochodzący z czasów króla Zygmunta Starego, przedstawiający jelenia skaczącego zza drzew. W 1669 roku niemiecki książę Fryderyk Wilhelm podjął decyzję, że herb Ełku ma przedstawiać rzymskiego bożka Janusa, o dwóch zrośniętych ze sobą twarzach, starca i młodzieńca.

Mieszkańcy Szczytna wzięli na siebie ciężki obowiązek - jak sprzedać tak dużo obłożonego akcyzą "książęcego" piwa. Warzono je na miejscu w domowych warunkach lub też we wspólnej warzelni. Jak wspomina kronika, przywilej warzenia piwa nadano w 1616 roku trzydziestu obywatelom, właścicielom domów. Każdy z nich zobowiązany był uwarzyć i sprzedać ponad 1000 litrów trunku rocznie, tj. 3-4 litry dziennie.

Przechodzące czasami przez miasteczko oddziały wojskowe poprawiały konsumpcję, ale gdy nadeszły czasy wojen, szczególnie w latach 1648, 1655, 1658, udawało się wykonać tylko nieznaczną część zobowiązań.

(cdn.)

Zbigniew Janczewski

2005.06.29