Tydzień temu, pisząc felieton na temat tygodnika „Przekrój”, wspomniałem Jana Kamyczka, czyli Janinę Ipohorską oraz jej stałą rubrykę zatytułowaną „Demokratyczny savoir vivre”. Zabawnym wydaje mi się pierwsze słowo owego tytułu.
Bo też, czy dobre wychowanie (savoir vivre dosłownie znaczy wiedza o życiu) może być demokratyczne? Albo socjalistyczne, albo kapitalistyczne? To mi przypomina dawny warszawski STS (studencki teatr), gdzie w jednym z programów młodziutki Stanisław Tym wydziwiał dość złośliwie na temat, że w Polsce wszystkie aktualne zjawiska prasa określa jako socjalistyczne. Tym zastanawiał się wówczas, czy może istnieć socjalistyczny zeszyt w kratkę. Zatem łatwo domyślić się, że słowo „demokratyczny”, użyte we wczesnych latach PRL, miało zapewnić wszechobecną cenzurę, iż przekrojowy poradnik, to nie jakaś tam zachodnia, burżuazyjna zgnilizna. Że są to szczere, demokratyczne pouczenia, jak godnie żyć w powojennej, socjalistycznej i (oczywiście) demokratycznej Polsce.
Przypomnę jak prezentowała się nasza Ojczyzna tuż po wojnie, czyli za czasów stalinowskich. Lata wojennych przeżyć nie sprzyjały tak zwanemu kulturalnemu zachowaniu. Niemniej ci, którzy przeżyli chcieli jak najprędzej powrócić do cywilizowanego sposobu bycia. Tym bardziej, że władze stalinowskie usiłowały zniszczyć wszystko to, co wiązało się z kulturą polską i europejską. Polska miała stać się państwem, w którym żyłoby społeczeństwo z socjalistyczną świadomością, na wzór wspaniałego człowieka radzieckiego. Tymczasem, mimo że w jednej z sowieckich pieśni śpiewano: ura, ura, my kulturnyj narod..., to Polacy z niejakim przekąsem patrzyli na ową sowiecką kulturę.