Moi koledzy z „Kurka” jakby nigdy nic wydają numer za numerem regularnie co tydzień. Upał jak jasna …, we łbie gotuje się, a oni wciąż nie tylko wiedzą o czym napisać, ale jeszcze potrafią to zrobić.
No, ale to są dziennikarze zawodowcy. Nie to co ja - okazjonalny felietonista, głównie dziadek od dawnych wspomnień. Upał poraża mnie, mąci pamięć dawnych wydarzeń i zamazuje obraz teraźniejszości. Chronię się zatem w soboty i niedziele na ratuszowej wieży widokowej, gdzie jest na tyle chłodno, że można choćby spróbować napisać coś sensownego. Ponadto możliwość porozmawiania z gośćmi zwiedzającymi wieżę, najczęściej turystami, a niejednokrotnie z zagranicy stanowi niezły impuls do intelektualnego ożywienia i pobudzenia sprawności mózgu. Choć z drugiej strony, podobnie jak w roku ubiegłym, większość poruszanych przez przyjezdnych tematów dotyczy dwóch szczycieńskich „historycznych” obiektów. Po pierwsze, koszmarnej obudowy sypiącej się wieży ciśnień, co doskonale i z bliska widać przez okienka wieży ratuszowej. Po drugie, dzikiej dżungli w centrum miasta z dziurami po fundamentach kina „Jurand”. To już mniej widać z okienek wieży, za to na jednej z jej kondygnacji mamy wyeksponowane mizerne resztki znakomitych niegdyś płaskorzeźb zdobiących elewacje kina. Siedem lat temu wyciągnęła je z gruzów ekipa naszych strażaków pod wodzą Mariusza Gęsickiego, którzy w czynie społecznym uratowali dla potomnych fragmenty zabytkowych już, bo z lat pięćdziesiątych, artystycznych ozdób. Kino wyburzono niegdyś totalnie. Bez żadnego zastanowienia się, bez uprzedniego demontażu mozaikowych ścianek i płaskorzeźb. Czysty wandalizm. Zresztą to co mamy w centrum miasta najlepiej świadczy o niefrasobliwym i wręcz barbarzyńskim podejściu do tematu właścicieli placu po kinie. Jest on obecnie nie mniej koszmarnym przykładem obrzydlistwa niż słynna już w świecie (poprzez internetowy portal „Makabryła”) tutejsza, niegdyś piękna i smukła wieża ciśnień. Dzisiaj sparszywiała, owinięta jakimś dziwacznym usztywniającym opatrunkiem udającym budowlę. Jadąc przez rondo od strony Olsztyna oglądamy coś, co wygląda jak obiekt świeżo trafiony bombą lotniczą. Przyjezdni nie tylko to widzą, ale także dają wyraz swojemu zdumieniu, że można tolerować taką szpetotę w turystycznym, mazurskim mieście.
Ogólnie rzecz biorąc nasze miasto ma w ogóle pecha jeśli chodzi o wygląd nowo powstającej architektury. Ten pech widoczny jest gołym okiem. Ja oczywiście wiem, że wydział Starostwa Powiatowego nazywany szumnie Wydziałem Architektury i Budownictwa nie zatrudnia żadnego architekta, a przedłożoną dokumentację rozpatruje wyłącznie pod kątem budowlano - konstrukcyjnym, nie zawracając sobie głowy jakąś tam architekturą, czyli poniekąd estetyką. Na przykład nie przyjmuje się do zatwierdzenia kolorystyki budynku. Takie są przepisy. Odnośnie obiektów projektowanych w miejskiej strefie wyodrębnionej na planie zagospodarowania wydział żąda opinii Konserwatora Wojewódzkiego. No cóż. Po pierwsze, taki oblig dotyczy jedynie fragmentu Szczytna, po drugie nie chcę wypowiadać się na temat kompetencji decydentów wymienionego wojewódzkiego urzędu. Wystarczy mi codzienne oglądanie architektonicznej modernizacji szczycieńskiej wieży ciśnień, aby ogólnie rzecz biorąc… ZWĄTPIĆ. No i mamy w mieście taką architekturę jaką Jonasz Kofta, w swojej piosence, nazywał arcytekturą.