Ryszard Kapuściński, bodaj najbardziej znany polski reporter, wiódł niezwykle ciekawe życie. Głośna książka Artura Domosławskiego „Kapuściński. Non – Fiction” pokazuje jego nowe, dotychczas nieodkryte oblicze. Znajduje się w niej także krótki rozdział o pobycie Kapuścińskiego latem 1955 roku na poligonie wojskowym w Muszakach, rozpościerającym się między innymi na obszarze gmin Jedwabno i Wielbark. Oprócz niego w obozie wojskowym dla studentów brało udział szereg znanych potem osobistości, twórców i dziennikarzy, którzy po zakończeniu szkolenia otrzymali stopnie oficerskie.
Recenzja
Niewielki rozdział książki Domosławskiego, noszący tytuł „Lapidarium (2): starszy szeregowy Kapuściński”, opisujący poligonowe życie Kapuścińskiego na Mazurach, opiera się głównie na książkowych wspomnieniach Mirosława Ikonowicza, ojca działacza Polskiej Partii Socjalistycznej Piotra Ikonowicza oraz znanej warszawskiej restauratorki Magdy Gessler. Na obwolucie książki Ikonowicza znajdziemy taką oto krótką recenzję: …Później przewija się w tej opowieści postać Ryszarda Kapuścińskiego, mego męża. Jakież podobieństwo życiorysów! Obaj pochodzą z Kresów, gdzie zastała ich II wojna światowa. Los ich zetknął w Warszawie na studiach historycznych. Odtąd ich szlaki przecinały się często. Razem zdobywali gwiazdki oficerskie na obozie wojskowym koło Nidzicy. Obaj wybrali zawód dziennikarza… Swą ponad 50 – letnią przyjaźń kontynuowali w Warszawie, w przerwach między kolejnymi wyprawami. Z pewnością przyjaźń ta trwałaby dalej, gdyby Rysiek był nadal z nami. Dziękuję Ci, Mirku, za tę piękną książkę. Podpisano: Alicja Kapuścińska.
Rozjemca
Pewnego razu na poligonie pomiędzy Ikonowiczem a jednym z kaprali doszło nieomal do rękoczynów. Kapuściński zażegnał jednak całą awanturę. Ikonowicz wspomina to wydarzenie następująco: Jeden z naszych zawodowych kaprali, przysadzisty, atletycznie zbudowany osiłek z podwarszawskiej wsi, był dla żołnierzy – studentów szczególnie wredny. Za dwa niedopięte guziki bluzy podczas porannego apelu rozkazał mi ćwiczyć pompki. Po dwudziestu miałem dość, ale kapral nie odpuszczał i zawołał coś w rodzaju: „Popatrzcie na paniczyka!”, „Raz – dwa, raz – dwa, ćwiczyć!”. Krew we mnie zawrzała, wściekłość wyłączyła rozsądek. Zerwałem się na równe nogi i skaczę do kaprala z pięściami i okrzykiem: „Popamiętasz mnie sk…synu”. Gość zbladł i nie reaguje. Na szczęście Rysiek Kapuściński z szeregowymi Krzysztofem Teodorem Toeplitzem i chyba jeszcze Andrzejem Wattem skoczyli do mnie, wykręcili mi do tyłu ręce i wciągnęli do namiotu naszej drużyny. Kapuściński, wysłany na negocjacje z kapralem, zażegnał awanturę.
- Nie wystarczy podskakiwać jak kogut. Zachowałeś się jak głupek, a kapral wykazał opanowanie i wyobraźnię – powiedział Rysiek, gdy trochę ochłonąłem. On mógłby cię znokautować, zabić lewą ręką. Ale pomyślał: sąd polowy, więzienie za pobicie dowódcy. Widziałeś jak zbladł, ale przecież nie ze strachu przed tobą. Dla jego kariery zawodowego podoficera, który nie potrafił zapanować nad drużyną, też byłby to koniec.
- Odwaga nie wystarczy, myśl do cholery! – zakończył sprawę Rysiek, który na serio przejął się tym, co mogło mnie spotkać. Przez dalsze pół wieku naszej przyjaźni nigdy mnie tak nie opieprzył.
Chór
Ciężkie warunki poligonowe sprawiły, iż Kapuściński wpadł na pomysł ich chociaż częściowego złagodzenia, przynajmniej sobie i innym utalentowanym kolegom. Wystąpił z inicjatywą założenia… chóru poligonowego. Ikonowicz wspomina: Pod koniec pierwszego miesiąca obozu jednak również twardy, wzorowy żołnierz Kapuściński miał trochę dość tego wycisku i zgłosił się do raportu do zastępcy dowódcy obozu do spraw politycznych.
- Trzeba pomyśleć o chórze reprezentacyjnym, obywatelu pułkowniku! – zameldował swój pomysł Rysiek.
- Bardzo dobra idea, wam to powierzam, szeregowy Kapuściński!
- Prosimy o stworzenie warunków i odmeldowuję się obywatelu pułkowniku!
Rysiek, który miał dobry słuch i niezłą pamięć muzyczną, potrafił intonować piosenki i w marszu parę razy wystąpił w roli zapiewajły batalionowego. Został kierownikiem wymyślonego przez siebie chóru obozu szkoleniowego Studium Wojskowego Uniwersytetu Warszawskiego w Muszakach. Ja, mimo iż z powodu totalnej niemuzykalności otrzymałem od mojej żony, pracującej w redakcji muzycznej Polskiego Radia, całkowity zakaz śpiewania nawet przy goleniu, też po znajomości znalazłem się w chórze. W ten sposób dla nas i kolegów wciągniętych do chóru Rysiek uzyskał jedno popołudnie w tygodniu wolne od ćwiczeń. Przygotowywaliśmy również jakieś w miarę zabawne skecze o tematyce wojskowej pióra Krzysztofa Teodora Toeplitza.
Pułkownik, zastępca dowódcy do spraw politycznych, czyli komisarz obozu, po występie chóru na zakończenie szkolenia, pozytywnie ocenił nasz popis:
- Dobrze spisaliście się, student Kapuściński i koledzy. Ale żebyście widzieli występy naszego zespołu, jak byłem dowódcą zawodowej szkoły podoficerskiej… Wojsko to się kulgało ze śmiechu! A niektórzy, to się i poszczali!
Powrót z poligonu
O powrocie Kapuścińskiego do domu, do matki przejętej faktem, że będzie miała syna – oficera, Ikonowicz pisze tak: We wrześniu 1955 roku dwudziestotrzyletni Ryszard Kapuściński wrócił w oficerskim drelichowym mundurze polowym z ćwiczeń wojskowych, po których promowano na oficerów absolwentów Uniwersytetu Warszawskiego. Zjawił się w domku fińskim na Mokotowie, gdzie mieszkała matka. Salutując do polowej rogatywki, wyprężył się w postawie na baczność, trzasnął przepisowo obcasami i energicznie wyrecytował:
- Podporucznik Ryszard Kapuściński melduje się w domu!
Matka rozpłakała się ze wzruszenia.
Sławomir Ambroziak
Wykorzystane źródła: M. Ikonowicz, Zawód: korespondent. Wilno – Hawana – Madryt, Bydgoszcz – Warszawa 2007, A. Domosławski, Kapuściński. Non – Fiction, Warszawa 2010.