Gdyby ul. Sienkiewicza i pl. Juranda były od siebie oddzielone choćby cieniutką wysepką, czy krawężnikiem i dochodziłyby do ronda oddzielnie, wtedy samochód z ulicy Sienkiewicza miałby pierwszeństwo przed pojazdem z placu. W obecnej sytuacji ul. Sienkiewicza i pl. Juranda łączą się ze sobą pod kątem ostrym, tworząc jedną jezdnię dochodzącą do ronda. W związku z tym mamy do czynienia ze skrzyżowaniem ulic, o którym mówi art. 2.10 Ustawy z dnia 20 czerwca 1997 r. Prawo o ruchu drogowym (Dz. U. Nr. 98 z dnia 19 sierpnia 1997 r. poz. 602). Skrzyżowanie tych ulic dochodzi do ronda, na którym to wszystkie pojazdy będące w ruchu dookoła wyspy mają pierwszeństwo przed pojazdami oczekującymi na włączenie się w ruch okrężny, § 36 Rozp. Ministrów Infrastruktury oraz Spraw Wewnętrznych i Administracji z dnia 31 lipca 2002 r. w sprawie znaków i sygnałów drogowych (Dz. U. Nr. 170 poz. 1393 z dnia 12 października 2002 r.)

Na podstawie tego przepisu nie można zakwalifikować, jak to czyni Pan biegły sądowy, pojazdu stojącego na ul. Sienkiewicza i oczekującego na włączenie się w ruch okrężny, jako pojazdu będącego w ruchu wokół wyspy.

Musimy ten pojazd zakwalifikować jako taki, który znajduje się na skrzyżowaniu równorzędnym i po swojej prawej stronie ma samochód stojący na placu. Przypomnę, że znak STOP na placu i USTĄP PIERWSZEŃSTWA na Sienkiewicza nie dotyczą siebie nawzajem, lecz tylko ruchu okrężnego, stąd skrzyżowanie równorzędne, o którym mówił w pierwszym artykule Pan Zygmuntowicz. I na zakończenie - znak "ruch okrężny" ze znakiem "stop" nie występuje w ustawie Prawo o ruchu drogowym, natomiast jak widać występuje na placu Juranda. W związku z tym wypowiedź biegłego uważam za pozbawioną uzasadnienia.

Z poważaniem

Krzysztof Baran

- Taxi 17

Podpisuję się pod taką interpretacją przepisów odnoszących się do ww. miejsca.

Bogdan Machała

były szef szczycieńskiej drogówki

"W OBLICZU KATASTROFY"

Szanowny Panie Redaktorze!

W "Kurku Mazurskim" z 16 listopada 2005 r., dyrektor Spółki Wodno-Ściekowej "Sawica", pan Stefan Piskorski zaprezentował swoją opinię dotyczącą przyczyn obniżania się poziomu wód w jeziorze Narty, gm. Jedwabno.

Stwierdza w niej, niemalże ze stuprocentową pewnością, że "Prawdziwą przyczyną powoli postępującej katastrofy, jest prawdopodobnie inwestycja melioracyjna, przeprowadzona w latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku".

Ponieważ reprezentuję Zarząd Melioracji i Urządzeń Wodnych - instytucję zajmującą się w imieniu Marszałka Województwa Warmińsko-Mazurskiego problematyką gospodarowania wodą, a wcześniej w latach osiemdziesiątych, jako Wojewódzki Zarząd Inwestycji Rolniczych byliśmy realizatorami wspomnianej inwestycji, proszę o zamieszczenie poniższych wyjaśnień.

Nie jest moim zamiarem podejmowanie polemiki z opinią fachowca od wód, więcej nawet, przyznaję, że w minionych latach, przy projektowaniu i wykonawstwie inwestycji melioracyjnych popełniano wiele błędów.

Prezentowana opinia pana dyrektora zawiera jednak stwierdzenia nieuprawnione, niepoparte analizą wszystkich przyczyn spadku poziomu wód w jeziorze Narty.

Po pierwsze, jezioro to było i jest zbiornikiem zamkniętym. Nie zasilają go żadne cieki w postaci rzek, strumieni czy nawet dłuższych rowów melioracyjnych. Poza wykonanym przypuszczalnie w latach 70. przez "zakład rybacki" rowie (dzisiaj suchym i niepotrzebnym) umożliwiającym połów węgorza, nie ma też odpływu.

