Prawdziwy kabaret to sztuka ulotna. Żywi się chwilą. Dniem dzisiejszym, który dostarcza aktualnych tematów do satyrycznej obróbki. Pretekstem do powstania żartobliwych, a niekiedy także złośliwych tekstów bywają codzienne spostrzeżenia dotyczące naszej obyczajowości, meandrów polityki i wszelakich innych stosunków międzyludzkich. Dlatego to, co dzisiaj wydaje nam się zabawne i warte „obśmiania”, już za chwilę przestaje być aktualne i zupełnie nas nie śmieszy.
Wielu znakomitych kabaretowych autorów odeszło w zapomnienie. Niektórzy z nich nie żyją. Inni znakomici niegdyś twórcy satyrycznych tekstów zniknęli z estrady, ponieważ potrafili komentować rzeczywistość ściśle określonych lat, z czasem tracąc wrażliwość na zmieniającą się obyczajowość, czy też przestając nadążać za bieżącą polityką.
Podam przykład nieco już historyczny. Kto dzisiaj pamięta słynnego MINIA, czyli Janusza Minkiewicza? Przed wojną był on gwiazdą satyry, uwielbianym królem dowcipu. Po wojnie nadal pisał znakomite literacko teksty, ale z dowcipem jakoś mu nie wychodziło. Jego niezwykle subtelne poczucie humoru zupełnie nie sprawdziło się w Polsce lat pięćdziesiątych. Słynny MINIO nie potrafił zniżyć się do obowiązujących wówczas dowcipów na temat leniwych bumelantów, opryskliwych kelnerów, kułaków-krwiopijców, czy bikiniarzy propagujących obrzydliwy „amerykański styl życia”. Starał się pisać dużo, bo żył z pisania. Zresztą miał takie swoje powiedzenie, że tylko grafoman pisuje za darmo. Satyry jednak unikał. Zmarł w niejakim zapomnieniu w Warszawie, w roku 1981.
Jeszcze jeden podobny, historyczny przykład. Kazimierz Krukowski.