Hunter fest wspaniały jest

Takie było oficjalne zawołanie fanów muzyki metalowej uczestniczących w historycznej już dzisiaj imprezie.

Nieoficjalne zaś brzmiało, co tu ukrywać, dość obscenicznie, więc go nie przytoczę i to by było tyle, moim zdaniem, co niestosownego niósł ze sobą metalowy festyn, nie licząc uciążliwego, zdaniem niektórych mieszkańców, wrzasku ciągnącego się do rana.

Hola, hola, bo chyba nieco zapędziłem się w tych łagodnych osądach.

W czwartek, czyli trzy dni po koncertach, zgłosiły się do redakcji pierwsze osoby mające nie najlepsze zdanie o imprezie.

KLEPISKO JAK W STODOLE

- Po koncertach plaża miejska wygląda, jak nie przymierzając, klepisko w stodole, ani źdźbła trawy, tylko naga, zadeptana i ubita ziemia - mówi zdegustowany Wiesław Jóźwik.

"Kurek", zjawiwszy się na plaży, musiał stwierdzić, że istotnie trawy brak - fot. 1.

Ponieważ w drukowanym "Kurku" zdjęcie jest czarno-białe i resztki ocalałej zieleni nie odcinają się od brunatnej, nagiej ziemi, obszar, z którego trawa znikła zaznaczyliśmy dodatkowo białymi liniami.

Ku naszemu zdziwieniu usłyszeliśmy jednak głosy i takie, że dobrze się stało, wszak na plaży nie ma prawa rosnąć trawa, bo teren ten powinien być wysypany piaskiem.

Teraz, gdy trawę wykarczowali fani muzyki metalowej, odpadło pół roboty. Wystarczy tylko nawieźć piasku i wszystko będzie w porządku.

- Co racja, to racja - wtrąca inny czytelnik - plaża wreszcie stanie się plażą, ale niestety, jak to w Szczytnie, gdzie nic nie może być normalne, bez możliwości korzystania z wody.

- Skoro nie można się kąpać, to może miasto postawiłoby jakieś kosze do opalania, czy coś w tym rodzaju - słychać i taką podpowiedź.

Ale zaraz i głos ostrej krytyki:

- Panie, co tu się musiało wyprawiać w trakcie koncertu. Wszystkie plażowe ławki zostały powyrywane wraz z betonowymi fundamentami. Ileż to trzeba siły, aby wyrwać coś takiego z ziemi gołymi rękami!

Ów rozmówca zaprowadził "Kurka" na asfaltowy kort przy wodnej bazie MOS-u, gdzie zobaczyliśmy coś takiego - fot. 2.

Nie mogłem uwierzyć własnym oczom, przecież to nieprawdopodobne, aby fani muzyki metalowej, nieuzbrojeni w żadne narzędzia, mogli dokonać takiej roboty.

SPOŁECZNY CZYN

Istotnie, ławki zostały wydarte z ziemi nie przez z fanów ostrych brzmień, a... pracowników MOS-u, i to jeszcze przed koncertami.

- Zrobiliśmy tak na polecenie szefa - tłumaczy "Kurkowi" Zbigniew Dobkowski.

Podyktowane to było względami bezpieczeństwa, no i żeby przypadkiem w chwilach upojenia czy też uniesienia metalowymi akordami nie przyszło fanom do głowy wyrwanie desek i okładanie się nimi.

A co się pracownicy MOS-u przy usuwaniu tego sprzętu napracowali, to napracowali.

Bez żadnej maszyny, tylko za pomocą łopat, z najwyższym trudem wydobywali ławki, bo jak widać na fot. 2, solidne fundamenty nie dawały się początkowo w ogóle ruszyć z ziemi. Wreszcie, przy pomocy zaimprowizowanych łomów oporne ławki zostały wyrwane, niestety, nieco uszkodzone.

Dokładne oględziny poszczególnych elementów owych siedzisk wskazują, że sprzęt ma już swój wiek i wymaga generalnego remontu - niektóre deski są popękane i miejscami mocno spróchniałe.

Co ciekawe, na mosowską ekipę, gdy ta zajęta była swoją robotą, natknął się pewien starszy człowiek.