Trzeba pamiętać, że inaczej układa się poziom wód w jeziorach przepływowych, a inaczej w zamkniętych. Dlatego nie można porównywać jeziora Narty z Saskiem Wielkim czy Wałpuszem będących jeziorami przepływowymi. Dodatkowo woda w nich jest piętrzona. W przypadku tego pierwszego na jazie w Jęczniku, w przypadku drugiego, na rzece Wałpusz w południowej części jeziora. Stąd spadek poziomu wód, dzięki piętrzeniu, w jeziorach tych nie występuje. Proponuję porównać poziom wód w Nartach z poziomem w innych nieprzepływowych jeziorach, jak chociażby w sąsiednich akwenach Krzywek czy Głęboczek. Szczególnie wędkarze znający te jeziora sprzed kilku czy kilkunastu lat ocenić mogą podobny jak w Nartach stan wody.

Wracając do przeprowadzonej w latach 80. inwestycji. Na pewno miała i ma ona jakiś wpływ na poziom wód w tym zbiorniku. Jakkolwiek nie przeceniałbym go.

Wody powierzchniowe pochodzące ze zdrenowanych użytków rolnych przylegających do jeziora odprowadzone zostały do poniemieckiego jeszcze rowu szczegółowego "G", zasilającego w sposób naturalny jezioro Brajnickie. Skierowanie ich do jeziora Narty było wprawdzie możliwe, projektant jednak nie uczynił tego, mając prawdopodobnie na uwadze ochronę tegoż jeziora. Przejęcie wód użyźnionych nawozami sztucznymi z okolicznych pól w znacznym stopniu mogłoby pogorszyć jakość wód jeziora. Zatem czy proponowana przez pana Piskorskiego budowa kolektora do jeziora Narty poprawi sytuację?

Przed podjęciem takiej decyzji należałoby dokładnie ocenić jakość wód prowadzonych przez rów "G" tak, aby współczesna inwestycja nie była również "nieprzemyślaną". Nie trzeba chyba tłumaczyć tego specjaliście od chemizmu wód.

Reasumując. Przyczyn spadku poziomu wód w jeziorze Narty może być wiele i problem jest chyba bardziej złożony. Zgadzam się z apelem kol. Stefana Piskorskiego, że "najwyższy czas..." aby "zacząć ratować to jezioro". Nie pozostawiajmy jednak problemu tylko Wójtowi Gminy Jedwabno. Nie działajmy pochopnie i spróbujmy go rozwiązać w gronie osób kompetentnych i instytucji odpowiedzialnych za stan naszego środowiska.

Wiesław Markowski

Kierownik Zarządu Melioracji i Urządzeń Wodnych w Rejonowym Oddziale w Szczytnie

Nie warto na siłę poszukiwać do wyróżnień mistrzów światowej sławy, nie pokazując miejscowej młodzieży sukcesów jej szczycieńskich rówieśników z dawnych lat

CUDZE CHWALICIE, SWEGO NIE ZNACIE

W ubiegłym tygodniu uczestniczyłem w uroczystym otwarciu nowej hali sportowej w Szczytnie, której patronem został wybitny trener piłki siatkowej Hubert Wagner. Na tej samej uroczystości nadano również Gimnazjum nr 2, imię Polskich Olimpijczyków.

(Jechać czy przepuścić...)

Na otwarcie hali przybyło liczne grono zaproszonych gości i - co mnie bardzo ucieszyło - wzięła w mniej udział duża liczba młodzieży. Przecież dla niej przede wszystkim powstają w Szczytnie te wspaniałe obiekty. Uroczystość uświetniła swoją osobą niemała grupa polskich olimpijczyków oraz syn patrona nowej hali sportowej Grzegorz Wagner, który zdaniem niektórych osób nie do końca dostosował się do podniosłego nastroju całej uroczystości.

W swoim krótkim wystąpieniu podziękował za wyróżnienie ojca, zaznaczając przy tym, że to nie pierwszy obiekt sportowy nazwany imieniem Huberta Wagnera. Mowa jak mowa - jeden jest lepszym mówcą, drugi gorszym, ale mnie - być może tradycjonaliście - nie za bardzo przypadło do gustu, że zwracając się do zgromadzonych, cały czas trzymał rękę w kieszeni. Wiem, że zwyczaj ten na Zachodzie jest akceptowany, jednak w naszym środowisku jeszcze razi, szczególnie osoby z mojego pokolenia. Za to olimpijczycy, a zwłaszcza mistrz olimpijski w podnoszeniu ciężarów - Zygmunt Smalcerz - zaprezentowali się jak prawdziwi mistrzowie.

