Wraz z wyborami samorządowymi powrócił pomysł ograniczenia możliwości pełnienia urzędów wójta, burmistrza i prezydenta do dwóch kadencji. Z inicjatywą taką wyszli politycy PiS-u, ale ma ona zwolenników także w innych ugrupowaniach i środowiskach. W powiecie szczycieńskim temat wywołał Zbigniew Kudrzycki, dyrektor Szkoły Podstawowej w Rozogach, kandydat na radnego powiatowego.
TRZEBA OGRANICZYĆ
- Im dłużej wójt czy burmistrz jest na stanowisku, tym bardziej życie społeczne zanika – twierdzi Kudrzycki, któremu pomysł PiS-u bardzo się podoba. Według niego długoletnie rządy sprawiają, że ludzie nie mają wyboru. Wszystko skupia się wokół jednego centrum, które mieści się w urzędzie przy wójcie. Jako przykład podaje swoją gminę, w której wójt Józef Zapert rządzi niepodzielnie od 20 lat i będzie dalej sprawował urząd przez co najmniej kolejne cztery lata, bo nie ma rywali. Kudrzycki powołuje się na sytuacje, gdy podczas rozmów z ewentualnymi kandydatami na radnych ci masowo odmawiali ubiegania się o mandat twierdząc, że i tak nie mają szans w rywalizacji z osobami rekomendowanymi przez wójta.
– Brakuje u nas stowarzyszeń i organizacji społecznych, które działałyby poza ramami wyznaczonymi przez gminny ośrodek władzy. Kilka wyjątków tylko potwierdza regułę. Mamy u nas defetyzm – ubolewa Zbigniew Kudrzycki.
Inne przykłady przemawiające za ograniczeniem kadencyjności podawał podczas spotkania wyborczego w Szczytnie znany polityk PiS Jacek Kurski.
- Wójt czy burmistrz jest często największym pracodawcą, któremu podlegają urzędy, szkoły, przedsiębiorstwa komunalne. To rodzi układy i buduje sieci wzajemnych powiązań, ograniczających demokrację. Po dwóch kadencjach powinny być one przerwane, przynajmniej na cztery lata.
PO CO ZMIENIAĆ
Wójt gminy Rozogi Józef Zapert nie zgadza się z argumentami zwolenników ograniczenia kadencyjności. Zapewnia, że jego gmina może być dla innych przykładem aktywnego społeczeństwa, o czym świadczy wysoka pozycja w wojewódzkim rankingu dotyczącym pozyskiwania środków z zewnątrz na projekty miękkie. Te związane są właśnie z pobudzaniem aktywności społeczności lokalnej.
- Nie widzę powodu do ograniczania kadencji. To byłoby naruszenie praw obywatelskich – protestuje Zapert, dodając, że jeśli ludziom wójt by się nie podobał to na pewno znalazłby się inny chętny na to stanowisko i pewnie byłby przez nich wybrany.
Przeciwko majstrowaniu w ordynacji wyborczej jest też wójt gminy Szczytno Sławomir Wojciechowski, sprawujący swój urząd już od dziewięciu lat i były burmistrz Szczytna Paweł Bielinowicz, który również przez dziewięć lat zajmował najwyższy urząd w mieście.
- Odgórne ograniczanie długości kadencji nie ma sensu. Niech ludzie decydują w samorządach kto ma być ich liderem – uważa Bielinowicz. Według niego najlepszym rozwiązaniem służącym demokracji i eliminującym wszelkie wypaczenia w funkcjonowaniu samorządu byłoby wprowadzenie jednomandatowych okręgów wyborczych.
OGRANICZYĆ, ALE PÓŹNIEJ
- Są argumenty za i przeciw – twierdzi z kolei wójt gminy Wielbark Grzegorz Zapadka, któremu kończy się właśnie druga kadencja.
- Jak wójtowie i burmistrzowie wiedzieliby, że po dwóch kadencjach muszą odejść przestałoby im zależeć na osiąganiu jak najlepszych efektów pracy. Myśleliby głównie o tym jak ułożyć sobie dalsze losy zawodowe – sugeruje wójt. To według niego główny powód przemawiający przeciwko wprowadzaniu ograniczeń. Z drugiej strony dostrzega jednak i plusy.
- Nowy włodarz ma świeże spojrzenie na otaczającą rzeczywistość. To jest potrzebne, bo na każdym stanowisku człowiek w jakiś sposób się zużywa – mówi wójt. Więcej argumentów przemawia jednak przeciwko wprowadzaniu ograniczeń. – Jeżeli już miałyby one obowiązywać to nie po dwóch, a czterech kadencjach. Potem rzeczywiście ludzie mogą już być wypaleni.
Jednoznacznie za wprowadzeniem ustawowego ograniczenia czasu sprawowania rządów wójtów i burmistrzów z grona szczycieńskich włodarzy wypowiada się tylko Janusz Pabich, wójt gminy Świętajno. Postuluje jednak, aby w takim przypadku kadencja trwała nie cztery, a sześć lat.
- Człowiek się wewnętrznie wypala. Po 10-12 latach jest potrzeba zmian, bo to bardzo duży szmat czasu – mówi wójt, zastrzegając, że po 6-letniej przerwie dany samorządowiec ponownie mógłby się ubiegać o powrót na stanowisko.
- Zmiana w Wielbarku dokonana osiem lat temu przyniosła samorządowi dużo korzyści, ale w Rozogach, w których wójt rządzi 20 lat, też jest bardzo dobrze. Ten ostatni przykład to chyba jednak wyjątek potwierdzający regułę – podsumowuje wójt.
(o)/fot. A. Olszewski x3