W pierwszej części opisaliśmy perypetie małżeństwa z Irlandii, poszukującego swoich korzeni w Jabłonce k. Dźwierzut.

W tym numerze przedstawiamy ciąg dalszy

.

Kusząca propozycja

- Posłuchaj Gustl - powiedziała Monika (tak nazywają mnie cudzoziemcy od mojego drugiego imienia Gustaw, pierwsze jest dla nich nie do wypowiedzenia) - mam dla ciebie pewną propozycję.

Siedzieliśmy przy kieliszkach z winem w hotelowej restauracji.

- Słucham uważnie - odparłem.

- Proponujemy ci kilkutygodniowy pobyt w Irlandii, na nasz koszt, w zamian za załatwienie kilku spraw, które dla ciebie - tu przeszła na angielski - nie będą zbyt trudne.

- Zamieniam się w słuch - odpowiedziałem.

- Mamy w stosunku do Jabłonki poważne zamiary - kontynuowała Monika. - Podoba nam się to miejsce, które od wieków było siedzibą moich przodków. Chcielibyśmy kupić ten park i ruiny. Dowiedz się, jaka jest powierzchnia parku, ilu jest ewentualnie właścicieli i jakie są ceny ziemi w tej okolicy.

To da się zrobić, pomyślałem, słuchając uważnie dalej.

Irlandzka baronessa (cz. II)

- Znajdź miejsce, gdzie są te groby i dowiedz się, kto w nich spoczywa - powiedziała Monika, wręczając mi niewyraźne zdjęcia dwu wielkich kamieni nagrobnych.

- Wreszcie trzecie zadanie - tu westchnęła ciężko - rodzina nasza po ostatniej wojnie rozproszyła się po świecie. Dziadkowie moi podczas działań wojennych uciekli z Jabłonki przed nadciągającym frontem i gdzieś zaginęli, rodzice po wojnie zmarli na obczyźnie. Ja mieszkam w Irlandii, brat w Niemczech. Jest kilka zagadek w dziejach mojej rodziny. Mam nadzieję, że sobie z nimi poradzisz - dodała, uśmiechając się. - Znasz doskonale dzieje tej ziemi i kulisy niejednej sprawy.

- Co jeszcze wiesz o swojej rodzinie? - spytałem. - Nawet drobne szczegóły mają znaczenie.

Monika myślała przez chwilę, potem dodała:

- Dziadek mój, gdy żenił się z moją babcią był baronem i nazywał się von Morgenroth. Prześladowany przez hitlerowców, zmienił nazwisko i kupił podobno majątek Langesee gdzieś pod Isterburgiem, na północy - dodała.

- Dlaczego go prześladowali? - spytałem.

- Nie wiem - wzruszyła ramionami.

- Jeszcze jedno - dodałem. - Twoja babcia była z domu von Fabeck?

- Tak - przytaknęła.

Zamyśliłem się. Przyimek "von" w języku niemieckim przed nazwiskiem oznaczał szlacheckie pochodzenie i był odpowiednikiem polskiego "z", np. Jurand ze Spychowa, Zbigniew z Oleśnicy.

A więc zawarliśmy porozumienie. W zamian za zaproszenie do Irlandii wyjaśnić mam dzieje rodu von Fabeck.

Tajemnica nagrobnych tablic

Część zadania spełniłem w ciągu jednego dnia. Sąsiedzi powiedzieli mi, do kogo należy dawny park, i jaki zajmuje obszar. Dowiedziałem się też, jakie są ceny ziemi w okolicy, ale nagrobków z fotografii znaleźć nie mogłem. Zwiedziłem wszystkie okoliczne cmentarze, zajrzałem pod każdy krzak, ale chyba pod ziemię się zapadły.

Wracałem do Szczytna, gdy do głowy wpadł mi pomysł - a gdyby zapytać naszych "Kręciołów". Oni znają każdy kamień w promieniu kilkudziesięciu kilometrów. To był dobry pomysł. Jedna pani z "Kręciołów" uważnie przyjrzała się fotografii i powiedziała: - Tak, poznaję, to jest na wzgórzu za wsią w kierunku na Targowo.

W następną niedzielę pojechaliśmy tam. Rzeczywiście, przy ostatnich kilku domach, na końcu wsi, wznosi się wysokie, strome, pokryte zaroślami wzgórze - kopiec. Usypane chyba ludzką ręką, bo wokół wzniesienia prowadzi zarośnięta krzakami droga. Na samym szczycie wzgórza dwa wielkie, połączone murem, kamienie. Na nich potłuczone, marmurowe tablice nagrobne. Na jednej z nich z trudem odczytałem - ...beck, a więc von Fabeck. Tu leżą dawni właściciele klucza majątków Jabłonka. Dlaczego klucza majątków, postaram się Czytelnikom krótko wyjaśnić.

