Obowiązujące w Polsce Prawo Wodne jest kulawe i bezzębne. Właściciele działek letniskowych grodzą je do samego jeziora, bez większych konsekwencji. Duże wątpliwości budzi też sposób wyłaniania dzierżawców obwodów rybackich. Nie ma również nad nimi należytej kontroli przy zarybianiu jezior i prowadzonych odłowach. O tym m. in. mogli się dowiedzieć uczestnicy cyklu spotkań przeprowadzonych w kilku miejscowościach na terenie powiatu szczycieńskiego przez realizatorów projektu „Uwolnijmy jeziora” .
Pięć lat temu na mocy znowelizowanej ustawy „Prawo Wodne” zostały powołane do życia Wody Polskie, instytucja rządowa, która ma dbać o grunt Skarbu Państwa pokryty jeziorami i rzekami. Rzeczywistość pokazuje, że jest tu bardzo wiele do zrobienia. Mówił o tym podczas spotkań z mieszkańcami powiatu szczycieńskiego Kamil Turowski, założyciel Fundacji „Aqua”, jeden z autorów projektu „Uwolnijmy jeziora”, były pracownik Wód Polskich.
GRODZĄ PŁOTY DO SAMEGO JEZIORA
Do powszechnych już zwyczajów należy grodzenie przyjeziornych, letniskowych działek przez ich właścicieli do samej wody i blokowanie w ten sposób dostępu do akwenu innym. Zawłaszczają sobie to miejsce i korzystają jak ze swojego. Tymczasem teren przyległy do jeziora, od kilku, a często nawet do kilkudziesięciu metrów, także należy do Skarbu Państwa. Każdy ma prawo z niego korzystać, może się tam kąpać, uprawiać sporty wodne czy też spacerować wzdłuż brzegu. Zdarzają się też bardziej wyrafinowane przypadki, gdy letnicy grodzą prawidłowo swoją działkę, wstawiając w ogrodzeniu furtkę z wyjściem w kierunku jeziora, a potem, już na terenie Skarbu Państwa przyległym do akwenu, stawiają dodatkowe płoty uniemożliwiając innym przejście wzdłuż linii brzegowej.