Niewyobrażalna ciasnota, na ścianach wilgoć i grzyb, wspólna z babcią kuchnia i miniaturowa łazienka. Oto warunki, w jakich żyje przez wiele lat rodzina Niedźwieckich mieszkająca przy ul. Wyszyńskiego.

Jak sardynki w puszce

Budynek nr 13 przy Wyszyńskiego to domek, jak każdy inny wybudowany w latach siedemdziesiątych, a więc o nie najwyższym standardzie. Mimo to ktoś, kto mieszka w ciasnym, betonowym bloku, a ogląda rzecz od zewnątrz, mógłby pomyśleć tak:

- O, tutaj to mają dobrze, bo mieszkają sobie w willi!

Tymczasem nic bardziej mylnego. Na parterze w ciasnym pokoiku (4 x 3,60 m) mieszka, a właściwie gnieździ się 7-osobowa rodzina państwa Niedźwieckich.

Mama, tata oraz 18-, 17-, 12- i 8-letnie dzieci i jeszcze 7-miesięczne niemowlę.

Dzieci nie mają własnego kąta do odrabiania lekcji, nie mówiąc już nic o tym, jak miałyby po nauce zrelaksować się i nieco odpocząć. Jedna miniaturowa łazienka oraz kuchnia użytkowane wspólnie z babcią dopełniają smutnego obrazu całości. I to jeszcze nie całkiem, bo pokój jest mocno zawilgocony, a grzyb zżera ściany kawałek po kawałku.

- Kiedyś pod pokojem miał być garaż, ale w trakcie budowy plany się zmieniły - wykopano pod spodem tylko maleńką piwniczkę i murów nad nią nie zaopatrzono w jakąkolwiek izolację, więc woda migruje wzwyż ścian - wyjaśnia "Kurkowi" mama pięciorga dzieci Elżbieta Niedźwiecka.

A po dniu przychodzi noc

Gdy nadchodzi noc, pani Elżbieta rozściela materace. Z trudem upycha je jak może najciaśniej, od ściany do ściany i dzieci ściśnięte jak sardynki w puszcze śpią tak do rana. Rozpiętość wiekowa jest duża, jak tu zatem mówić o jakiejś intymności, czy zachowaniu choćby minimum prywatności.

Obiecanki i tłumaczenia

W lutym tego roku pani Elżbieta wystosowała kolejne pismo do UM z prośbą o przysłanie komisji mieszkaniowej, fachowo zwanej Zespołem Doradczym ds. Mieszkań.

Sądziła, że jeśli członkowie zespołu zobaczą na własne oczy, w jakich warunkach żyje, wówczas jej szanse na przydział większego mieszkania znacznie wzrosną. Ucieszyła się zatem ogromnie, kiedy w niedługim czasie otrzymała odpowiedź z Urzędu Miasta, z której wynikało, że komisja zjawi się przy Wyszyńskiego 13, najpóźniej 15 kwietnia. Teraz była już niemal pewna szybkiej odmiany losu.

Tymczasem minął kwiecień, maj, czerwiec i... nic.

Każdy sobie rzepkę skrobie

Z ramienia Zespołu Doradczego ds. Mieszkań, we wspomnianym terminie mieli zjawić się na wizję lokalną u państwa Niedźwieckich radny Jerzy Cimoszyński i radna Ewa Czerw.

- Przyjdziemy na pewno - twierdził zapytany przez "Kurka" pod koniec czerwca Jerzy Cimoszyński, zastrzegając się, że dokładnego terminu nie poda.

Wcześniej zdarzały się bowiem przypadki, że rodzina, znając termin wizyty zespołu doradczego, przygotowała się specjalnie na ten moment, ściągając do lokalu różne spokrewnione niezameldowane osoby, po to, by stworzyć przed komisją wrażenie ciasnoty.

Poza tym ów termin, jak mówi radny, nie był z nim uzgadniany.

Wychodzi zatem na to, że każdy sobie rzepkę skrobie. Urząd wysyła pisma do petentów, wyznacza nawet termin wizyty, a z kolei radni, zaangażowani w sprawę nic o tym nie wiedzą i ustalają między sobą zupełnie inny czas.

Komisja to nie wszystko

Kiedy wydawało się, że mimo kłopotów uzyskanie nowego mieszkania przez rodzinę Niedźwieckich staje się coraz bardziej realne, pojawiła się kolejna biurokratyczna przeszkoda, odsuwająca termin jego uzyskania na nie wiadomo jak długi czas.

- Wniosek o przysłanie komisji mieszkaniowej to jeszcze nie wszystko, powinien być złożony i drugi o przydział lokalu - twierdzi naczelnik Wydziału Gospodarki Miejskiej Ilona Bańkowska.

Na pytanie dlaczego, skoro taki pani Elżbieta Niedźwiecka złożyła już w 2001 r., oczekując wówczas na mieszkanie 8 lat, naczelnik odpowiada tak:

- Przepisy mówią, iż wniosek o mieszkanie trzeba ponawiać co roku. Jeśli bowiem nie wpłynie kolejny, uważamy, że nastąpiła poprawa warunków bytowych i nowy lokal nie jest potrzebny.

Nasuwa się wobec tego pytanie, czy nie można było poinformować petentki o niedopełnieniu formalności.

Nadzieja

W końcu dla udręczonej rodziny Niedźwieckich rozbłysła iskierka nadziei. Na ostatniej sesji radni przyjęli nowe miejscowe przepisy lokalowe, mówiące m.in. o tym, iż okres wyczekiwania na nowe mieszkania (min. 5 lat) i coroczne ponawianie wniosków o jego przydział nie będą już wymagane. Biurokratyczna wymówka, jaką usłyszeliśmy w urzędzie nie ma zatem już zastosowania, co więcej, w związku z budową 18-rodzinnego domu przy ul. Łomżyńskiej powinny zwolnić się (w wyniku przesiedleń) inne lokale na terenie miasta, w tym i taki, który byłby odpowiedni dla wielodzietnej rodziny. Być może łaskawszym okiem spojrzą wreszcie na ich los miejscy radni i urzędnicy.

Marek J. Plitt

Lokal socjalny to, według ustawy o ochronie praw lokatorów - "lokal nadający się do zamieszkania ze względu na wyposażenie i stan techniczny, którego powierzchnia pokoi przypadająca na członka gospodarstwa domowego najemcy nie może być mniejsza niż 5 m2"

Z prostego wyliczenia wynika, że w przypadku rodziny Niedźwieckich 1 osoba gnieździ się na 2,06 m2, a więc grubo poniżej wszelkiego minimum.

2005.07.06