Władze Jedwabna są bezradne. W niepokojąco szybkim tempie w jeziorze Narty, wizytówce gminy, ubywa wody. Instytucje, które w pierwszej kolejności powinny ratować akwen właściciel - Agencja Własności Rolnej Skarbu Państwa i jego dzierżawca - okręg mazowiecki PZW umywają ręce. Pozbawione atrakcyjnych ryb jezioro opuszczają wędkarze.
Żyją z jeziora, ale nie pomogą
- Jezioro Narty, nasze oczko w głowie, zamienia się w sadzawkę - poinformował radnych na sesji Rady Gminy w dniu 26 maja wójt Włodzimierz Budny.
Najczyściejsze jezioro w powiecie wysycha, bo ma małą zlewnię. Łącznie z powierzchnią akwenu obejmuje ona ok. 600 ha, podczas gdy w przypadku płytszego sąsiedniego jeziora Brajnickiego zlewnia jest 10 razy większa.
Zdaniem wójta niezbędna jest przebudowa systemu melioracyjnego i położenie 300-metrowego odcinka kolektora, który transportowałby do Nart część wody pochłanianej przez Jezioro Brajnickie. W ostatnich latach z jeziora Narty ubyło 1,2 mln m3 wody i w taką ilość trzeba je ponownie zasilić. Akwen, choć czysty, pomału zamiera, bowiem najintensywniejsze w nim życie zlokalizowane jest w przybrzeżnych trzcinach. Te natomiast tracą kontakt z wodą.
Szacunkowy koszt inwestycji wynosi 200 tys. zł. Samej gminy na taki wydatek nie stać, zwróciła się więc z wnioskiem o partycypację w kosztach do właściciela jeziora Agencji Własności Rolnej Skarbu Państwa. Ta ani myśli sprostać życzeniu samorzšdu. Nie ma też co liczyć na pomoc dzierżawcy - Polskiego Związku Wędkarskiego. Dyrektor biura zarządu okręgu mazowieckiego Ryszard Sołśnia nie ukrywa nawet, że nieufnie podchodzi do propozycji ratowania jeziora, widząc w niej... zagrożenie dla ekosystemu.
Agregat na EL DORADO
Dla wszystkich jest jasne, że jedyną szansą rozwoju gminy jest turystyka, a jednym z głównych elementów ściągających turystów - możliwość wędkowania. Władze Jedwabna twierdzą, że są w stanie pozyskać prywatnych sponsorów do zainwestowania w jezioro Narty. Jest tylko jeden stawiany przez nich warunek - muszą tu być atrakcyjne ryby. Tymczasem złapanie ładnego okazu coraz częściej graniczy z cudem. Mówił o tym niedawno w olsztyńskim radiu najbardziej znany wędkarz spod Jedwabna - Krzysztof Daukszewicz. Wędkujący dotychczas na Nartach przenoszą się na Wałpusz lub do Rańska. Skutecznie przyczynia się też do tego polityka PZW, zezwalająca na połów ryb agregatem i siecią.
- Chcieliśmy z Nart stworzyć El Dorado, tymczasem narażeni na takie widoki wędkarze więcej do nas nie przyjadą - żalił się na dzierżawców jeziora przewodniczący Rady Gminy Cezary Lichtensztejn.
Ale to nie jedyne posunięcia dzierżawcy odstraszające wędkarzy. Ze względu bowiem na swą wyjątkową czystość jezioro Narty należy do nielicznych na naszym terenie, w których występują szlachetne gatunki ryb słodkowodnych - sieja i sielawa. I nimi głównie jest jezioro zarybiane. W ubr. do Nart wpuszczono 3,5 mln sztuk sielawy i 2,9 mln sztuk siei.
- To ryby, których na wędkę się nie złapie. Uwzględnijcie gatunki atrakcyjne dla wędkarzy - domagał się od dzierżawców jeziora przewodniczący Lichtensztejn. - Nie ma lepszej reklamy dla jeziora jak złowienie w nim dużego okazu lina, leszcza czy karpia. Fama błyskawicznie rozchodzi się po okolicy, ściągając nad akwen nowych wędkarzy.
Broń Boże drapieżników
- Broń Boże żadnego drapieżnika - rozwiewali natychmiast nadzieje szefa samorządu przedstawiciele PZW. - Kto chce je łowić, może to czynić na sąsiednich akwenach, które gęsto zarybiane są węgorzem, szczupakiem i sandaczem - argumentowali eksperci wędkarscy.
Jeśli i tam wędkowanie nie przyniesie skutków, nie będzie to wcale oznaczać, że nie ma ryb, a... wręcz przeciwnie.
- Jest za dużo drobnicy. Drapieżnik ma co jeść i na sztuczną przynętę nie zwraca uwagi - przekonywał radnych kierownik Ośrodka Rybackiego w Janowie Ryszard Lubowiedzki.
Kierownik zaproponował radnym, że skuteczniejszym sposobem poszukiwania ryby w Nartach byłoby polowanie na nie z kuszy. PZW zastanawia się czy nie uruchomić na akwenie specjalnego stanowiska.
Pomysł nie przypadł jednak do gustu samorządowcom.
- Trudno będzie rozstrzygnąć kto łowi na sportowo, a kto półprzemysłowo - uzasadniał swój sprzeciw przewodniczący Lichtensztejn.
Obie strony tylko w jednym były zgodne. Należy powołać zespół, który omówi wszystkie sporne kwestie i spróbuje osiągnąć kompromis. Na tym debata się zakończyła.
- Czuję niedosyt. Momentami miałem wrażenie, że ci panowie nas ignorują - podsumował spotkanie z przedstawicielami PZW Marek Trędowski, radny powiatowy.
Andrzej Olszewski
2003.06.11