Ciąg dalszy wspomnień Leszka Mierzejewskiego z czasów, gdy był zastępcą dyrektora szczycieńskiego szpitala.
Już stała pralnia w stanie surowym, nawet komin był zamontowany do odprowadzania spalin powęglowych! Już mieliśmy środki finansowe na filtr spalin, którego dokumentacja została przekazana wykonawcy. Ale „mądre” głowy ówczesnych działaczy w ZOZ rzucały mi kłody pod nogi! Zlikwidować kotłownię węglową, to przeżytek, mamy przecież XXI wiek! - postulowały. Nie dochodziły do nich argumenty taniej eksploatacji, nowoczesnego filtra spalin! Gdy ktoś nie zna się na technice, to udaje wielce mądrego fachowca!
Więc otrzymaliśmy polecenie zamiany technologii opalania kotłowni z węglowej na olejową lub gazową! Szukaliśmy układów w Bydgoszczy, bo tylko tam można było uzyskać zgodę na zmianę systemu opalania z węgla na olej. Szukaliśmy wszędzie, nikt nie miał tam wejść. A u nas pod nosem, nasz zaprzyjaźniony ordynator miał tam brata na najwyższym stołku, był tam pierwszym sekretarzem komitetu wojewódzkiego PZPR. Pojechaliśmy w trójkę: lek. Teresa Paciorkowska Olbryś, dr Jerzy Wasilewski i ja. Jeden telefon, jedna rozmowa i wszystko zostało zmienione i zatwierdzone. Nawet Bydgoskie Biuro Projektów w mig nam opracowało nowy projekt techniczno - adaptacyjny na kotłownię olejową. Czy ktoś o tych perypetiach dziś pamięta?
Kolejna szpitalna inwestycja polegała na adaptacji pomieszczeń starej pralni na rentgen. Ciekawa historia, bo bez środków finansowych przystąpiliśmy do inwestycji! Wszystko trzeba było wyburzyć, łącznie z fundamentami, gdyż przez przeszło sto lat eksploatacji w parze, wilgoci – nawet cegła była zmurszała, a drewno w stolarce trzymała tylko farba. Za zgodą Urzędu Wojewódzkiego zrobiłem przetarg na rozbiórkę za uzyskane materiały, bo wówczas jeszcze tak można było. Znaleźli się chętni, gorzej było z budową. Trudno, zaryzykowałem, wszystko opłacałem z remontów zamiast z inwestycji. Wpadłem przy najbliższej kontroli z zewnątrz, przez NIK z Warszawy. Rozprawę budżetową miałem w Wydziale Budżetowo - Finansowym Urzędu Wojewódzkiego w Olsztynie. Przed moją, toczyły się rozprawy o różne naruszenia dyscypliny w zakładach budżetowych. Kary przeważnie dwukrotne, trzykrotne pobory dyrektorskie! Na szczęście, przed rozprawą - moi zwierzchnicy, już w tej sprawie kilka rozmów przeprowadzili. Nawet sam pan wicewojewoda rozmawiał. Po wejściu, grzecznie ukłoniłem się komisji orzekającej i zacząłem odpowiadać na pytania przewodniczącego, który, jak zauważyłem, trzyma moją stronę. Pamiętam jedno z wielu pytań: - A dlaczego panu się tak spieszyło z tą inwestycją, nie mógł pan poczekać do przyszłego roku na środki finansowe? Odpowiedziałem, że nie mogę ścierpieć, jak naszych chorych ze szpitala, obojętnie, czy to w mróz, czy w śnieg, czy w deszcz, czy w słońcu przewozi się do odległej przychodni celem robienia zdjęć rentgenowskich. A tam tłumy, bo to rentgen ogólnodostępny. Gotowe zdjęcie chirurdzy dostają najwcześniej na drugi dzień. Ktoś z komisji zabrał głos: - No i co z tego, że przygotował pan obiekt, że pomieszczenia już gotowe, a i tak będzie pan czekał na środki finansowe celem zakupu rentgena i urządzeń towarzyszących! Odpowiedziałem, że już w tej chwili rentgen jest montowany, z przystawkami i całą wentylacją i urządzeniami towarzyszącymi. - No dobrze, ale to koszt kilku milionów złotych. – A skąd pan wytrzaśnie środki na opłacenie faktury? – padło pytanie. - Otrzymałem ten rentgen oraz urządzenia towarzyszące wraz z robocizną montażową za darmo - odpowiedziałem. Słysząc to, jakaś pani z komisji, śmiejąc się oznajmiła, że w Polsce, jeszcze nikt nikomu nic za darmo nie oferuje! Wytłumaczyłem, że wcześniej byłem w Warszawie w firmie „Fujifilm” i uzgodniłem z nimi powyższy, pierwszy taki kontrakt w Polsce. Postawili mi trzy warunki. Po pierwsze, jeden z zakładów fotograficznych ze Szczytna będzie od nich zakupywał ich materiały i ich reklamował. Po drugie, przez najbliższe Dni i Noce Szczytna będą mieli prawo do reklamy Fujifilmu, po trzecie, w czasie eksploatacji ich sprzętu, szpital będzie zakupywał wyłącznie u nich materiały do robienia zdjęć. Na wszystkie warunki przystałem i podpisałem z nimi umowę. Był to faktycznie pierwszy taki kontrakt w Polsce, bardzo korzystny dla szpitala. W Szczytnie z moim kolegą fotografem Witkiem Czujakiem załatwiłem bez problemu temat, z burmistrzem też dogadaliśmy się co do reklamy w czasie Dni i Nocy Szczytna. Wówczas komisja zamiast mnie ganić, zaczęła wypytywać o szczegóły, chwalić jaki to jestem zaradny i jak to dbam o państwowe pieniądze. - Powinien być nagrodzony, a nie ukarany! - orzekł przewodniczący. Kazano poczekać mi w holu, poproszono mnie po pięciu minutach, żeby odczytać protokół, iż jestem uniewinniony. Podziękowałem, ukłoniłem się wszystkim grzecznie, podałem rękę każdemu z osobna, a dwie panie pocałowałem w dłoń, mówiąc, że nie życzę im choroby, ale w razie nieszczęścia mają u mnie zdjęcia bez kolejki, od ręki i za darmo. To je rozśmieszyło i rozbawiło.
Ileż to się nazałatwiało pieniędzy na doposażenie gabinetów, na zakup nowego sprzętu stomatologicznego, na zakup nowej aparatury medycznej. A ileż to pościągaliśmy darów ze sprzętem medycznym i odzieżą z zachodnich Niemiec. Teraz nikt o tym nie pamięta, a przecież każdy z pracowników, czy to lekarz, czy to palacz ustawiał się w kolejce po darmowe ciuchy. Nawet samochody reanimacyjne dla pogotowia ratunkowego otrzymywaliśmy w darze od niemieckich przyjaciół.
Niby to odległe czasy, ale to raptem 22 lata temu, bo w czerwcu 1998 roku nastąpiło uroczyste przekazanie trzeciego forda jako daru z Niemiec. Wcześniej odebraliśmy volkswagena i mercedesa. Była to najwyższa pora, bo nasze staruszki sypały się jak ulęgałki z przydrożnego drzewa, późną jesienią.
Leszek Mierzejewski
Cdn.