Za nami kolejna edycja „Powrotu Juranda do Spychowa”, imprezy od ponad dwóch dekad przyciągającej turystów do miejscowości w gminie Świętajno.
W rolę dzielnego komesa wciela się Adam Mierzejewski (fot. 1) ze stowarzyszenia Przyjazne Spychowo, będący jednocześnie gminnym radnym. Głównym odbiorcą inscenizacji są pokolenia znające ze szkoły „Krzyżaków” i ich wersję filmową, jedną z najchętniej oglądanych polskich produkcji w dziejach. Nic to, że jeszcze sześćdziesiąt parę lat temu Spychowo wcale Spychowem nie było, a u Sienkiewicza mamy de facto mazowiecki Spychów. Podobieństwo nazw wykorzystano, tak samo jak bliskość Szczytna, do którego Jurand musiał się udać, by ratować swoją ukochaną córkę Danusię. Nie takie rzeczy były mniej lub bardziej naginane, by stworzyć coś ciekawego i przyciągnąć publiczność. Być może, jeśli za parędziesiąt lat znajdą się następcy obecnych wykonawców tej inscenizacji, również wnukowie dzisiejszych 40- i 50-latów będą przyjeżdżali ze swoimi dziećmi do Spychowa (dawnych Pup), by oglądać kolejne wersje powrotu szlachetnego komesa. Przy okazji choć część osób będzie miała świadomość, że dawno, dawno temu nasz pierwszy noblista napisał między innymi „Krzyżaków”.
Sienkiewiczowska powieść wykorzystywana jest i była do różnych celów nie tylko w Spychowie i Szczytnie. Niżej podpisany ostatnio miał okazję posilać się w jednym z lokali na obrzeżach Olsztynka, czyli miasteczka leżącego dość blisko Grunwaldu, znanego nie tylko z historycznej bitwy, ale i z zawierających w znacznym stopniu fikcję „Krzyżaków”. Pominiemy tu, by nie robić reklamy czy antyreklamy, kwestie cen i jakości potraw, ale skupimy się na innych elementach. Wchodzących witają dwie rzeźby bohaterów znanych także z „Krzyżaków”. Nietrudno się domyślić, że na fot. 2. widzimy podobiznę Juranda. Nazwy dań także nawiązują do Sienkiewiczowskiej powieści. Kto czytał, nie będzie miał z tym problemu (fot. 3).
NA MAZOWSZU TANIEJ
Na temat reaktywowanego połączenia kolejowego do Chorzel (i dalej do Ostrołęki) już pisaliśmy, ale do powrotu do tematu zachęcił nas jeden z czytelników, który podróżował ze swoją córką. Przysłał on nam zdjęcia biletów nabytych w składach Polregio i Kolei Mazowieckich. W tej chwili nie można kupić biletu od razu ze Szczytna do Ostrołęki, co w przypadku przesiadania się nie zawsze jest problemem. Przewoźnicy na razie nie dogadali się i w tej chwili oddzielnie kupujemy bilet w szynobusie do Chorzel (fot. 4), a potem w składzie jadącym do Ostrołęki. Co ciekawe, między Szczytnem i Ostrołęką, na odcinku ponad 90 km nie ma ani jednej kasy – bilety nabywamy w pociągu. Rok temu, gdy odnowiono linię Ostrołęka-Chorzele, wprowadzono tam promocyjną cenę za przejazd, czyli zaledwie 4,20 zł (na krótszych odcinkach jeszcze taniej, a do tego dochodzą ustawowe ulgi). Podróżować można było niemal za grosze, ale dla malkontentów pozostawał problem związany z tym, że zarówno stacje w Chorzelach, jak i Ostrołęce leżą dość daleko od centrum. Promocyjne były także ceny na odcinku Szczytno-Chorzele (8 zł za bilet normalny) reaktywowanym w grudniu ubiegłego roku. Drożej, niż na dłuższej trasie Chorzele-Ostrołęka, ale i tak znacznie taniej niż bez promocji. Czas mija i promocje się kończą (fot. 5) - co najmniej w naszym województwie. Za przejazd między Szczytnem i Chorzelami za bilet normalny trzeba teraz zapłacić mniej więcej tyle, ile wykłada się u nas standardowo na pokonanie takiego przedziału kilometrowego, czyli 16 zł. Taniej wychodzi w przypadku podróżowania z drugą osobą – wtedy można skorzystać z taryfy „Ty i raz, dwa, trzy”. Taniocha jest wciąż na następnym odcinku szlaku nr 35. Jak informują Koleje Mazowieckie, cena 4,20 ma zostać utrzymana do grudnia bieżącego roku. Co ciekawe, raczej wiarygodna strona e-podroznik.pl podaje, że bilet na trasie Chorzele-Ostrołęka kosztuje 19,70, czyli prawie pięć razy drożej…