Tak się złożyło, że w minionym miesiącu aż trzykrotnie jeździłem do Warszawy, za każdym razem spędzając tam po trzy, cztery dni. Nic też dziwnego, że warszawskie tematy zdominowały poprzednie dwa felietony, a i ten dzisiejszy postanowiłem poświęcić stołecznym klimatom.
Cały mój wolny czas podczas pobytu w Stolicy poświęciłem na wieczorne spacerki znanymi mi sprzed lat warszawskimi uliczkami. Uliczkami i ulicami wciąż oświetlonymi świątecznie - nieprawdopodobnie barwnie i bogato.
W tym roku tylko iluminacja Starówki kosztowała 2,5 miliona złotych. Efekt zachwycający! Świetlne, wielobarwne bramki, pod którymi przemieszczają się przechodnie. Na wszystkich latarniach Krakowskiego Przedmieścia ogromne, świecące parasole. Przed Ministerstwem Kultury (koło Kordegardy) ogromne pudło prezentowe owinięte kokardami. Cała kompozycja wielkości małego domku, zmontowana z kolorowych lampek. Przed Zamkiem Królewskim choinka wysokości 27 m (9 pięter). Plastikowa, ale jakże niesłychanie bogato i kolorowo świecąca. Sam Zamek oświetlono reflektorami-rzutnikami, które wyświetlają ogromne śnieżynki opadające po ścianach budynku. Fantastyczny, ruchomy efekt. Podobną, ruchomą iluminacją ozdobiono niektóre elewacje kamieniczek staromiejskiego rynku. Pośrodku placu urządzono zaś staroświecką ślizgawkę z fontanną świetlną i muzyką. Miasto po zmroku wygląda fantastycznie. Nie trzeba jechać do Paryża, Wiednia, czy Londynu, aby wpaść w zachwyt.