Rząd chce, by Polacy, niezależnie od płci, przechodzili na emeryturę w wieku 67 lat. Przeciwko tym planom występują związki zawodowe, zapowiadając ogólnokrajowe protesty. Nie brak też osób, które do pomysłu władz podchodzą ze zrozumieniem akcentując, że Polska jest jednym z niewielu państw europejskich, gdzie zakończenie aktywności zawodowej następuje najwcześniej.
NAJPIERW ZREDUKUJMY BEZROBOCIE
Według planów premiera Tuska, od 2040 r. kobiety, a od 2020 r. mężczyźni będą przechodzić na emeryturę po ukończeniu 67. roku życia. Rząd chce, by proces dostosowywania się do nowego systemu rozpoczął się już w 2013 roku. Co cztery miesiące wiek emerytalny będzie stopniowo wydłużany o miesiąc, co oznacza, że 50-letnia dziś kobieta popracuje o trzy lata dłużej, a 30-latka – o siedem lat. Władze tłumaczą, że takie posunięcie jest konieczne głównie ze względów demograficznych. Przekonują też, że dzięki temu Polacy otrzymają wyższe świadczenia emerytalne. Plany te już teraz wywołują gorące dyskusje i spory. Najostrzej przeciw wydłużeniu wieku emerytalnego występują związki zawodowe. Już teraz NSZZ „Solidarność” zapowiada protesty, które mają przybrać na sile podczas Mistrzostw Europy w piłce nożnej.
Co o pomyśle późniejszego przechodzenia na emeryturę sądzą przedstawiciele różnych grup zawodowych ze Szczytna? Zdaniem szefa Związku Nauczycielstwa Polskiego Janusza Kozińskiego, obecnie są pilniejsze sprawy do uporządkowania. – Dopóki nie rozwiążemy problemu wysokiego bezrobocia, zwłaszcza wśród młodych osób po studiach, nie powinniśmy się zajmować wydłużaniem wieku emerytalnego. Najpierw zadbajmy, by ludzie mieli pracę – mówi. Dodaje jednak, że w dalszej perspektywie dyskusja o emeryturach jest konieczna. Obecnie, przy obowiązującej Karcie Nauczyciela, pedagodzy są uprawnieni do zakończenia aktywności zawodowej już po 30 latach pracy, jednak, jak podkreśla Janusz Koziński, niewielu nauczycieli z tego korzysta.