Pogodę ostatnio mamy w kratkę, jednego dnia jest ciepło, następnego zimno, a potem znów wychodzi słońce i grzeje.
Cóż, niby nic w tym dziwnego, bo tak powinno być wedle ludowej mądrości, która zawarta jest w przysłowiu: „kwiecień-plecień, bo przeplata trochę zimy, trochę lata”. Co ciekawe, owa mądrość mówi także, jaki ten kwiecień będzie: „jeśli w grudniu często dmucha”, w kwietniu będzie plucha. No tak, tylko jak to w tym grudniu było, czy przeważała wietrzna pogoda – kto to pamięta?
Jakby jednak nie było, mieliśmy już bardzo ciepłe dni, dzięki czemu w lasach zaraz pojawiły się całe łany błękitnych przylaszczek. Przyleciały też bociany, a na miejskich ulicach.... pojawili się łyżworolkarze.
Niektórzy z nich, jak młodzieniec widoczny na fotografii, szusowali nieomal środkiem ulic (na zdjęciu ul. M. Curie-Skłodowskiej), nic sobie nie robiąc z ruchu samochodowego. Nikt nie reagował, nawet policja, w końcu zareagowała pogoda. Drugiego dnia deszcz i ziąb zahamował zapędy łyżworolkarzy.
No tak, w ruch poszły wtedy parasolki, ale i one, a przynajmniej jedna z nich też potrafiła stworzyć zagrożenie dla ruchu samochodowego.
Oto na środku ul. Leyka, ni stąd, ni zowąd, walał się miotany podmuchami wywoływanymi przez przejeżdżające auta zdezelowany, półotwarty deszczochron.
W końcu parasol został przewiany na pobliską zebrę, skąd zabrał go jakiś dobrze wychowany przechodzień.
WIATA BEZ JEDNEGO Z BOCZKÓW
Skoro o dobrym wychowaniu mowa, to nie można przypisać go sprawcy, który oderwał metalową ściankę z wiaty przystanku autobusowego pod Szkołą Podstawową nr 3.