- Co wy robicie?! - krzyknął. - Dlaczego wykopujecie ławkę, którą 30 lat temu osobiście tu stawiałem?

W trakcie krótkiej rozmowy okazało się, że ów starszy pan pracował niegdyś w fabryce mebli. Przed ponad ćwierćwieczem z okazji nieistniejącego już święta 22 lipca zakład wykonał ponadplanowo kilka ławek, które w czynie społecznym tuż przed tym dniem wkopywali nad jeziorem pracownicy fabryki. Chodziło konkretnie o model bez oparcia - jest on widoczny na pierwszym planie fot. 2 (z najsolidniejszymi fundamentami).

SCENA GIGANT

Jeszcze w czwartek widać było pojedynczych fanów, którzy jakoś nie mogli zebrać się z powrotem do domowych pieleszy, czy też udać się w trasę na inne koncerty, np. do Jarocina.- fot. 3.

- Zasiedziałem się trochę, bo miasto jest całkiem przyjemne - powiedział "Kurkowi" Jarek z Warszawy. Jeszcze dzisiaj rusza z dziewczyną dalej, do Szczecina. Nie ma jej przy nim, bo robi zakupy przed podróżą, a on został na plaży, aby popilnować plecaków.

Choć to już trzy dni po imprezie, nad jeziorem stały jeszcze resztki sceny - fot. 4.

Ekipa rozbierająca tę monstrualną konstrukcję czekała na środki transportu, które zawiozą jej elementy do Gdańska. Na oficjalnej stronie internetowej tego miasta można wyczytać, że scena wywieziona ze Szczytna jest, i tu uwaga - największą konstrukcję tego typu w Europie. W pełnym rozwinięciu osiąga 60 m długości, 15 m głębokości i 18 m wysokości (sięga szóstego piętra). Jakoś w Szczytnie nikt nie zauważył, że to taki gigant. Że na największej scenie w Europie zagrał (i to jak!) Hunter, a Paweł Grzegorczyk dał taki popis, jakiego dotąd nie oglądałem. Tu muszę przyznać, iż zdecydowanie nie jestem fanem metalu, a się zachwyciłem. Teraz jeszcze jedno - dla kogo to gdańszczanie ściągają scenę z naszego miasta? Ano na jej deskach, zaledwie kilka tygodni po Hunterze (26 sierpnia) zagra David Gilmour i Richard Wright - legendarny założyciel i klawiszowiec zespołu PINK FLOYD.

PS.

Brak trawy na przyplażowych terenach nie zaszokował pracowników MOS-u. Ich zdaniem znikła ona nie tyle wskutek nieokiełznanych tańców fanów muzyki metalowej, ile deszczowej pogody.

- Rozmiękła ziemia i płytkie z natury ukorzenienie trawy spowodowało to, że została ona starta z powierzchni gruntu. Nie ma jednak powodu do zmartwień, wkrótce wszystko wróci do normy - zapewnia "Kurka" Arkadiusz Leska, pracownik MOS-u.

Dodaje też, że trawa ma wielkie właściwości regeneracyjne. Nie trzeba nawet jej dosiewać, bo i tak cała plaża niedługo znów się zazieleni. Tak uczy doświadczenie z lat ubiegłych.

* * *

 

Nie dowierzając owym zapewnieniom, "Kurek" udał się na plażę w sobotę (19 sierpnia). Rozglądał się uważnie dookoła i... aż trudno w to uwierzyć - przyplażowy teren, jak gdyby nic, znowu się zieleni. Trawa ma jedynie kłopoty z wzejściem w okolicy studzienki ulokowanej tuż przy wejściu na plażę od strony ul. Spacerowej.

Podobnie regeneruje się zieleń na stadionie przy ul. Śląskiej.

BATY ZA RATY

- Kupiłem sobie samochód na raty, no i dostały mi się baty od garbuska - żartował w redakcji świeżo upieczony nabywca skody octavii.

W jaki to sposób? - zdziwił się "Kurek".

- Ano popatrzcie przez okno, na plac Juranda. Na wóz, który stoi tam pod murkiem.

Spojrzeliśmy - fot. 5.

2006.08.23