W wielopiętrowej kamienicy przy ul. 3 Maja, wśród zaprzyjaźnionych sąsiadów, spędził swoje beztroskie dzieciństwo Krzysztof, nie zdając sobie sprawy z prześladowań ojca, który w międzyczasie był aresztowany przez UB, uciekał i przez 10 lat pod zmienionymi nazwiskami mieszkał oddzielnie. Dopiero po odwilży politycznej wrócił do Szczytna. Niewątpliwie autorytet ojca miał wpływ na dorastającego Krzysztofa, bo ukształtował w nim ogromny patriotyzm.
Z ciekawostek wtrącę, że pana Czesława Klenczona poznałem osobiście na początku lat siedemdziesiątych w ośrodku wypoczynkowym nad jeziorem „Mildzie” w Miłakowie. Tam zakład, w którym pracowałem - „Lenpol” posiadał własne domki letniskowe, świetlicę, stołówkę, przystań, sprzęt pływający. Z całą rodziną spędzałem w tym ośrodku kilka razy dwutygodniowe wczasy. Jednego lata zaprzyjaźniłem się z panem Czesławem. Kierownikiem ośrodka był wówczas Marian Glinka, powinowaty rodziny Klenczonów i mojej ze strony żony.
Z Krzyśkiem pierwszy raz zetknąłem się gdzieś w 1958 roku i dobrze wbił mi się w pamięć dzięki starszej ode mnie o cztery lata ciotce - razem pobierała z nim edukację w szkole średniej. Niejeden raz z ich grupą przebywałem nad naszym jeziorem, gdzie Krzysiek śpiewał i grał na gitarze! Pamiętam grono jego koleżanek i kolegów z klasy: Halinę Biedrzycką, Marysię Pitak, Anię Sobieszczańską, Józka Grono, Janusza Ferenca, Czesława Grada, Zygmunta Gierwatowskiego. W gronie tym bywał też Rysiek brat stryjeczny Krzyśka, który również potrafił grać na gitarze. Nie tak dawno temu znalazłem w swoich zbiorach albumowych nadzwyczaj wartościowe zdjęcie z czerwca 1961 roku, które pokazuje część z kolegów Krzyśka. Zatrzymani są w kadrze chłopcy, śmietanka młodzieży z tamtych lat. Nad jeziorem, dokładnie w miejscu, gdzie obecnie jest piaszczysta plaża miejska, od lewej stoją: Janusz Ferenc, Władysław Kuźma, Jerzy Bryczkowski, Renek Kisiel, Józef Łuszczaniec i Marian Kisiel.
Pamiętam dobrze Krzyśka, jako normalnego chłopaka, niczym szczególnym niewyróżniającego się jeśli chodzi o wygląd.