Skoro wiemy już jak wyglądał zamek krzyżacki w Szczytnie, to wypadałoby udać się do Spychowa, aby zobaczyć włości Juranda. Po pół godziny jazdy dociera się do jego rzekomego gniazda. Spychowo to miejscowość urokliwa i atrakcyjna turystycznie. Jednak Sienkiewicz pisał w swej powieści o fikcyjnym Spychowie a dzisiejsze Spychowo w jego czasach nazywało się ... Pupy.
Karty powieści
W powieści Sienkiewicza Spychowo, a raczej Spychów, to zamożny, dobrze broniony gródek. Chciwym okiem patrzy na niego Maćko z Bogdańca, którego marzeniem jest powiększenie rodzinnych majętności. W Spychowie rozgrywa się szereg scen powieści, jak i opartego o nią filmu. Z fabuły jednoznacznie wynika, iż właściciel Spychowa, Jurand, jest dość bogatym polskim rycerzem a jego włości leżą w księstwie mazowieckim, rządzonym przez księcia Janusza. I tutaj pojawiają się pierwsze wątpliwości co do autentyczności dzisiejszego Spychowa jako miejscowości, którą miał na myśli Sienkiewicz.
Realia
Obszar dzisiejszej miejscowości Spychowo nigdy bowiem przed 1945 rokiem nie należał ani do Polski, ani do księstwa mazowieckiego. Do przedwojennej granicy Polski z Prusami Wschodnimi, istniejącej od średniowiecza i będącej najdłużej istniejącą granicą w Europie, przebiegającej pomiędzy Rozogami a Dąbrowami, jest ze Spychowa jeszcze dość daleko. Czyżby Jurand miałby mieszkać po krzyżackiej stronie granicy? W okolicach Spychowa istniał co prawda krzyżacki zameczek myśliwski, który swój największy rozkwit przeżywał w czasach księstwa pruskiego, jednak żadne dokumenty nie potwierdzają istnienia samej miejscowości w czasach krzyżackich. Mówi się jedynie o tradycjach Spychowa sięgających lat 1450 – 1500. W istocie rzeczy Spychowo mogło egzystować w tym okresie, gdyż działały tam smolarnie i węglarnie a tego typu osady „przemysłowe” nie były raczej sytuowane oficjalnymi dokumentami i w większości funkcjonowały „na dziko”. Jaki z tego wniosek? Jeżeli Sienkiewicz miałby osadzić Juranda w dzisiejszym Spychowie to musiałby zrobić z niego krzyżackiego poddanego, buntującego się przeciwko władzy zakonników, wywodzącego się z ubranych w skóry mieszkańców puszczy, na co dzień umorusanego i zajmującego się wytopem smoły oraz wypalaniem węgla drzewnego. Wychodzi na to, że czytałem zupełnie innych „Krzyżaków”.
Pupy
Wyjaśnienie całej zagadki ma jednak związek z „Krzyżakami” Sienkiewicza. Pisząc swoją powieść, Sienkiewicz na miejsce akcji wybrał całkowicie fikcyjną miejscowość, którą nazwał Spychowem. Sukces „Krzyżaków” spowodował, że praktycznie każdy Polak kojarzył Juranda i Spychów. Miejscowość istniejąca tylko w literaturze, położona niby gdzieś niedaleko krzyżackiego Szczytna, stała się bardziej znana niż niejedno miasteczko w naszym kraju. Już po II wojnie, w 1960 roku, postanowiły to wykorzystać w celach propagandowych komunistyczne władze. I nawet nadarzyła się ku temu okazja. Mieszkańcy mazurskich Pup, położonych niedaleko Szczytna, pragnęli zmiany nazwy swej miejscowości, gdyż uważali ją za obraźliwą. Na pytanie „Gdzie Pan/Pani mieszka?” musieli odpowiadać „W Pupach”, co niejednokrotnie wywoływało uśmieszek na twarzy pytającego. Aby pozbyć się tej krępującej nazwy wsi rozpoczęli składać pisma do lokalnych władz, celem podjęcia stosownych działań. Mieli nawet własne propozycje nowej nazwy. Jednak ich aspiracje nie sięgały sienkiewiczowskiej nazwy „Spychowo”, co najwyżej jeden z wariantów, który proponowali, brzmiał „Jurandowo”, były jeszcze na przykład „Zameczek” i „Bobrowo”. Jednak władze centralne tuż przed obchodami 550 – lecia bitwy pod Grunwaldem, pod koniec czerwca 1960 roku, wydały zarządzenie w sprawie zmiany nazwy Pup na Spychowo. Mamy Grunwald, mamy i Spychowo pod Szczytnem. Literatura została urzeczywistniona w świecie realnym. W ten sposób komunistyczna propaganda po raz kolejny zaprezentowała swoje antyniemieckie ostrze, tak widoczne w czasach rządów ekipy Gomułki. A mazurskie Pupy stały się już tylko historią.
Na tropach
Wańkowicza
Jednak owe mazurskie Pupy też znalazły się w polskiej literaturze. Przed II wojną światową odwiedził je Melchior Wańkowicz i opisał w swej słynnej książce „Na tropach Smętka”. Nawet on nie powstrzymał się od nieco ironicznej wypowiedzi w dialogu dotyczącym kajakowej podróży: „Skąd wyruszymy” – „Wypłyniemy z Pupy”. Same Pupy jednak Wańkowiczowi się spodobały i opisał je z dużą dozą sympatii, zachwycając się ich walorami krajobrazowymi. Szkoda, że o wizycie Wańkowicza „w Pupach” już się raczej w Spychowie nie pamięta a z celebrą fetuje się jedynie Juranda.
Sławomir Ambroziak/fot. Muzeum Kinematografii w Łodzi