Anna Cegiełka z Sędańska wciąż nie może dojść do siebie po tym, jak w nocy z niedzieli na poniedziałek doszczętnie spłonęła jej drewniana stodoła z sianem. O podpalenie obiektu kobieta podejrzewa grupę młodych mieszkańców sąsiedniego Janowa, którzy domagali się od niej papierosów i alkoholu. Kiedy kobieta nie wpuściła ich do domu, ci mieli podłożyć ogień.

Jak mogli spalić moją stodołę?

Los nie oszczędza Anny Cegiełki z Sędańska. Trzy lata temu po ciężkiej chorobie zmarł jej mąż, zostawiając ją samą z nastoletnią córką. Teraz kobietę spotkało kolejne nieszczęście. W nocy z niedzieli na poniedziałek doszczętnie spłonęła należąca do niej drewniana stodoła.

- Kiedy na miejsce dotarli strażacy, cały obiekt był już objęty ogniem – relacjonuje mł. bryg. Jacek Matejko, rzecznik prasowy KP PSP w Szczytnie. W płomieniach zginęła koza, spaliło się także składowane w stodole siano. Ocalała kobyła pani Anny, pozostawiona na pastwisku. Kobieta nie ma wątpliwości, że przyczyną pożaru było podpalenie, podobnego zdania są także strażacy. W niedzielę, późnym wieczorem usłyszała walenie do drzwi. Dobijał się do niej młody mieszkaniec pobliskiego Janowa, który przyszedł z kilkoma kolegami. Mężczyzna jest znany w okolicy z upodobania do mocnych trunków. - Domagał się papierosów i wódki, ale go nie wpuściłam – opowiada roztrzęsiona kobieta. Wtedy mężczyzna miał zagrozić, że ją podpali. Pani Anna nie potraktowała tego poważnie. Sądziła, że nieproszeni goście odejdą z jej posesji. Chwilę potem stodoła już się paliła.

 

 

Aby zapoznać się z pełną treścią artykułu zachęcamy
do wykupienia e-prenumeraty.