Rozmowa z jedną z gwiazd Dni i Nocy Szczytna, Małgorzatą Ostrowską
- Jakie są Pani wrażenia po dzisiejszym koncercie podczas Dni i Nocy Szczytna?
- Widać, że jest to impreza z ogromnym rozmachem. Generalnie było fajnie, choć troszeczkę bałam się reakcji publiczności. Było jej dużo, ale momentami słabo reagowała. Mimo to jakoś udało mi się nawiązać z nią dobry kontakt, choć nie przyszło to łatwo.
- Skoro jesteśmy w Szczytnie nie mogę nie zapytać o związanego z tym miastem Krzysztofa Klenczona. Czy słuchała Pani jego muzyki?
- Oczywiście, że tak. To były czasy, kiedy zaczynałam słuchać muzyki. Polska muzyka była wtedy bardzo istotna, tym bardziej, że zachodnia słabo do nas docierała. Nawet śpiewałam kiedyś na festiwalu „Pejzaż bez ciebie” w Bydgoszczy piosenkę Krzysztofa Klenczona „Port”.Przyznaję, że pisał piękne piosenki, był i jest legendą. Szkoda, że tak krótko żył.
- Obecnie bardzo popularne są programy typu „talent show”, w których swoich sił próbują młodzi wykonawcy. Jaki jest Pani stosunek do tych programów i czy zgodziłaby się Pani być jurorem w którymś z nich?
- Tak do końca na jurora się nie nadaję, bo zawsze mam zbyt dużo wątpliwości, ale zapewne dałabym radę. W czasach, kiedy ja startowałam, były inne konkursy, można było zaistnieć w inny sposób. W ogóle nie brałabym udziału w konkursach czy festiwalach, dlatego że nie jestem człowiekiem, który kocha rywalizację. Uważam, że muzyka powinna się bronić sama.
- A co w takim razie radziłaby Pani młodym wykonawcom próbującym zaistnieć na scenie?
- Trzeba kochać muzykę i to, co się robi. Są różne środki, by ułatwić sobie start. Na pewno warto startować w konkursach i starać się być na topie. Nie to jednak jest rzeczą najważniejszą. Ma to sens tylko wtedy, gdy przychodzi samo. Dążenie do sukcesu za wszelką cenę nie jest w muzyce i w ogóle w sztuce, sprawą najistotniejszą.
- W swojej karierze współpracowała Pani z wieloma znanymi muzykami, m. in. z KSU, Lechem Janerką czy Acid Drinkers. Z kim najmilej wspomina Pani pracę?
- Trudno powiedzieć. Z każdym z nich pracowało się inaczej. Z jednymi bardziej prestiżowo, z drugimi mniej. Współpracowałam też z innymi, mało znanymi, choć bardzo wartościowymi muzykami. Generalnie lubię występować w różnych zestawach i z różną muzyką, którą traktuję jako twór otwarty. To mnie najbardziej w niej cieszy. Uważam, że na tym właśnie polega wielka siła muzyki, że łączy ona ludzi, nawet tych śpiewających nieco inaczej.
- Na scenie jest Pani wulkanem energii. Skąd ją Pani czerpie?
- Paradoksalnie, jestem osobą dość nieśmiałą. Gdyby nie to, że los postawił mnie na scenie i umożliwił kontakt z taką ilością ludzi, nigdy w życiu bym się nie przebiła z własnym zdaniem. Energię czerpię z muzyki. Lubię to, co robię. Daje mi to siłę, której na co dzień mam zdecydowanie mniej. Tak to już jest, że najpierw się te akumulatory ładuje, by na scenie je rozładować.
- Czy lubi Pani przyjeżdżać na Mazury?
- Tak, bywam na Mazurach od czasu do czasu. Właśnie dziś przyjechałam tu z mężem i naszymi trzema psami. Jutro rano ruszamy dalej do mojej koleżanki Wandy Kwietniewskiej, ale dokąd – tego nie zdradzę. Powiem tylko, że to trochę dalej od Szczytna.
- Dziękuję za rozmowę
Rozmawiała:
Ewa Kułakowska