Przed tygodniem napisałem kilka słów o moich tegorocznych wakacjach na Kubie. Skupiłem się na lokalnych ciekawostkach wynikających z socjalistycznego ustroju jaki panuje na wyspie. Ciekawostkach jakże przypominających Polskę z okresu PRL-u. Zapewne nie uniknę dalszych porównań, ale na początek o czym innym.

Kuba kontynuacjaO niesamowitym, tropikalnym klimacie. Znacznie trudniejszym do zniesienia niż upały znane nam z gorących krajów Europy, takich jak Grecja, Włochy, czy Hiszpania. Prawdopodobnie z powodu wilgotności zbliżonej do atmosfery w saunie, a także braku w ciągu roku pory ochłodzenia. Tam po prostu przez całe dwanaście miesięcy panuje temperatura około 30 stopni i więcej, toteż cała Kuba jest rozżarzona (jak wulkan gorąca) i nigdy nie stygnie. Z powodu owego gorąca jeden raz, podczas naszych kubańskich wojaży, załamałem się. Dosłownie. Przyjechaliśmy do słynnego Trinidad. Zabytkowego miasta, jednego z trzech najstarszych na Kubie, założonego w roku 1514. Wynajęliśmy mieszkanie. Był wieczór, zatem odbyliśmy jeszcze krótki spacer po prześlicznej najstarszej części miasta. Cały Trinidad wyłożony jest kilkusetletnim, kamiennym brukiem. Takie „kocie łby” mocno już wytarte i wyszlifowane. Następnego dnia, od samego rana, rozpoczęliśmy zwiedzanie. Temperatura 38 stopni w cieniu. Tylko że około południa słońce świeci dokładnie pionowo i o żadnym cieniu nie ma mowy. I wtedy nagle spadł niewielki, dziesięciominutowy deszczyk. Rozgrzane, brukowe kamienie natychmiast zaparowały i zabytkowy ryneczek przerodził się w autentyczną saunę. Nie do wytrzymania w ubraniu, choćby i najlżejszym.

Miałem dosyć! Zostawiłem moich przyjaciół, znacznie bardziej ode mnie odpornych na tropikalne niespodzianki (wytrawni podróżnicy otrzaskani z realiami Ameryki Południowej) i popędziłem do wynajętego pokoju, gdzie miałem klimatyzację, a w lodówce zimne piwo.

 

 

Aby zapoznać się z pełną treścią artykułu zachęcamy
do wykupienia e-prenumeraty.