Legenda Samsonowa (2)

Początek końca

Początkiem końca Armii „Narew” było wycofanie się I korpusu rosyjskiego gen. Artamonowa z walk pod Uzdowem. Przerodziło się ono w odwrót w kierunku Mławy. Wobec Artamonowa natychmiast wyciągnięto konsekwencje, odwołując go 28 sierpnia ze stanowiska dowódcy korpusu i powołując na jego miejsce najpierw generała Duszkiewicza a potem generała Sireliusa.

 

 

W potrzasku

 

KOZACY

Rankiem 28 sierpnia generał Samsonow uznał, że wskutek wycofania się korpusu Artamonowa, lepiej się stanie, jeśli osobiście będzie nadzorował działania centralnych korpusów jego armii i pokieruje ich uderzeniem zmierzającym do wyrwania się z matni. Odesłał większą część sztabu do Ostrołęki, a sam z jego częścią operacyjną udał się na północ. Pod Nadrowem Samsonow wraz z dowodzącym XV korpusem generałem Martosem obserwował toczące się tam walki. Wieczorem, wzdłuż północnego krańca Jeziora Maróz, dotarł do Szwaderek i skierował się stąd w kierunku południowym. Niedaleko za Szwaderkami generał Samsonow zarządził dwugodzinny postój w samotnej, przydrożnej, stodole. Zaczęto zastanawiać się nad sytuacją XIII korpusu generała Klujewa, która była najtrudniejsza. Z Klujewem nie było nawet kontaktu. Tymczasem jego korpus nie mógł się przedostać przez wąski przesmyk pomiędzy Jeziorem Plusznym a Jeziorem Staw koło Szlagi. Po I wojnie Jezioro Staw zostanie z tego powodu nazwane przez Niemców Jeziorem Rosjan. W końcu jednak dużej części korpusu Klujewa udało się wyrwać z potrzasku. Nastąpiło to głównie wskutek spóźnienia się z Olsztyna niemieckiego I korpusu rezerwowego generała von Belowa.

Samowola

Odwrót Artamonowa wykorzystały walczące z jego korpusem oddziały I korpusu niemieckiego generała Hermanna von Françoisa, które skierowały się na Nidzicę. Generał von François złamał tutaj rozkaz dowództwa 8. armii, który nakazywał mu uderzenie w kierunku Łyny. Samowolnie wybrał kierunek Nidzicy i następnie Muszak. Groziło mu to, w przypadku niepowodzenia, poważnymi konsekwencjami, ale jak się okazało potem, był to znakomity i szczęśliwy manewr. Ta „udana” samowola generała von François’a jest podstawą poglądów, że to właśnie ten generał jest faktycznym autorem zwycięstwa pod Tannenbergiem, a nie Hindenburg czy Ludendorff.

Wieczorem 28 sierpnia Nidzica znalazła się z powrotem w rękach Niemców. Dowódca I korpusu powierzył grupie generała Maxa von Schmettaua uderzenie wzdłuż drogi Nidzica – Wielbark i zajęcie Wielbarka, 1. dywizji piechoty generała Conty osiągnięcie Muszak a 2. dywizji piechoty generała von Falka Napiwody. Późnym wieczorem 28 sierpnia XVII korpus niemiecki generała Augusta von Mackensena znajdował się już w Pasymiu. Tu dowódcy dywizji otrzymali rozkazy na dzień następny. 36. dywizja piechoty generała porucznika von Heinecciusa miała zająć Jedwabno, natomiast 35. dywizja piechoty generała porucznika Henninga posuwać się w kierunku południowym.

Ostatnia droga

29 sierpnia 1914 roku około godziny 13.00 generał Samsonow wraz ze sztabem i przybocznym oddziałem Kozaków wyruszył z okolic Orłowa w kierunku południowym. Obok sotni Kozaków Dońskich i jej dowódcy, z Samsonowem byli jeszcze dwaj generałowie, w tym szef sztabu armii generał Postowski, dwaj pułkownicy, trzech następnych oficerów i ordynans Samsonowa, nazwiskiem Kupczyk. Początkowo cała grupa miała wycofać się w kierunku Janowa. Otrzymano jednak informację, iż droga do Janowa została przez Niemców zablokowana w okolicach Muszak. Kolumna musiała więc skierować się w kierunku południowo – wschodnim, w stronę Wielbarka. Celem było przekroczenie granicy i wyrwanie się z kotła gdzieś między Muszakami a Wielbarkiem. Trasa odwrotu generała wiodła przez Zimną Wodę, Wały w kierunku Kanwez (Chwalibogów).

Marsz grupy Schmettaua

29 sierpnia około godziny 4.45 rano grupa generała Schmettaua dotarła do Jagarzewa. Zarządzono tu odpoczynek, do godziny 8.00, po czym podjęto dalszy marsz. W skład grupy Schmettau’a wchodził między innymi pochodzący ze Szczytna 1. batalion strzelców imienia Grafa Yorcka von Wartenburga, który wsławił się już w tej bitwie walkami pod Łyną i Orłowem 23 sierpnia.

