Już w starożytnym Egipcie nazywany był "boską tkaniną", z której tkano szaty kapłanów. Nie uczula, a latem, podczas upałów łagodnie chłodzi. Jest materiałem wykorzystywanym przez czołowych dyktatorów mody. Największym zmartwieniem kierownictwa szczycieńskiej fabryki produkującej przędzę lnianą jest chińska konkurencja stosująca ceny dumpingowe.
SPADEK PO LENPOLU
Jeszcze dwadzieścia kilka lat temu Szczytno było ważnym ośrodkiem przemysłu lniarskiego na mapie kraju. Kiedy jednak po przemianach ustrojowych na początku minionej dekady przestał funkcjonować Lenpol wydawało się, że te czasy minęły bezpowrotnie. O dawnej świetności jednego z największych niegdyś zakładów w mieście przypominały już tylko opustoszałe hale i niezagospodarowane pomieszczenia biurowe. Nadzieje na wznowienie działalności powróciły w drugiej połowie lat 90. Wtedy znana francuska firma Safilin przeniosła część swojej produkcji do Polski. W 1995 roku kupiła w Miłakowie przędzalnię, która dawniej była filią szczycieńskiego Lenpolu. Kiedy jednak nastąpił kryzys w branży, zakład usamodzielnił się i w momencie przejścia we francuskie ręce funkcjonował już jako niezależny od szczycieńskiej centrali. Dwa lata później Safilin rozpoczął produkcję w Szczytnie.
- Zdecydowała o tym głównie fachowość ludzi, którzy mieli bogate doświadczenie w branży lniarskiej - mówi prezes Safilinu Janusz Stanejko.
Poza wykwalifikowanymi pracownikami, w spadku po Lenpolu nowy zakład nie otrzymał w zasadzie nic więcej. Maszyny trzeba było całkowicie wymienić, a istniejące zaplecze znacznie rozbudować i unowocześnić.
FIRMA Z TRADYCJAMI
O Safilinie można śmiało powiedzieć, że to firma z tradycjami. Została założona w 1875 roku przez rodzinę Salmon (dzisiejsza nazwa pochodzi od francuskiego skrótu oznaczającego w tłumaczeniu "przędzalnię rodziny Salmon"). Zakład mający swoją siedzibę w Lille przechodził różne koleje losu. W czasie I wojny światowej, z racji położenia blisko linii frontu, uległ niemal całkowitemu zniszczeniu. Od początku specjalizował się w produkcji przędz lnianych. Dziś francuska "firma matka" ma 100% udziałów w Safilin Polska. Zarząd jest jednoosobowy, na jego czele stoi prezes. Radę Nadzorczą tworzą prezes zarządu Safilin Francja, dyrektor finansowo-administracyjny oraz dyrektor ds. technicznych.
CHIŃSKI PROBLEM
Według prezesa, szczycieński zakład jest filarem grupy i wyróżnia się pod względem sprzedaży nie tylko w Polsce, ale także we Francji. Safilin, jako jedna z trzech firm ze Szczytna znalazł się na opublikowanej przez "Rzeczpospolitą" liście 2000 największych przedsiębiorstw w Polsce. Jego przychody osiągnęły 69,1 mln złotych. Zatrudnienie w szczycieńskim zakładzie waha się od 300 do 500 osób.
- Wynika to z sezonowości produkcji. Znacznie się ona obniża od połowy grudnia do połowy marca - mówi prezes Stanejko.
Nie tylko to ma wpływ na liczbę zatrudnionych pracowników. W ostatnim czasie głównym zmartwieniem kierownictwa Safilinu jest chińska konkurencja. Kłopoty rozpoczęły się w styczniu 2005 roku, kiedy Chiny zostały dopuszczone do Organizacji Handlu Światowego. Stosując na szeroką skalę dumping poprzez sprzedaż tkanin w cenie przędzy, Chińczycy zmusili Safilin do obniżki cen jego produktów na rynkach europejskich.
- Ceny spadły o około 30%, ale i tak są wyższe od chińskich - podkreśla Janusz Stanejko.
Firma podejmuje jednak szereg działań mających na celu walkę z nieuczciwą konkurencją. Służy temu przede wszystkim podnoszenie jakości oferowanych produktów.
- Nasze wyroby są bardziej wysublimowane. Wyprzedzamy Chińczyków proponując produkty, których oni jeszcze nie wymyślili - tłumaczy prezes.
SEKRETY CIENKIEJ NITKI
W szczycieńskim zakładzie produkowana jest przędza w tzw. technologii mokroprzędziowej, czyli bardzo cienka. Nadaje się ona nie tylko do szycia z niej obrusów i pościeli, ale także ubrań - koszul, spodni czy marynarek. Grubość przędzy określa się za pomocą numeru metrycznego. Im jest on wyższy, tym cieńsza nitka. W Szczytnie powstaje przędza o numerze 42. Oznacza to, że w jednokilogramowym kłębku mieści się nitka długości 42 km.
Technologia wykorzystywana w szczycieńskim zakładzie jest droższa od tej stosowanej w Miłakowie. Tam produkuje się przędzę grubszą, wykorzystywaną m.in. do szycia materiałów brezentowych czy obić na meble.
Safilin dostarcza swoją nitkę do wszystkich przędzalni w Polsce i krajach ościennych. Wyrób ze Szczytna trafia też do Rosji i Japonii. Producentem ubrań z przędzy produkowanej przez Safilin jest m.in. słynny Hugo Boss.
- W najlepszych zagranicznych sklepach oferujących odzież z lnu ok. 20% wyrobów powstało z naszej nitki - szacuje prezes Stanejko.
