No i dotrwaliśmy jakoś do końca sezonu letniego. Poza amatorami grzybów, zabłąkanymi wędkarzami i innymi fanami sportów ekstremalnych nikt już z własnej i nieprzymuszonej woli raczej do Szczytna nie zajrzy. Właściciele lokali gastronomicznych podsumowują zyski i straty, i zastanawiają się, jak przetrwać do przyszłego lata tylko przy wsparciu zgłodniałych tubylców.

Jakie to było lato, co dało się zjeść w okolicy, co można polecić już na przyszły rok?

Tak na pierwszy rzut oka niewiele się zmieniło i to jest problem. Tu mały wtręt o tym, co się dzieje gdzie indziej. Otóż co jak co, ale jedzenie – i picie też – może być wspaniałą atrakcją ściągającą do niektórych miejscowości tysiące turystów. Sam np. o ile tylko mam chwilę czasu to nie odpuszczam święta pierogów w Krakowie. I to jakich pierogów! Na krakowskim rynku, we wspaniałej scenerii kilkadziesiąt różnych restauracji wystawia swoje stoiska i można wybierać co dusza zapragnie! Czy jadł ktoś pierogi z mielonymi orzechami i grzybami, albo słodkie pierogi imbirowo – serowe? Pychota! A jak się już wpadnie na pierogi to i jeszcze na co innego, a i wypije się piwko czy lampkę wina. I pięknie jest!

Żeby dalej nie szukać – w pobliskim Mrągowie – mają ludzie pomysły i chce im się od lat robić coś więcej niż dobre wrażenie raz na cztery lata przed wyborami. Najpierw mamy country piknik, potem festiwal kresowy, a jak się ostatnio dowiaduję i festiwal… golonkowy! I znów trochę ludzi do Mrągowa przyjechało, miejscowe knajpki nie tylko zarobiły, bo w świat pójdzie wieść, że tam golonki ekstra gotują i po wsze czasy stanie się to mrągowską specjalnością! Jeszcze bliżej – Jedwabno i Święto Chleba (przy okazji gratulacje dla Jurka Bryczkowskiego) też dla turystów przecież, a w Szczytnie …?

A gdyby tak np. w sierpniu zorganizować w Szczytnie „mazurską rybkę” w wydaniu wszystkich okolicznych lokali? A jak wiadomo rybka lubi pływać w różnych płynach, także i bezprocentowych. Więc na rybkę po Hunter Feście i Dniach i Nocach może do Szczytna wpaść znów parę zaciekawionych osób i parę groszy zostawić. Tylko że ktoś tę imprezę musi zorganizować. Mamy jakieś podobno wydziały promocji, ktoś bierze pieniądze za reklamę Szczytna… Jak do tej pory, to wymyśla się kosztowne cuda bajki typu amfiteatr czy nową poronioną idea fixe, czyli drezynę w siną dal. Proszę się nie obrażać, ale ile osób może rocznie przejechać się o własnych siłach tą piękną, wiem, bo ją dobrze znam, trasą? A skąd i za co kupić te drezyny, a wreszcie za co odnowić szlak zarośnięty już krzakami i drzewami, zasypany piaskiem, bez żadnej infrastruktury, częściowo rozkradziony?

Chyba o wiele łatwiej dotrzeć do gości naszego regionu przez żołądek. Mamy przecież kilka ekstragastronomicznych ofert, że wymienię opisywane tylko w tym roku: krem z brokułów i bryzol w sosie balsamicznym w odnowionej „Krystynie”, cały zestaw ryb w „Filipsie”, dziczyznę w „Leśnej”, kapitalną atmosferę w ogródku w „Zaciszu”, włoskie superdania w „Toskanie”, czy sałatę ala szef w innej restauracji, której nazwy nie wymienię, bo się o to obraża, ryby na szybko w „Rancho” w Lemanach, grzybową w „Jagience” w Burdągu, toffi w „Coffeinie” i przepraszam, że innych nie wymienię. Naprawdę mamy czym się tu pochwalić! To jest ogromny, niewykorzystany i realnie istniejący kapitał! Trzeba tylko chcieć! A jak dotąd jakoś z tym przełożeniem chcenia na realia nie najlepiej. Tak sobie rozmawiałem np. ostatnio na otwarciu wystawy w muzeum z jednym ze starych szczytnian i wspólnie doliczyliśmy się, że to już np. szósty burmistrz (wcześniej naczelnik miasta czy przewodniczący miejskiej rady) obiecuje uporządkowanie jezior. I wszyscy jak jeden mąż są konsekwentni. Obiecują! Tak trochę dzisiaj odbiegłem od tematyki gastronomicznej, ale sorry, szlag mnie trafia jak widzę powszechną niemożność! Wiem, ze swego długiego już życia, że niemożliwe jest tylko przewrócenie wojskowego hełmu na lewą stronę. Reszta da się zrobić!

Wiesław Mądrzejowski