...Pranie i z poezją Gałczyńskiego wielokrotne spotkanie. Pierwszy raz w zakątku ukochanym przez słynnego poetę zjawiłam się we wrześniu 1999 r. Tuż przed zakończeniem pracy zadzwoniła koleżanka i spytała czy chcę jechać do Prania, bo ktoś zrezygnował i ja, ot tak, z marszu, zajęłabym wolne miejsce.
Wprawdzie miałam strój biurowy, a nie wycieczkowy, ale decyzję podjęłam natychmiast i pojechałam. Pierwsza wizyta w ukrytym wśród Puszczy Piskiej zakątku sprawiła, że w Praniu zjawiam się cyklicznie. Zawsze odnajduję tam wyciszenie i duchowe zespolenie z wrażliwością poety. Bowiem Konstanty Ildefons Gałczyński pozostawił potomnym dary własnego serca. Nadał świeżość i nowy wyraz prostym uczuciom: miłości, tkliwości i sentymentu dla najbliższego otoczenia. Ożywił szarą, zwyczajną codzienność blaskiem własnej, niezwykle bogatej wyobraźni. Wydobył liryzm i czarodziejskie piękno z ubogich rekwizytów powszedniego życia. Podczas pierwszej, wrześniowej wyprawy wsłuchiwałam się w „Pieśni”, „Kronikę olsztyńską”, „Wita Stwosza”, „Niobe”... Przysięgam, trafiłam wprost „Na wyspy szczęśliwe” i chodząc po przemienionej w muzeum leśniczówce szeptałam: lato jakże cię ubłagać? Prośbą jaką? Łkaniem jakim?... Nawet na chwilę zadumy usiadłam za biurkiem poety.
Oczywiście mam wiele pamiątek z bytności w Praniu, wiele fotek i wiele przygód. Gdy powstały „Kręcioły”, to zwykłam mawiać, że może w rocznicę poznania pojedziemy do Prania, by powitać lato, co wy na to? O dziwo, wszyscy chcieli i na rowerach pomykaliśmy tam. Tu muszę zdradzić, że na tę rowerową wyprawę peleton został podzielony na dwie grupy. Pierwsza silna, licząca 11 osób grupa ze Szczytna w dniu 20 maja ruszyła do Prania na rowerach. Słabsi pojechali do Rucianego Nidy pociągiem. Cała rowerowa grupa spotkała się na parkingu przed muzeum. Nim wkroczyliśmy na teren leśniczówki, odczytaliśmy wybrane wiersze, by duchowo zespolić się z wrażliwością poety. Szczęśliwi i zadowoleni już wszyscy razem z leśniczówki Pranie wracaliśmy przez Krzyże, Karwicę, Faryny, Świętajno, Jerutki wprost do Szczytna. Z czasem nabraliśmy takiej wprawy, że trasę pokonywaliśmy tylko na jednośladach w obydwie strony. Zawsze towarzyszyły nam nowe przygody i niezwykłe doznania. Bo nawet gdy ktoś złapał „gumę”, albo „zająca” to za każdym razem na serce kładliśmy mu mech jak opatrunek ...
Na swoim koncie mam wiele rowerowych wypraw do Prania oraz kilka innymi środkami lokomocji. Niedawno poproszono mnie, bym poleciła turystom wypoczywającym w okolicach Szczytna jakieś urokliwe miejsce do zwiedzania, bo najbliższą okolicę już poznali. Natychmiast zaproponowałam, by pojechali do Prania. Ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu odpowiedzieli, że mają wszystko czyste i nie muszą oddawać do prania. Wówczas wyjaśniłam, że w leśniczówce w niedalekim sąsiedztwie Rucianego Nidy ostoję spokoju znalazł słynny poeta Konstanty Ildefons Gałczyński. Zaczęli się śmiać, bo poezję Gałczyńskiego znali, ale o Praniu nie słyszeli. Spytali też, czy tam można coś zjeść. Odpowiedziałam, że Pranie dostarcza głównie strawy duchowej, ale ja osobiście jadałam tam wielokrotnie własne śniadanie i to na trawie. Dodałam, że jadłam też posiłek z aktorem Henrykiem Talarem oraz Jagienką i Wojciechem Kassami, opiekunami niezwykłego zakątka. A gdy spytali: „a kiedy to było?” z precyzją odpowiedziałam, że dokładnie 8 sierpnia 2010 r. Utworzyłyśmy Szczycieński Fanklub Gałczyńskiego i pojechałyśmy wysłuchać deklamacji i interpretacji wierszy w wykonaniu aktora teatralnego i filmowego Henryka Talara. Całość została wzbogacona muzyką Fryderyka Chopina w wykonaniu pianisty Radosława Sobczaka. Znów się śmiali, że to dawna sprawa, więc z powagą wyjaśniłam, że niezapomniana. Ponieważ na wycieczkę koleżanka Elżbieta zabrała kosz wiktuałów z pochodzącymi z jej gospodarstwa produktami, poczęstowała nas oraz wymienione wyżej osoby. Takich spotkań się nie zapomina - one zapadają w pamięć na zawsze. W leśniczówce Gałczyńskiego autentycznie bije zielone serce przyrody i na wszystkich czekają przygody. Wybierzcie się tam panowie i panie, bo czarowne jest Pranie.
Grażyna Saj-Klocek