Elektryczne Gitary były jedną z gwiazd tegorocznych Dni i Nocy Szczytna. Przed koncertem „Kurek” spotkał się z liderem zespołu Kubą Sienkiewiczem, który wspomina swoje pobyty w Szczytnie, opowiada, jaki ma stosunek do muzycznej kariery swoich dzieci oraz zdradza, dlaczego jako lekarz czuje się już wypalony.

Jako lekarz czuję się wypalony
Kuba Sienkiewicz z autorką wywiadu, dziennikarką „Kurka Mazurskiego” Ewą Kułakowską/fot. Robert Arbatowski

- Zacznę od wspomnień. Mam tu ze sobą bilet na koncert „Rock w Ruinach”, który odbył się przy okazji Dni i Nocy Szczytna w lipcu 1993 r. Zespół Elektryczne Gitary został na bilecie przemianowany na Elektroniczne Gitary. Czy pamięta pan tamten występ?

- Tak. Oprócz nas grał wtedy jeszcze Hey, Hunter i Kolaboranci. Pamiętam zamek, pamiętam miasto. Szczytno oczywiście wcześniej dobrze znałem z wakacji. Później przyjeżdżałem tu z samodzielnymi koncertami. Gdzieś w 2002 r. grałem trasę po Warmii i Mazurach w duecie z Jackiem Wąsowskim. Wtedy również kwaterowaliśmy w tym samym hotelu, co teraz.

- Szczytno jest kojarzone z Krzysztofem Klenczonem. Wasza twórczość w pewien sposób nawiązuje do big bitu. Czy Klenczon był dla pana jakimś punktem odniesienia?

- Kojarzę jego głos z dzieciństwa, ale muszę powiedzieć, że pokoleniowo rozminąłem się z okresem, kiedy te piosenki były popularne. W latach 60. najbardziej moją uwagę wśród nagrań emitowanych w radiu przykuwał Kabaret Starszych Panów i Beatlesi. Czerwone Gitary rozpoznawałem jako kilkuletnie dziecko. Bardziej mi się one kojarzyły z głosem Seweryna Krajewskiego. Po jakimś czasie zwróciłem uwagę, że tam są dwaj wiodący wokaliści. Dopiero potem zapoznałem się z historią Klenczona. Co do stylistyki, to nie wzorowałem się na nim.

- Pierwsze skojarzenie w związku z nazwą waszego zespołu jest takie, że nawiązuje ona do Czerwonych Gitar.

 

 

Aby zapoznać się z pełną treścią artykułu zachęcamy
do wykupienia e-prenumeraty.