Ojciec mój Tadeusz pod koniec lat czterdziestych pracował razem z Czesławem Klenczonem na PKP w Szczytnie, byli zaprzyjaźnieni. Zresztą wówczas w naszym Szczytnie zamieszkiwała niewielka liczba stałych mieszkańców, więc znali się tu wszyscy jak przysłowiowe „łyse konie”.

Krzysztof Antoni Klenczon cz. 3
Krzysztof z grzywką w stylu Johna Lennona. Rysunek Autora

Czesław Klenczon i mój ojciec wywodzili się spod Ostrołęki. Czesław z Nowej Wsi, mój ojciec Tadeusz z Tobolic. Najprawdopodobniej Czesław Klenczon i Tadeusz Mierzejewski przed wojną spotykali się na wiejskich zabawach, odpustach, festynach i innych imprezach. Ojciec mój identycznie jak Czesław był członkiem AK - w latach 1945 - 1946. Ujawnił się na początku 1947 r., ukrywając się w Pruszczu Gdańskim. Czesław, jako oficer AK, ukrywał się przez dłuższy czas. W okresie tej działalności musieli najprawdopodobniej współpracować.

Dopytywałem ojca Krzyśka, dlaczego syna nie kształcił w kierunku muzycznym, tylko technicznym, bo przecież pierwsze studia to była specjalizacja na budowie dróg i mostów na Politechnice Gdańskiej. Pan Czesław odrzekł mi, że tylko on miał wpływ na Krzyśka, bo w latach sześćdziesiątych najpewniejszy chleb mieli inżynierowie, a nie jacyś tam grajkowie. Wówczas zrozumiałem i mojego ojca, który nie skierował mnie na kierunek malarski lub pokrewny, a wybrał mi kształcenie techniczne. Podobnie zrobił brat rodzony pana Czesława, który dla uzdolnionego muzycznie syna Ryśka wybrał szkołę o kierunku technicznym, mianowicie Technikum Elektryczne, a nie średnią szkołę muzyczną.

Na szczęście talent Krzyśka zostaje zauważony i po niedługim czasie jego pracy na naszym terenie, został pełnoprawnym członkiem zespołu NIEBIESKO-CZARNI.

 

 

Aby zapoznać się z pełną treścią artykułu zachęcamy
do wykupienia e-prenumeraty.