Piaskowe zamki
W miniony czwartek na trawiastym placyku pod hotelem „Krystyna” zaroiło się od dzieci kucających przy piaskowych kupkach wyglądających jak kretowiska, które znamy z mazurskich łąk. - Skąd tyle tego tuż pod nowym parkiem nad małym jeziorem? - łamali sobie głowy przygodni przechodnie - fot. 1.
Ten i ów już podejrzewał, że to wynik kreciej inwazji, bo wiadomo, że leje i leje, więc tym zwierzakom zalało pewnie norki, wskutek czego gromadnie wychodzą teraz na suchy ląd. Ale to nie tak, bo to Zbyszek Dobkowski, nieutrudzony społecznik, zorganizował ten piasek po to, by dzieciaki w ramach akcji „Lato w Mieście” mogły uczestniczyć w zawodach budowania zamków z piasku. Stawiło się sporo chętnych, tak chłopców, jak i dziewczynek, zaś najmłodszym uczestnikiem, któremu udało się przydreptać na własnych nogach z pobliskiego żłobka był 3-letni Maciuś Golian. Z zapałem budował swój zamek, ale... Niestety, jak co dzień, tak i w ów czwartek zaczęło lać. Co zapobiegliwsi skryli się na czas ulewy pod parasolami - fot. 2. Reszta z krzykiem i chichotami pobiegła na wyścigi, aby schować się pod pobliskie drzewa No tak, pogodę mamy taką, jaką mamy i jak podała telewizja, na Mazurach w ostatnim tygodniu spadało dziennie aż 50 litrów wody na 1 metr kwadratowy. Ile to tak naprawdę jest? Otóż nie mniej, nie więcej, a dwa plastikowe wiaderka, takie, jakich używamy na co dzień w domu, gromadząc w nich odpadki.
Deszcz, co dziwne, tym razem nie popadał długo ani intensywnie, więc wkrótce można było powrócić do zabawy i zawodów. Nawet wyjrzało słonko i tak przygrzało, że wnet wszystkim wysuszyło lekko zmoczone ubranka. Formy architektoniczne budowanych zamków były bardzo różnorodne, a ich wieżyce często zdobione kwiatkami - fot. 3. Zabawa, jak powiedzieli „Kurkowi” uczestnicy zawodów, była przednia, podobały się im także nagrody - rozmaite pluszowe maskotki-przytulanki. Jak widać, bardzo prostym nakładem sił i za pomocą jeszcze prostszych środków (zwykłego piasku) można dzieciakom przygotować prawdziwą frajdę... Nawet, gdy pada.
”Orlik” z podciętymi skrzydłami
Zupełnie inny widok rysował się natomiast na nie tak odległych boiskach „Orlika”. Dzieciaki nie mogły tam rywalizować sportowo, bo oba obiekty zostały zamknięte - fot. 4. Powód był prozaiczny - zalanie wodą. Cóż, sztuczna murawa, to nie naturalna trwa, no i woda deszczowa nie chce przez plastik przesiąkać i tyle! Przy okazji widać, że boisko nie jest idealnie wypoziomowane, bo gdyby tak było, woda pokrywałaby równomiernie całą jego powierzchnię, a nie zalegała tylko na prawej (patrząc na
zdjęcie) połowie murawy. W tym miejscu taka ciekawostka. Otóż płyty starożytnych rzymskich stadionów olimpijskich były poziomowane wprost doskonale, a przecież ich budowniczowie nie znali współczesnych niwelatorów optycznych, nie mówiąc już o laserowych tego typu ustrojstwach.
Jak tego dokonywali? W bardzo prosty sposób - wzdłuż i poprzek budowanego boiska kopali rowki i napełniali je wodą. Gdy ta wypełniła rowki, zbierali ziemię do poziomu lustra wody, uzyskując w ten sposób idealnie płaską i wypoziomowaną powierzchnię. I jeszcze jedno - zamknięcie obu boisk z powodu zalania wydaje się oczywiste, ale dlaczego nieczynna była także wypożyczalnia sprzętu wodnego? Czyżby po ostatnich ulewach tak mocno podniósł się poziom wody w jeziorze, że ta mogłaby się wlewać do pływających po nim łódek i kajaków?
OBRÓCONE ŁAWECZKI
Nasz Czytelnik Grzegorz Przybyłek pisze w e-mailu, że część ławek nad małym jeziorem jest zwrócona tyłem do akwenu. Jak zauważa - żadna to radość siąść nad brzegiem, gdy nie widać toni - fot. 5 Pyta także, czy rzeczonych ławek nie dałoby się odwrócić. Otóż dałoby się. Już we wrześniu ubiegłego roku, tj. jeszcze przed oficjalnym otwarciem parku pisaliśmy jak to na nowej, dopiero co postawionej ławeczce, rozsiadł się pan Stefan, emerytowany mechanik.
Usadowiwszy się zaklął pod nosem, co to za piorun wymyślił takie ustawienie, po czym żałował, że nie ma już warsztatu. Gdyby go miał, skoczyłby po odpowiednie narzędzia i zaraz odkręcił siedzisko od betonowych podstawek. Potem nie pozostałoby nic innego, jak obrócenie go w stronę jeziora, aby obserwować sunące po wodzie łabędzie i bijącą w oddali fontannę. Zaraz też po uroczystym otwarciu parku wielu mieszkańców miasta pytało o to samo, czyli dlaczego nadbrzeżne ławki stoją plecami do jeziora, co wydaje się nielogiczne. Władze miejskie, bo projektant gdzieś się zapodział, orzekły, że to względy bezpieczeństwa m. in. zadecydowały o takim ich ustawieniu, ażeby nikt podczas nieostrożnego ruchu nie zsunął się z ławki po stromej skarpie wprost do wód jeziora. Przy okazji, skoro o parku mowa, wspomnijmy o tzw. gabionach. Niedawno pisaliśmy o tym, że metalowe barierki uszkodzili nieznani wandale. Wkrótce po tym zostały one wszystkie szybko i sprawnie naprawione przez remontową ekipę wykonawcy, czyli „Skraw-Metu”. Warto tu zaznaczyć, że dobrym posunięciem był wybór na wykonawcę miejscowego przedsiębiorstwa, i to nie tylko dlatego, że takowe należy popierać. Korzyści dodatkowe są bowiem i takie, że w razie awarii, szybko i sprawnie może być ona usunięta, bo firma funkcjonuje na miejscu, ba, nawet możliwe jest wprowadzenie na bieżąco istotnych poprawek konstrukcyjnych. Wcześniej oparcia, wykonane zresztą zgodnie z projektem, były dość delikatnie mocowane pojedynczymi podpórkami, co spowodowało, że gdy ktoś tylko usiadł na oparciu, choć do tego nie było ono i nadal nie jest przeznaczone(!), zaraz się wyginało. Teraz zamontowano, przy okazji napraw, dodatkowe metalowe wsporniki znacznie usztywniające całość konstrukcji - fot. 6 (element podkreślony czerwoną linią).
Teraz barierki są daleko bardziej wandaloodporne, choć, jak zaznaczają pomysłodawcy tej poprawki, nigdy 100% niezniszczalności się nie uzyska.