Szarża Kozaków

Przed Kanwezami, na skrzyżowaniu dróg Wały – Kanwezy i Piec – Sadek grupa Samsonowa skręciła w prawo – na południe i dotarła około godziny 17.00 do Sadka. Do granicy niemiecko – rosyjskiej było stąd mniej niż 10 kilometrów, do drogi Nidzica – Wielbark, na której Niemcy zamknęli pierścień okrążenia, tylko 4 kilometry. Sadek był całkowicie opuszczony, nie można było nikogo zapytać o pozycje nieprzyjaciela. Samsonow ruszył wraz z całą grupą w kierunku Ruskowa. Przed Ruskowem towarzyszący generałowi Kozacy wystraszeni dochodzącym stukotem niemieckich karabinów maszynowych, schronili się w lesie, leżącym po obu stronach drogi. Przy aucie Samsonowa zrobiło się pusto. Generał stanął w swoim samochodzie i zakrzyknął: - „Kozacy! Naprawdę boicie się niemieckich karabinów maszynowych?”. Któryś z Kozaków zawrócił z powrotem do samochodu dowódcy. Za jego przykładem poszli następni. Samsonow krzyknął: - „Kozak nie boi się karabinu maszynowego”. Po sformowaniu szyku, licząca około 150 Kozaków sotnia, pod dowództwem pułkownika Wjałowa rozpoczęła szarżę na stanowiska Niemców. Ci, choć zaskoczeni, zdołali jeszcze skierować ogień swych karabinów maszynowych na szarżujących Kozaków. Nastąpiła masakra jeźdźców. Nie zdołali dotrzeć do niemieckich stanowisk. Prawie wszyscy zginęli lub zostali ranni.

Kompania karabinów maszynowych

Szarżujących Kozaków z przybocznej sotni Samsonowa wybiła kompania karabinów maszynowych z 1. batalionu strzelców Yorcka von Wartenburga ze Szczytna, wchodzącego w skład grupy Schmettau’a. Dowódca tej kompanii, porucznik Erich Balla, w swoich wspomnieniach, opublikowanych w 1926 roku, całą walkę przedstawił następująco: Drogą z Puchałowa nadchodzi z szaloną prędkością obłok kurzu. Szarżująca kawaleria! „Karabiny maszynowe marsz, marsz” – ryczy oberleutnant. Dzięki Bogu, są one na głównej ulicy wsi. „Ogień ciągły”. Tylko to jedno słowo wyrywa się z ust dowódcy (w języku niemieckim „ogień ciągły” to jedno słowo - przypomina autor). Od zimnej krwi i przytomności umysłu czterech celowniczych zależy w ciągu trzydziestu następnych sekund życie i los więcej jak czterdziestu niemieckich żołnierzy… Teraz rozpoznaje się już twarze pierwszych jeźdźców, którzy pędzą w podwójnej kolumnie z rozłożonymi lancami. Wtedy uderza z czterech luf niszcząca salwa ognia. Skutek jest przerażający. Przednia kolumna nieprzyjaciela łamie się, upadając na drogę, niczym rwący potok ludzkich i końskich ciał. Następni jeźdźcy w piekielnym tempie, w jakim się znajdują, nie mogą zatrzymać swoich koni. Kilku próbuje odskoczyć od drogi, na prawo lub lewo. To się nie powodzi. Wszystko musi być nieubłaganie na tym małym miejscu, na którym śmierć swoimi chudymi palcami nieprzerwanie kosi. Całe życie rozprysnęło się tam w ułamku sekundy. Przez moment jeszcze ciała przewalają się w przerażającym chaosie. Potem zrobiło się cicho. Można jeszcze usłyszeć pojedyncze rzężenia i gdzieniegdzie śmiertelny kwik koni. Trzy nieprzyjacielskie szwadrony zginęły 29 sierpnia 1914 roku tuż obok Ruskowa śmiercią żołnierską. Nie uszedł prawie nikt. Porucznik Balla, wydając swe wspomnienia 12 lat po bitwie, nawet nie przypuszczał, że jego karabiny maszynowe wybiły przybocznych Kozaków generała Samsonowa.

W kierunku Wielbarka

Masakrę Kozaków, z pobliskiego wzgórka, obserwował Samsonow. Stało się jasne, że droga na południe jest zamknięta. Pułkownik Wjałow stwierdził, iż jeśli nie można przebić się na południe to trzeba kierować się na wschód, do Wielbarka, w celu ewentualnego spotkania z oddziałami VI korpusu. Może tam się poszczęści. Samsonow jednak powątpiewał: - „Miejsce pobytu VI korpusu jest nam obu nieznane. Oprócz tego sam Pan przecież słyszał, jakie były skutki porażki korpusu pod Szczytnem!”. W końcu jednak zaakceptowano propozycję Wjałowa. Generał Samsonow wraz z pozostałymi przy nim oficerami ruszył w kierunku Wielbarka. Ku swemu przeznaczeniu. (cdn.)

Sławomir Ambroziak