Ciąg nietypowych zdarzeń miał miejsce w ubiegłym tygodniu w hotelu w Korpelach. Zaczęło się od pożaru w kotłowni. Wezwani do jego gaszenia strażacy musieli poprosić o interwencję policję, bo działania utrudniała im właścicielka obiektu. Pomocy poszkodowanej w wyniku pożaru kobiecie udzieliła mieszkająca w hotelu załoga karetki pogotowia, w skład której wchodził nieposiadający odpowiednich uprawnień 21-letni mieszkaniec Szczytna.

Krewka właścicielka i tajemnicza karetka

PRZESZKADZAŁA STRAŻAKOM

We wtorek 5 stycznia w kotłowni hotelu w Korpelach zapaliły się odpady przędzalnicze składowane blisko pieca centralnego ogrzewania. Zadymieniu uległy pomieszczenia piwniczne oraz część mieszkalna znajdująca się powyżej. Przebywająca w jednym z pokoi kobieta zatruła się dymem, tracąc na pewien czas przytomność. Na miejsce przyjechała straż pożarna. Jej działania w tym przypadku przebiegały jednak inaczej niż zwykle, a to za sprawą właścicielki hotelu, która przez cały czas utrudniała akcję, m. in. zamykając okna podczas oddymiania pomieszczeń. W końcu strażacy stracili cierpliwość i zadzwonili na policję z prośbą o interwencję. Funkcjonariusze przyjechali do hotelu i na czas usuwania skutków pożaru odizolowali kobietę. - To ewenement, żeby ktoś utrudniał, czy wręcz uniemożliwiał nam działania, a tak właśnie było w tym przypadku – mówi mł. bryg. Jacek Matejko, oficer prasowy KP PSP w Szczytnie. O przedstawienie własnej wersji zdarzeń z feralnego wtorku poprosiliśmy także właścicielkę hotelu. Ta jednak nie chciała z nami rozmawiać, nazywając całą sytuację „burzą w szklance wody”, a „Kurka” gazetą plotkarską. Także szczycieńska policja nie chciała nam zdradzić żadnych szczegółów interwencji związanych z postępowaniem właścicielki hotelu.

Nie był to jedyny podobny wypadek, do którego doszło w tym hotelu. To właśnie tu, w sierpniu 1995 roku śmiertelnie zatruł się czadem ówczesny dyrektor MDK-u Tadeusz Grzeszczyk. Z kolei 9 stycznia 2006 r. w kotłowni także zapaliły się składowane zbyt blisko pieca lniane pakuły i konieczna okazała się interwencja straży pożarnej.

ZATRZYMANA EKIPA KARETKI

Przy okazji pożaru na jaw wyszła jeszcze inna sprawa. Pomocy zatrutej dymem kobiecie udzieliła załoga karetki pogotowia, której członkowie akurat wynajmowali pokoje w hotelu. Zawieźli ją do szpitala i tam … pozostawili bez słowa, co wzbudziło podejrzenia personelu. Pracownica pogotowia, podejrzewając, że karetka na krakowskich numerach rejestracyjnych nie jest zgłoszona do systemu ratownictwa, zawiadomiła policję. W wyniku podjętych przez funkcjonariuszy czynności zatrzymano pojazd oraz dwóch obsługujących go mężczyzn. Jak się okazało, jeden z nich jest właścicielem firmy pogotowia ratunkowego, ma ukończony kurs pierwszej pomocy przedmedycznej i uprawnienia kierowcy. Drugi to wykwalifikowany ratownik medyczny. Ustalono, że karetka działa na terenie województwa warmińsko-mazurskiego na zlecenie jednej ze szczycieńskich firm. Tego samego dnia policjanci zatrzymali 21-letniego Bernarda Ch. ze Szczytna, podającego się za koordynatora wojewódzkiego służb ratowniczych oraz przedstawiciela firmy wydającej zlecenia. Jako koordynator jeździł on wraz z załogą, choć nie posiadał żadnych uprawnień do udzielania pomocy. Udawał, że odbiera telefoniczne zgłoszenia od dyspozytorów służb ratunkowych i jechał ambulansem na fikcyjne zdarzenie. Dojeżdżając na miejsce, udawał z kolei, że odbiera telefon komórkowy i tym razem informował załogę, że pomocy poszkodowanym udzieliły już inne służby i odwoływał akcję. Członkowie towarzyszącej mu ekipy nie byli świadomi, że 21-latek ich nabiera. Firma z Krakowa, do której należy karetka, działa legalnie. Jej pojazd był profesjonalnie wyposażony w sprzęt medyczny i zarejestrowany jako pogotowie ratunkowe. - Policjanci ustalili, że załoga karetki udzieliła pomocy przedmedycznej tylko w tym jednym przypadku – informuje mł. asp. Aneta Choroszewska – Bobińska, rzeczniczka szczycieńskiej policji. Inne zgłoszenia były fikcyjne, a wymyślił je Bernard Ch. W podobny sposób oszukał on jeszcze trzy inne firmy z terenu całego kraju, wynajmując karetki. Nie wiadomo, jakie motywy kierowały mieszkańcem Szczytna – ze swoich czynów nie czerpał on żadnych korzyści materialnych. Teraz policjanci ustalają, czy zachodzi podejrzenie popełnienia oszustwa, podrobienia podpisów, a w przypadku, gdyby udzielił pomocy przedmedycznej jako przedstawiciel załogi karetki również narażenia na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub zdrowia.

(ew)

/fot. archiwum KPP w Szczytnie