Dzieje majątku

Jabłonka przed 1411 rokiem należała do Mieczysława von Wildenau, właściciela olbrzymiego majątku ziemskiego, który siedzibę swoją miał w Dźwierzutach. W skład klucza dóbr ziemskich wchodziło kilkanaście folwarków i wsi czynszowych od Małszewka aż po jezioro Wałpusz i miejscowość Kulka na wschodzie.

Po klęsce grunwaldzkiej Krzyżacy zaczęli tracić zaufanie do wielkich właścicieli ziemskich, którzy okazywali dużo sympatii zwycięzcom. Zakon, który był formalnym posiadaczem wszystkich ziem, pod różnymi pozorami odbierać zaczął dobra i przekazywać je nowym właścicielom. Tak było też z Jabłonką. Już w 1426 roku znalazła się ona w posiadaniu Mikołaja Targowskiego i Jana Pilawskiego. Ziemi tu było w średniowieczu dostatek. W 1438 roku założono wieś czynszową na 38 włókach. Zasiedlanie czyniło widocznie małe postępy, gdyż na przełomie XV wieku Zakon dawał nowe nadania, ale już nie tak hojną ręką, jak w XIII i XIV wieku.

Przy pomiarze areału ziem w 1506 roku, wyszło na jaw, że w Jabłonce istnieje nadwyżka 27 włók (ok. 500 ha) ziemi, którą wielki mistrz Fryderyk książę Saksonii przydzielił Krzysztofowi Rochowi z Pomorza. Za czasów Krzysztofa Rocha w 1529 roku wzniesiono w Jabłonce kościół, który należał do parafii ewangelickiej w Rańsku, później został filią kościoła w Trelkowie. W zborze tym pastorem był Johann Hartknoch. Jego syn Krzysztof wykładał na uczelni w Królewcu i w kolegium jezuickim w Toruniu.

Późniejsi właściciele majątku Jabłonka, jak i wierni kościoła, nie należeli widocznie do pobożnych, skoro w 1823 roku starą, grożącą zawaleniem świątynię rozebrano, a nowej już nie postawiono.

Potomkowie Krzysztofa Rocha znacznie pomnożyli swe posiadłości. Bracia Baltazar i Wawrzyniec w końcu XVII wieku byli już, oprócz Jabłonki, właścicielami Kulki i Wałpuszy wraz z jeziorem o tej samej nazwie. Jedna ze spadkobierczyń, Maria Eleonora wyszła za mąż za szlachcica polskiego Macieja Fabęckiego. Dobra pozostawały w tej rodzinie ponad 150 lat. Od początku XIX wieku Fabęccy pisali się już von Fabeck. Dzięki gospodarności i zapobiegliwości właścicieli, w końcu XIX wieku dobra w Jabłonce powiększone o dwory w Targowie i Dąbrówce, urosły do majątku obejmującego 285 włók (ok. 5000 ha), stając się siedzibą majoratu - klucza majątków.

Roztrwoniona fortuna

Około połowy XIX wieku wzniesiono w Jabłonce piękny pałac, imponujący swoim rozmachem i wielkością, zbudowany w modnym wtedy stylu architektonicznym - eklektyce. Wokół niego rozciągał się wspaniały, projektowany przez słynnego w Prusach architekta Laressa, park. Sadzono w nim egzotyczne, sprowadzane z dalekich krajów drzewa i krzewy. Przed pałac zajeżdżały piękne powozy, kwitło życie towarzyskie wyższych sfer.

Około roku 1900 Jabłonka była jednym z najbogatszych i najlepiej zagospodarowanych majątków w Prusach. Dziesięć lat później, w 1911 roku prasa doniosła, że większość ziem i dworów przejęło Wschodnio-Pruskie Towarzystwo Ziemskie (Ostpreussiche Landgesellschaft), przeznaczając je na parcelację. Jezioro Wałpusz przejął fiskus (Urząd Skarbowy). Obszary leśne nabył później Samorząd Powiatowy. Ostatnim właścicielem pałacu, parku i tzw. resztówki został berliński baron von König.

Co się stało zatem z Jabłonką?

W ciągu dziesięciu lat ktoś zmarnował dorobek kilku pokoleń, magnacką fortunę!!! Jak do tego doszło?

Zacząłem powoli, mozolnie tę łamigłówkę rozwiązywać. Sama Monika wiedziała niewiele - tylko to, że jej matka urodziła się w Jabłonce, i to, że po śmierci pradziadków (tych prawdopodobnie, co leżą pod głazami na kopcu) schedę przejął ich zięć von Osten Fabeck. Skoro jej matka urodziła się w Jabłonce w 1917 roku, przynajmniej pałac był jeszcze w posiadaniu rodziny, a w 1925 roku jego właścicielem był już baron von König. Jak do tego doszło?