Szkoda, że w tak piękniej uroczystości nie brał udziału olimpijczyk wywodzący się z naszego miasta - Radosław Laskowski, który w 2004 roku uczestniczył w Igrzyskach Olimpijskich w Atenach jako trener polskiej reprezentacji kobiet w judo. Radosława Laskowskiego znam bardzo dobrze, ponieważ był moim wychowankiem, reprezentującym w latach 1976 - 1986 barwy "Gwardii" Szczytno.

W okresie tym zdobył kilka medali mistrzostw Polski w różnych kategoriach wiekowych oraz był członkiem kadry narodowej juniorów, biorąc udział w wielu międzynarodowych imprezach sportowych. W 1986 roku - po ukończeniu szkoły średniej w Szczytnie - rozpoczął studia na Akademii Wychowania Fizycznego w Gdańsku, zostając zawodnikiem tamtejszego AZS. Startując w barwach uczelnianego klubu, zdobywał medale na mistrzostwach Polski seniorów, awansując do kadry narodowej i niewiele mu w tym czasie zabrakło do zakwalifikowania się do ekipy olimpijskiej judoków. Do największych jego sukcesów należy brązowy medal na Akademickich Mistrzostwach Świata (1994 rok) i zdobyte wicemistrzostwo Europy w sambo (1992 rok).

Jeszcze większe sukcesy Radosław Laskowski osiągnął w roli szkoleniowca. W wieku 29 lat został powołany na trenera kadry Polski juniorów. W 1998 roku awansował na trenera kadry olimpijskiej kobiet, z której, niestety, został odwołany na kilka miesięcy przed Igrzyskami w Sydney. Trudno nie skomentować tak nagłej zmiany trenera, ale faktem jest, że wpłynęła ona fatalnie na wyniki sportowe uzyskane przez Polki na Igrzyskach.

Na początku 2001 roku ponownie otrzymał zadanie prowadzenia kobiecej reprezentacji Polski. W tym samym roku - wraz ze swoją zawodniczką Anną Żemło-Krajewską uczestniczył w przedolimpijskim turnieju kwalifikacyjnym w Sofii. W trakcie jego trwania wraz ze swą zawodniczką zgłosił sędziemu głównemu, że trójka arbitrów sędziujących na macie popełniła pomyłkę i niesłusznie przyznała zwycięstwo Polce. Po szczegółowej analizie walki sędziowie zmienili ogłoszony już werdykt i przyznali zwycięstwo jej rywalce.

Decyzja ta spowodowała, że polskiej zawodniczce zabrakło 5 punktów do zakwalifikowania się na Igrzyska Olimpijskie. Za etyczną postawę w sporcie Międzynarodowy Komitet wyróżnił Radosława Laskowskiego i jego zawodniczkę prestiżową nagrodą "Fair play". Ta niecodzienna postawa trenera i zawodniczki odbiła się szerokim echem w całym środowisku.

Sukcesom sportowym Radosława Laskowskiego towarzyszą osiągnięcia naukowe. Obecnie jest pracownikiem naukowym Zakładu Fizjologii Akademii Wychowania Fizycznego w Gdańsku, zatrudnionym na etacie adiunkta.

Radosław Laskowski pozostał bardzo związany z naszym miastem, wielokrotnie z dumą podkreślał, że pochodzi ze Szczytna, ma tu swoją rodzinę i tutaj - tak naprawdę - rozpoczęła się jego wielka kariera sportowa. Niestety, do tej pory miasto, którym się tak szczyci nie wyróżniło swojego olimpijczyka w żaden sposób. Być może wręczającym nagrody powinna towarzyszyć odrobina refleksji i pamięć o tych, którzy w Szczytnie zdobywali pierwsze doświadczenia, kiedy nie było tu jeszcze tylu pięknych obiektów sportowych, a jedynie twarda dyscyplina, wiele wyrzeczeń i żmudna praca trenerska dawały gwarancję sukcesu. Miejmy nadzieję, że nowe obiekty sportowe, których jest coraz więcej w Szczytnie, pozwolą nam jeszcze wielokrotnie usłyszeć o naszych wychowankach i my o nich również będziemy pamiętać. Nie warto bowiem na siłę poszukiwać do wyróżnień mistrzów - aczkolwiek światowej sławy - nie pokazując młodzieży sukcesów szczycieńskich rówieśników z dawnych lat.

Tadeusz Dymerski

2005.11.23