Droga
Przyjaciółko "Kurka",
chcę przypomnieć minione święto, bo to wasze halloween zupełnie naszego święta nie przypomina. Nasze składa się właściwie z dwóch: Wszystkich Świętych - 1 listopada oraz Zaduszek - 2 listopada. Nasze Zaduszki mają podobne źródło do irlandzkiego odstraszania duchów na wesoło, chociaż u nas przybrały charakter litewskich "dziadów". A kysz! Duchu marny!
Wpatrzony w palące się znicze, ni stąd ni zowąd przypomniałem sobie cmentarze, które w swoim życiu odwiedzałem, choć pewnie nie wszystkie. Zwiedzając jakieś nieznane mi miasta, mam zwyczaj odszukać cmentarz, bo nigdzie, tak jak na cmentarzu, nie jest zapisana historia ludzi i miasta.
Najsmutniejsze refleksje budzą stare, opuszczone cmentarzyki, których wiele jest u nas, na Warmii i Mazurach. Cieszy mnie natomiast, gdy cmentarzyk jest zadbany, a groby uporządkowane. W podszczycieńskich lasach także rozsiane są małe cmentarze. O jednym, szczególnie smutnym, chcę Ci napisać. W Łysej Górze cmentarz położony jest na górce, można powiedzieć - nad całym osiedlem wioskowo-wypoczynkowym. Niewielki, kilkanaście grobów. Wyróżnia się tym, że jedna z mogił jest zawsze uporządkowana, a na Wszystkich Świętych dodatkowo palą się na niej znicze. Do kogo należy ta mogiła? Do młodej dziewczyny. Nie wiem, ile miała lat, ale zmarła tuż przed ślubem. W ferworze weselnych przygotowań biegała po obejściu i zaziębiła się. Pewnie biegała spocona w samej haleczce. I nieszczęście gotowe. Wywiązało się zapalenie płuc. Zmarła jeszcze przed przyjęciem weselnym. Wiem o tym od ludzi, którzy się grobem opiekowali jeszcze kilka lat temu na zlecenie rodziny, która wyemigrowała do Niemiec.
No dobrze - powiesz Droga Przyjaciółko - ale nie każdy grób ma takiego opiekuna. Większość przecież zmarła! Masz rację. Opowiem Ci więc drugą historię. Z Warszawy. Z racji swoich obowiązków w Stowarzyszeniu Pisarzy Polskich odwiedzałem groby zmarłych kolegów. Tak trafiłem na grób znanego poety Mirona Białoszewskiego. Wciśnięty między dwie sąsiednie mogiły znajdował się właściwie na ścieżce. Zaniedbany, zarośnięty. Przypadek zdarzył, że w czasie, gdy o tym opowiadałem, przysłuchiwała się temu grupa przyjaciół mojego syna - dziewczęta i chłopcy licealiści. Nie uwierzysz, ale na tamto Święto Zmarłych grób Mirona mógł służyć za wzór: posadzone kwiatki, palące się znicze, czysto i schludnie. Nie wiem, jak tego młodzież dokonała - miejsca tam było przecież niewiele. Ale sobie poradzili. Wiem też, że jakiś czas opiekowali się tym grobem.
Może by tak u nas, w naszych szkołach rozpowszechnić modę na opiekowanie się opuszczonymi grobami. Zarówno katolickimi, jak i protestanckimi czy żydowskimi.
Chwalono by nas za to na całym świecie. Zamiast halloween - porządki robione na cmentarzu. To przecież też nic innego jak oswajanie się ze śmiercią.
Pozdrowienia
Marek Teschke
2005.11.09