Kiedy tydzień temu przypominałem w swoim felietonie początki polskiej piłki nożnej, wciąż zaglądałem do literatury z tamtych lat, aby upewnić się co do własnej, historycznej wiedzy.
Przy okazji poznałem wiele ciekawostek całkowicie mi nieznanych, lub takich, o których coś słyszałem, ale nie do końca. Korci mnie zatem, aby dzisiaj kontynuować sportowe wspomnienia z międzywojennych lat 20. i 30. a tym samym przypomnieć czytelnikom mniej lub bardziej zabawne i niecodzienne wydarzenia z początków polskiej fascynacji kulturą fizyczną.
Zacznijmy od tego, że czasy Drugiej Rzeczpospolitej, to okres gwałtownego rozwoju sportu. Przede wszystkim zniknął dotychczasowy podział na konkurencje dla lepiej urodzonych (tenis, szermierka) i na te gorsze, plebejskie. Zaczęła się moda na kulturę fizyczną, ruch i gimnastykę. Zawodnicy różnych konkurencji, odnosząc sukcesy, zyskiwali popularność i sławę. Przed tygodniem pisałem o mistrzach piłki nożnej, ale także inne dyscypliny miały swoich „półbogów”. Przede wszystkim niezwykle popularne wówczas zapasy, gdzie niekwestionowanym, światowym arcymistrzem był Zbyszko Cyganiewicz, a przed nim Władysław Pytlasiński. Zapaśnicze, zawodowe zmagania były w owych latach dokładnie tym, czym dzisiaj są międzynarodowe gale bokserskie. Sam boks jako taki wprawdzie był w Polsce uprawiany, ale w bardzo jeszcze amatorski sposób. W tym miejscu warto napisać kilka słów o pierwszych Igrzyskach Olimpijskich, w jakich wzięli udział Polacy, bo tam nasza bokserska drużyna wypadła dość żenująco. Była to Olimpiada w Paryżu, w roku 1924.