W karcianej puli

Zacznijmy od początku. Rok 1901 i 1902 był dla rolnictwa niepomyślny. Zbiory wypadły gorzej niż marnie, zabrakło pieniędzy na zapłacenie podatków i rat kredytów zaciągniętych w banku. Von Fabeckowie żyli na wysokiej stopie, a to, niestety, kosztowało. Na koncie aktywów dawno pokazało się zero, długi zaczęły rosnąć. Gorszym jednak nieszczęściem niż nieurodzaj i długi okazał się sam ówczesny właściciel majątku, von Ossten Fabeck, hulaka i hazardzista, stały bywalec berlińskich wykwintnych lokali rozrywkowych i kasyn gry. Jego długi rosły szybciej niż odsetki w bankach. Wreszcie do puli karcianej wszedł pałac, park i resztówka w Jabłonce.

To był już koniec! Pałac i reszta majątku poszła w obce ręce.

Ród von Morgenroth

Był rok 1925. Na scenie wydarzeń w Jabłonce w międzyczasie zjawiła się jedna postać - dziadek Moniki, baron von Morgenroth. Kto to był? Dowiedziałem się o tym w Instytucie Kultury Niemieckiej w Pałacu Kultury i Nauki w Warszawie.

Ród von Morgenroth był zgermanizowaną rodziną bankierów berlińskich żydowskiego pochodzenia. Bogaci bankierzy żenili się z córkami arystokratycznych rodzin niemieckich, bo to nobilitowało ich w oczach opinii publicznej.

Berliński baron von Morgenroth ożenił się więc z panną von Fabeck i zamieszkał z nią w Jabłonce, gdzie w 1917 roku przyszła na świat matka Moniki.

W 1925 roku baron Wilhelm von König sprzedał Jabłonkę Krajowemu Wydziałowi Oświaty w Królewcu, a ten założył w pałacu Wyższą Szkołę Ludową (Volkshochschule) - tak powstał jeden z pierwszych uniwersytetów ludowych na terenie Niemiec.

W nowej siedzibie

Jakie były dalsze losy dziadków Moniki?

Osten von Fabeck nie zdążył przepuścić całego majątku von Fabecków. Pradziadkowie Moniki zdążyli przed śmiercią zapisać w testamencie jej babci majątek ziemski Langensee koło Isterburga (dziś Czerniachowsk) na północy Prus.

Langensee był to duży, dobrze zagospodarowany majątek ziemski z pięknie utrzymanym dworem. Dziadkowie szybko się w nim zadomowili i tam przyszło na świat dwoje dzieci. Majątek nie został więc kupiony, lecz odziedziczony.

Monika wiedziała, że jej dziadek z racji swego niearyjskiego pochodzenia, chcąc uniknąć prześladowań ze strony hitlerowców, musiał zmienić nazwisko, nie wiedziała jednak na jakie. To była intrygująca, rodzinna tajemnica. Udało mi się jednak ją odkryć.

Wyjaśniona zagadka

Zadzwoniłem do ambasady rosyjskiej w Warszawie z prośbą o podanie mi numeru telefonu do proboszcza parafii prawosławnej w Czerniachowsku. Prośbę moją spełniono. Batiuszka (ojczulek, tak tytułuje się prawosławnych księży) niewiele wiedział na interesujący mnie temat, dał mi jednak adres i numer telefonu człowieka, który wiedział wszystko o historii okolicy Czerniachowska. Napisałem do niego. Po dwóch miesiącach otrzymałem odpowiedź - tak, istniał przed wojną między Isterburgiem a Gumbinen duży majątek Langensee. Jego właścicielem był Clemens Schubert, podobno jakiś arystokrata, graf czy baron, wcześniej noszący nazwisko Morgenroth. Dwór i zabudowania zimą 1944/45 roku, podczas zaciekłych walk o te tereny poszły z dymem. Po wojnie ruiny rozebrano. Dziś po dworze nie ma śladu.

A co się stało z właścicielami?

Okazało się, że ślad po nich zaginął. Kobiety i dzieci wyjechały już jesienią, gdy zbliżał się front, dziadkowie opuścili majątek tuż przed nim i spotkał ich zapewne taki sam los, jak tysiące ludzi w oblężonym Królewcu - zmarli z głodu i chłodu.

Tak więc znalazłem ostatnie, brakujące ogniwo łamigłówki.

- Pojedź tam kiedy i zobacz, jak tam teraz wygląda - napisała Monika.

- Byłem tam już wiele razy, widziałem, naprawdę nic ciekawego - odpisałem.

A co do Irlandii. Cóż, może pojadę, jak zdrowie dopisze.

PS.

Polska nazwa Jabłonka nadana została wsi zapewne przez osadników z Mazowsza, którzy osiedlili się tu w początku XV wieku. W 1938 roku nazwę przemianowano na Wildenau.

Zbigniew Janczewski

2005.04.13