Przyznaje jednak, że w Polsce ma stosunkowo niewielu klientów. Wynika to z tego, że funkcjonują u nas tylko dwie liczące się firmy lniarskie. Podobna sytuacja panuje w innych środkowoeuropejskich krajach.
Obecnie len nie podlega już takim wahaniom mody jak jeszcze kilkadziesiąt lat temu.
- Był czas, kiedy wielcy dyktatorzy mody zachłysnęli się tkaninami sztucznymi i w branży lniarskiej zanosiło się na poważny kryzys. Od kilku lat len jest jednak łączony z innymi materiałami, więc nie ma już tego problemu - mówi prezes Safilinu.
Podkreśla, że na wzrastającą popularność lnianych tkanin ma wpływ obserwowana ostatnio tendencja powrotu do natury. Ulegają jej głównie ludzie młodzi.
LEN NIE Z POLSKI
Rodzimych plantatorów lnu martwi zapewne fakt, że wykorzystywany do produkcji w szczycieńskim zakładzie surowiec w całości pochodzi z Francji i Belgii. W Polsce, w wyniku kryzysu całego przemysłu i brakiem zbytu, znacznie zmniejszył się obszar upraw. Dawniej pola obsiewane lnem znajdowały się także w okolicach Szczytna, teraz nie ma już po nich śladu. Obecnie roślina ta jest uprawiana głównie na Lubelszczyźnie i Wielkopolsce. Zdaniem prezesa Safilinu, odnowienie tej produkcji wiązałoby się z ogromnymi nakładami oraz inwestycjami w dziedzinie agrotechniki. Len rosnący w Polsce nie spełnia wymogów pod względem jakości.
- W dobie chińskiej konkurencji musimy na nią stawiać, tylko ona jest warunkiem przetrwania firmy. Len uprawiany w Polsce nie daje nam tej gwarancji - mówi Janusz Stanejko.
SĄSIEDZKI SPÓR
Zakład, jak zapewnia prezes, dokłada wszelkich starań, aby prowadzona w nim produkcja odbywała się bez uszczerbku dla środowiska. Choć len należy do surowców naturalnych, to jednak w trakcie jego obróbki powstaje szkodliwa dla przyrody krzemionka z włóknami celulozy. Osobnym problemem szczycieńskiego Safilinu jest kwestia instalacji burzowej, do której spływają również zanieczyszczenia z sąsiednich zakładów znajdujących się w Specjalnej Strefie Ekonomicznej. Jeśli więc na szczycieńskim jeziorze pojawia się wyciek trujących substancji, w gronie podejrzanych znajduje się od razu także i Safilin. Kierownictwo zakładu narzeka też na utrudnienia wynikające z sąsiedzkich sporów z Favorit Furniture. Safilin musi pompować ścieki po całej niemal strefie oraz działkach osób prywatnych, ponieważ nie ma na swoim terenie kolektora. Ten znajduje się przy ulicy Gnieźnieńskiej.
- Niestety, nasz sąsiad nie pozwala nam pompować nieczystości przez swój obszar - wyjaśnia prezes Stanejko.
Dodaje, że jest zainteresowany budową kolektora przy ulicy Pasymskiej. Jeżeli miasto wyraziłoby chęć jej rozpoczęcia, to Safilin partycypowałby w kosztach inwestycji. Może to być jednak trudne, bo kontakty między firmą a szczycieńskim samorządem, zwłaszcza miejskim, są sporadyczne.
- Byłoby dobrze, gdyby władze częściej tu przyjeżdżały i rozmawiały o najbardziej palących problemach, chociażby o kanalizacji - mówi prezes.
UROK LNIANYCH TKANIN
W minionym roku Safilin zainwestował w szczycieński zakład ponad 3 mln euro. Za te środki zakupiono nowe maszyny do produkcji cienkiej przędzy, zamontowano również nową instalację odpylania oraz wybudowano hale. W bieżącym roku do wykorzystania jest 1 mln euro. Kierownictwo firmy planuje dalszą modernizację parku maszynowego oraz wprowadzanie nowych technologii.
- Nie mogę jednak powiedzieć, że za tymi inwestycjami pójdzie także wzrost zatrudnienia. Wszystko zależy bowiem od zapotrzebowania na przędzę na światowych rynkach - tłumaczy prezes.
Niewykluczone, że wkrótce ono wzrośnie, ponieważ len ma sporo atutów. Jest to włókno całkowicie naturalne. Pod tym względem ustępuje mu nawet bawełna, do której dodawane są pestycydy. W lnianą garderobę powinni zaopatrywać się alergicy. Nigdy nie stwierdzono, by włókna produkowane z tej rośliny powodowały uczulenie. W czasie upałów ubrania uszyte z lnu dają przyjemne, naturalne ochłodzenie. Prezes Stanejko zapewnia, że sam nosi letnie koszule i garnitury wykonane z tej właśnie tkaniny. Walory naturalnej przędzy doceniły także jego żona i córki. Większość ich letniej garderoby stanowią ubrania uszyte z lnu. W domu szefa Safilinu nie brakuje też lnianych obrusów. Janusz Stanejko nie kryje, że darzy ten materiał sporym sentymentem.
- Len ma on w sobie dużo uroku - przyznaje.
Ewa Kułakowska
Janusz Stanejko ma 47 lat. Na stałe mieszka w Olsztynie. Żonaty, ojciec dwóch córek w wieku 19 i 11 lat. Z wykształcenia inżynier mechanik, ukończył także podyplomowe studia z zakresu zarządzania przedsiębiorstwami w Lyonie. Wcześniej pracował jako asystent na wydziale mechanicznym olsztyńskiej Akademii Rolniczo-Technicznej. Jego hobby to gra w siatkówkę oraz literatura. Do ulubionych lektur zalicza powieści historyczne oraz "Pana Tadeusza" Adama Mickiewicza.
2006.02.22