Jadąc na niedzielną zbiórkę z „Kręciołami" miałam jeden plan – przejechać po asfaltowej nawierzchni tworzonej na torowisku kolejowym ścieżki rowerowej. Wprawdzie na tej trasie bywałam wielokrotnie i podziwiałam etapy powstawania, to jednak nie umiałam oprzeć się pokusie, by tam zawitać ponownie.
Na Placu Juranda w dniu 27 października 2019 r. dostrzegłam bardzo liczne grono ludzi i trochę się wystraszyłam czy ich przekonam, by zechcieli zrealizować mój plan. Okazało się, że to U3W czekał na autokar do Gdyni. Natomiast jedyna rowerzystka Ala od razu mnie przywitała stwierdzeniem, że chce przejechać po nowej ścieżce rowerowej. Obie się ucieszyłyśmy, że takie zgodne jesteśmy. Wraz z wybiciem 10-tej na zbiórkę podjechało jeszcze dwóch kolegów i każdy z nich oznajmił, że chce pokonać nową ścieżkę rowerową. Takiej zgodności i jednomyślności w „Kręciołach" dawno nie było. Zanim ruszyliśmy, ja poinformowałam, że będę robiła zdjęcia, bo chcę wszystko udokumentować i opisać. Usłyszałam, że na trasie taki ruch, że bez problemu znajdzie się ktoś, kto nasz czteroosobowy peleton sfotografuje. Jak wspominałam na tej trasie byłam wielokrotnie i potwierdzam, że zawsze panował tam duży ruch, więc o fotki byłam spokojna. Niestety pierwszą fotkę musiałam wykonać sama, bo akurat nikogo oprócz nas na początku ścieżki nie było. Tym zdziwieniem się wymienialiśmy, bo na ścieżce rowerowej panował dziwny spokój. Tylko wiatr swawolnik wprowadzał w taniec jesienne liście. Dopiero na końcu trasy spotkaliśmy rowerzystę, który pstryknął nam fotkę. Od razu nas rozpoznał i dodał, że o „Kręciołach" niejedno słyszał. Wiadomo na swoim koncie przez blisko 20 lat wspólnego kręcenia nazbieraliśmy niejedno. Tak jak w rodzinie mamy czym się szczycić, ale i czasem mamy się czego wstydzić, bywało że złocisty napój rowerzysty poplątał nam niejedno koło, ale zawsze było wesoło. Obfotografowani przez spotkanego rowerzystę Pana Stanisława postanawiamy jechać dalej i dotrzeć do Nowych Kiejkut. Pożegnaliśmy nówkę asfaltówkę i wąską, niewygodną ścieżynką ruszyliśmy dalej. Kolega Boguś uspokajał, że za chwilę zjedziemy do gospodarstwa, a stamtąd na normalną drogę. Niestety gospodarz chyba miał już dość nieproszonych gości, bo zjazd zlikwidował. Jechaliśmy więc dalej wypatrując z wysokiego nasypu dogodnego miejsca na skręt. Takim sposobem dotarliśmy do drewnianego mostu pod którym przebiegała szosa. Zejście nie było i tu sprzyjające, ale Boguś wziął pod pachę swój rower, a potem nasze i takim sposobem znaleźliśmy się w Nowych Kiejkutach. Krótki odpoczynek na przystanku, wizyta w miejscowym sklepie u pani Joli i powrót szosą aż do skrętu Ochódno 0,5 km. Tu następuje podział dwie osoby jadą dalej, dwie skręcają. W pewnym momencie okazuje się, że na ścieżce rowerowej jestem sama. Moje rowerowe towarzystwo gdzieś się zawieruszyło. Jadę więc w stronę Szczytna sama, ale tym razem ruch wzmożony. Co chwila mnie mijają inni miłośnicy jednośladów, a nawet rolkarze. Jadę i myślę sobie, że gdy byłam w grupie i chciałam, by ktoś pstryknął fotkę, to nie było nikogo, a teraz do wyboru, do koloru. Nagle moje „Kręciołowe" grono wyrasta przede mną jak grzyby po deszczu, a faktycznie deszcz delikatnymi kropelkami zaczyna rosić. W sumie zrobiłam 26 km i cieszę się, że powstaje i radość daje kolejowa trasa rowerowa.
Grażyna Saj-Klocek